To najbardziej szalony okres przedświąteczny w karierze jedynego polskiego koszykarza w lidze NBA - Marcina Gortata. Po transferze z Orlando Magic do Phoenix Suns musi w krótkim czasie poznać zagrywki "Słońc" i znaleźć nowe mieszkanie.

Na razie mieszkam w hotelu w Phoenix, ale w ciągu kilku dni chcę wynająć, jak najszybciej, mieszkanie, albo dom. Nie chcę spędzać Świąt Bożego Narodzenia w hotelowych ścianach. Cały czas jestem w kontakcie z ludźmi w Orlando Magic. Tylko dzięki nim moja przeprowadzka będzie możliwa w tak krótkim czasie. Świętowanie będzie w tym roku utrudnione, ale wiem, że mogę liczyć na obecność i wsparcie najbliższych - mojej dziewczyny Ani i przyjaciela Michała - mówi Gortat.

Mam 26 lat i wchodzę w najlepszy czas dla koszykarza. Jestem gotowy na nowe wyzwania, a transfer do Phoenix jest właśnie takim wyzwaniem. Do tej pory nie miałem stabilności - raz grałem 4 minuty, raz 15 minut. Jeśli dostanę więcej minut na parkiecie, a mam nadzieję, że to się stanie w Phoenix, stabilizacja formy przyjdzie sama. Siedzenie na ławce w Orlando na pewno w niczym mi nie pomagało. Dwight był wszędzie - zdobywał punkty, "czyścił" piłki pod tablicami. Z nim grało mi się trudniej niż jako jego zmiennik. W Phoenix będzie inaczej, ale wiadomo, że będę miał słabsze mecze. To normalne, bo nie jestem robotem. Im szybciej ludzie zdadzą sobie z tego sprawę tym lepiej dla wszystkich - dodaje Gortat.

Na pytanie o przedświąteczne zakupy polski center odpowiada, że z tym rzeczywiście jest problem. Te codzienne często robiłem sam w Orlando, ale ponieważ byłem coraz bardziej rozpoznawany, a ludzie w sklepach, na ulicach zbyt wścibscy, to zostawiłem to na głowie Ani. Do kupowania prezentów mam zaufanych ludzi, ale jasne że kupuję także sam. W meczach wyjazdowych często nasze hotele położone są blisko wielkich galerii. Wtedy można wyskoczyć na godzinę, nawet pół i przynieść torby pełne prezentów.