Trener Liverpoolu Juergen Klopp poczuł ulgę po zakończeniu rewanżowego meczu półfinału Ligi Mistrzów i przyznał, że jego piłkarze potrzebowali nieco szczęścia, by wyeliminować AS Roma. Wściekłości na sędziego nie ukrywał właściciel włoskiego klubu James Pallotta.

Pierwszy mecz półfinałowy Liverpool wygrał 5:2 i wydawało się, że w rewanżu będzie kontrolował sytuację. Środowy pojedynek w Rzymie zaczął się po jego myśli, bowiem już w dziewiątej minucie wyszedł na prowadzenie, ale emocji nie zabrakło do samego końca. Druga połowa była naporem zdeterminowanych zawodników Romy. Gospodarze co prawda wygrali 4:2, ale w dwumeczu nieznacznie lepsi okazali się "The Reds" i to oni awansowali do finału.

Klopp przyznał, że tego dnia jego zawodnicy nie najlepiej realizowali założenia taktyczne co do gry w defensywie.

To był pierwszy raz, kiedy nie graliśmy tak dobrze, jak potrafimy. Dlatego też potrzebowaliśmy szczęścia i mieliśmy je. Zostawiliśmy rywalom za dużo przestrzeni. Nasi ostatni obrońcy byli zbyt głęboko. Nie można tak grać. To był pierwszy półfinał LM dla większości moich piłkarzy i to normalne, że musieli panować nad nerwami. Było w nich trochę zbyt duże podekscytowanie niż to, jakie chciałem, by im towarzyszyło - podsumował szkoleniowiec.

Po raz drugi dotarł on do finału europejskich pucharów z Liverpoolem. W sezonie 2015/16 jego podopieczni wystąpili w decydującym meczu Ligi Europejskiej, w którym przegrali z Sevillą 1:3.

Niemiec podkreślił jednocześnie, że jego zespół - niepokonany do środy w bieżącej edycji LM - w finale nie znalazł się przez przypadek.

Zasłużyliśmy na finał w stu procentach. Takich rzeczy nie osiąga się, nie mając szczęścia. Ale dziś potrzebowaliśmy go tylko raz. Moi chłopcy w pełni na to zasłużyli ze względu na charakter, który pokazali i futbol, który zaprezentowali. To było szaleństwo. Dla obu drużyn dodatkowy czas gry to było prawdziwe wariactwo. Stan rywalizacji w dwumeczu 7:6 brzmi szalenie, bo to było szalone - zaznaczył.

W zgoła odmiennym nastroju był Pallotta. Właściciel Romy miał spore zastrzeżenia do pracy arbitrów w środowym pojedynku i stwierdził, że kilka ich decyzji było krzywdzących dla jego zespołu.

Wiem, że takie spotkania są trudne do sędziowania, ale to naprawdę zawstydzające, że przegraliśmy w taki sposób. Nie można po prostu dopuszczać do takich rzeczy - podkreślił.

Jego zdaniem ekipie ze stolicy Italii należały się dwa rzuty karne w drugiej połowie, których słoweński arbiter Damir Skomina nie podyktował. Przy stanie 2:2 piłka zmierzająca do bramki trafiła w rękę jednego z obrońców Liverpoolu Trenta Alexandra-Arnolda. Gospodarze domagali się "jedenastki" również wcześniej, kiedy przegrywali 1:2. Edin Dżeko został sfaulowany w polu karnym przez Lorisa Kariusa, ale sędzia liniowy dopatrzył się pozycji spalonej Bośniaka.

Każdy może obejrzeć te sytuacje. W 49. minucie Dżeko nie był na spalonym, a został powalony przez bramkarza rywali. Potem było zagranie ręką - oczywiste dla każdego na świecie poza panami znajdującymi się na boisku. Poza tym w 63. minucie arbiter powinien pokazać czerwoną kartkę jednemu z przeciwników. To, że w LM nie stosuje się systemu analizy wideo (VAR) to absolutny żart - wściekał się Pallotta.

Spokojniej do sprawy podszedł szkoleniowiec Romy Eusebio di Francesco, który pochwalił podopiecznych za ducha walki w rewanżu. Nie po raz pierwszy w bieżącej edycji LM popisali się determinacją. W ćwierćfinale wyeliminowali Barcelonę, choć pierwszy mecz przegrali 1:4 (w rewanżu wygrali u siebie 3:0). W dwumeczu z Liverpoolem nie udało im się powtórzyć tego wyczynu.

W tym roku dokonaliśmy czegoś naprawdę niesamowitego. Jestem nieco zły i nadal myślę o całej sytuacji. Co więcej mogliśmy zrobić? Liverpool nie okradł nas z niczego. Zagrał świetnie. Wygrali dzięki szczegółom. Powinno być więcej meczów takich jak ten środowy. To było naprawdę imponujące - przyjść tu wieczorem na mecz i zobaczyć tych wszystkich ludzi na stadionie. Przykro mi, że nie mogliśmy im dać prawdziwie magicznego wieczoru. Byłem pewien, że możemy odrobić stratę w drugiej połowie. Cieszy mnie mentalny rozwój zespołu - podsumował di Francesco.

Roma zagrała w półfinale LM po raz pierwszy, a w Pucharze Europy wystąpiła na tym etapie zmagań ostatnio w sezonie 1983/84.

Liverpool w finale, który odbędzie się 26 maja w Kijowie, zmierzy się z Realem Madryt. Ekipa ze stolicy Hiszpanii wystąpi w decydującym meczu LM po raz czwarty w ostatnich pięciu latach. Triumfowała we wszystkich trzech przypadkach w tym okresie - w 2014, 2016 i 2017 roku.

Za nami fantastyczna przygoda, ale wciąż mamy robotę do wykonania. Ludzie na ulicach Liverpoolu nie dziękowali mi za doprowadzenie drużyny do finału w LE. Po przegraniu takiego meczu nie ma trofeum. W klubowej siedzibie nie wiesza się srebrnych medali. To przykre, ale tak to wygląda. Awans do finału jest fajną sprawą, ale triumf w nim jest jeszcze przyjemniejszy. Będziemy gotowi, ale nie zapominajmy, że to Real. Nie można być bardziej doświadczonym zespołem w takich rozgrywkach niż "Królewscy". Chyba 80 procent ich zawodników grało w tych trzech ostatnich finałach. Oni grają długo razem i są doświadczeni, a my nie, ale na pewno będziemy "w gazie" - zadeklarował Klopp.