W ubiegłym roku polscy sportowcy zdobyli w mistrzostwach świata 11 medali. Statystyka pokazuje, że w igrzyskach dorobek może być o połowę mniejszy. Szef zespołu wsparcia Klubu Polska Londyn 2012 Paweł Słomiński wierzy jednak, że ta tendencja ulegnie odwróceniu. "Były takie igrzyska, kiedy liczba zdobytych medali była niemal równa liczbie krążków przywiezionych rok wcześniej z mistrzostw świata. Ja wierzę, chcę wierzyć i muszę wierzyć, że tak samo będzie w Londynie" - stwierdził były trener Otylii Jędrzejczak.

Polska Agencja Prasowa: Czy funkcjonujący od ponad dwóch lat Klub Polska Londyn 2012, skupiający najlepszych zawodników w kraju, znacząco poprawił ich warunki przygotowań?

Paweł Słomiński: Ma on za zadanie stworzyć superdoskonałe warunki najlepszym zawodnikom i tym, którzy przygotowują się w ramach programów indywidualnych. Generalnie rzecz biorąc, Polacy mają warunki takie jak ich przeciwnicy. Ja nawet zaryzykuję stwierdzenie, że mają lepsze.

Chyba nie do końca sportowcy odczuwają różnicę w porównaniu z tym, co było kiedyś...

Najlepsi zawodnicy zawsze byli hołubieni. Ja sam mogłem to odczuć przygotowując kilka lat temu Otylię Jędrzejczak i Pawła Korzeniowskiego. Ale ten program wniósł pewne wartości dodane, m.in. pozwalając sportowcom na finansowanie ich przygotowań z pieniędzy budżetowych również w tzw. szkoleniu stacjonarnym. Jeśli jakiś wybitny zawodnik ma warunki gorsze w macierzystym klubie, z racji jakiś jego problemów finansowych, to z puli programu może sobie zapewnić np. opłacenie treningów na jakimś specjalistycznym sprzęcie. Tego wcześniej nie było.

Czy powstanie analogiczny program przed igrzyskami Rio de Janeiro 2016?

Wiem, że trwają obecnie rozmowy na najwyższym szczeblu o tym, co dalej z polskim sportem wyczynowym, o zasadach jego finansowania. Przyznaję jednak, że obecnie bardziej koncentruję się na ostatnich przygotowaniach do londyńskich igrzysk.

Czym zespół wsparcia, którym pan kieruje, będzie się zajmował podczas samych igrzysk?

Z zespołu tylko ja jestem członkiem wąskiej, dziesięcioosobowej misji olimpijskiej. Moja rola będzie polegała między innymi na tym, aby być blisko zawodników objętych programem indywidualnym i dopilnować by w decydujących momentach nie popełniono jakiś błędów, jak choćby słynna zbyt lekka łódka (podczas igrzysk Ateny 2004 Aneta Konieczna została zdyskwalifikowana w półfinale zmagań K-1˙500 m z powodu zbyt niskiej wagi kajaka - przyp. PAP).

Szans medalowych w Londynie należy upatrywać w startach członków Klubu?

Cele wyznaczone w stosunku do zawodników objętych programem indywidualnym nie mogą być inne jak walka o olimpijskie medale. Po to ten program został stworzony i po to zainwestowaliśmy w nich duże środki finansowe. Aczkolwiek wiadomo, że to jest sport. Różne sytuacje mają miejsce, niektórzy zawodnicy są po urazach. Faktycznie mamy około 25 szans medalowych, a statystyki z poprzednich igrzysk pokazują, że sprawdzalność szans waha się zwykle między 30 a 35 procent; były takie zmagania olimpijskie, że wykorzystało się ich nawet 45 procent. Łatwo więc policzyć, ile medali powinniśmy przywieźć.

Jest też jednak inna statystyka, znacznie czarniejsza. W ostatnim czasie w roku przedolimpijskim polscy sportowcy zdobywali w mistrzostwach świata mniej więcej dwa razy tyle medali, co później w igrzyskach. W 2011 na zawodach rangi MŚ wywalczyli ich zaledwie 11.

Igrzyska w Londynie będą niezwykle ciężkimi, ale gdyby ta reguła i tym razem się powtórzyła to byłby to bardzo słaby wynik. Wydaje mi się jednak, że negatywna tendencja musi się odwrócić. Były takie igrzyska, kiedy liczba zdobytych medali była niemal równa liczbie krążków przywiezionych rok wcześniej z mistrzostw świata. Ja wierzę, chcę wierzyć i muszę wierzyć, że tak samo będzie w Londynie.