Mark Selby, Roonie O’Sullivan czy Ding Junhiu - to tylko niektórzy faworyci mistrzostw świata w snookerze. Zawody, zgodnie z ponad 30-letnią tradycją, zostaną rozegrane w Cricuble Theatre w angielskim Sheffield. O przyszłości snookera i mistrzostwach z Rafałem Jewtuchem, czterokrotnym mistrzem Polski w snookerze, rozmawiał Patryk Serwański z redakcji sportowej RMF FM.

Patryk Serwański: Od 1977 roku mistrzostwa świata zawsze odbywają się w Cricuble Theatre w Sheffield. To musi być wyjątkowe miejsce dla wszystkich zawodników. Taka snookerowa Mekka.

Rafał Jewtuch: Każdy zawodowiec chce tam zagrać. Były plany przenosin mistrzostw, ale spaliły na panewce. Teatr został wyremontowany, więc umowę przedłużono o pięć lat, ale coraz głośniej mówi się o przeniesieniu mistrzostw do Chin. Możliwe, że za dziesięć lat właśnie tam będą odbywać się te zawody.

Ale kiedy patrzymy na światową czołówkę, to poza kilkoma Chińczykami, nadal liczą się Brytyjczycy, Australijczycy, Kanadyjczycy. Widać jednak, podobnie, jak w choćby w Formule 1, że Azja przyciąga pod względem finansowym.

Ciężar zawodowego snookera i turniejów już został przerzucony w większej części na kontynent azjatycki, nie wiem czy chodzi o zmniejszenie kosztów czy promocje dyscypliny - pewnie o jedno i drugie. Już w tym sezonie więcej turniejów rozgrywanych jest w Azji, a siłą rzeczy mniej w Europie. Za tym pójdzie coraz większa liczba graczy z Chin. Oni będą się pokazywać i myślę, że za kilka lat proporcje się wyrównają i coraz więcej graczy z czołówki będzie właśnie z tego kraju.

Będzie taka azjatycka dominacja w snookerze jak teraz w ping-pongu?

Ja bym snookera porównał bardziej do golfa, niż ping-ponga. Tenis stołowy wymaga powtarzalności i precyzji, ale to rywalizacja dwóch zawodników. To co się wykona zależy od przeciwnika. W snookerze i golfie gra się właściwie z samym sobą. I mamy czas, nie jest potrzeba szybka reakcja jak w ping-pongu. Dlatego w snookerze potrzebne jest opanowanie, siła psychiczna. Nie wiem, czy Azjaci są do tego predysponowani, pewnie tak - kwestia nauki.

Mistrzostwa rozgrywa się w teatrze - wniosek prosty: snooker to sztuka.

Każdy mecz to pewna odsłona, akt sztuki, który trwa 17 dni. Mistrzostwa to 2,5 tygodnia emocji. Cricuble Theater to mała arena, kameralna, mieści się tam niespełna tysiąc osób. To dodaje prestiżu. Umówmy się: snooker to nie jest dyscyplina na wielkie areny. W Cricuble nie ma tego problemu. Prawie zawsze jest komplet. Atmosferę kreuje i ten teatr, i ludzie, którzy przychodzą na te konkretne sztuki.

Przed mistrzostwami dużo mówi się o Marku Selbym. Wygrał już w tym sezonie UK Championship i turniej Masters. Jeśli wygra i mistrzostwa świata będzie czwartym zawodnikiem w historii, który tego dokona. Da radę?

To będą bardzo ciekawe mistrzostwa, po pierwsze ze względu na Selby’ego, ale i Roonie’ego O’Sullivana, bo jego forma to wielka niewiadoma. Sparował z Peterem Ebdonem, ten ocenił jego formę jako rewelacyjną. Jest jeszcze John Higgins, który zdobywa tytułu regularnie w latach nieparzystych. Są inni, którzy dotychczas nie zdobywali wielkich tytułów. Ja stawiam na Ding Junhui’a. Nie zdziwię się, jeśli zostanie mistrzem. Z kolei Selby ostatnio zmienił menedżera.  Pytanie: jak to na niego wpłynie. Z gracza bardzo zachowawczego, stał się zawodnikiem niezwykle ofensywnym, ale sił starczy mu na niewiele meczów, a mistrzostwa świata są bardzo wyczerpujące. W finale trzeba wygrać 18 gier, to są maratony.

Po losowaniu mówi się o czwartej ćwiartce turnieju - są w niej Selby, Junhui, Lisowski. To właśnie w tej części turnieju będzie najciekawiej?

Od drugiej rundy na pewno będzie ciekawie. W pierwszej chyba niezbyt. Ja nie jestem zbyt zadowolony z tego losowania. Jack Lisowski to jest ciekawa postać. Ostatnio bożyszcze mediów. Dużo mówi się o jego formie. Podobno jest świetnie przygotowany. Poza tym jest bardzo dojrzały przy stole.

Doczekamy się maksymalnych breaków: tych po 147 punktów?

Powinno się udać, bo od kilku lat maksymalne breaki zdarzają się regularnie na mistrzostwach i to mimo obcięcia premii, a te przypomnę, jeszcze niedawno wynosiły ponad 150 tysięcy funtów. Abstrahując od nagród finansowych: federacja ufundowała nagrodę - złoty kij, dla zdobywcy najwyższego breaka w turnieju. Jest o co walczyć: prestiż i ciekawa nagroda.

Mówiliśmy trochę o tych zmianach w snookerze, a wyobraża pan sobie, żeby za kilkanaście lat zmieniły się stroje zawodników? Zamiast białej koszuli i muszki, dżinsy i koszulka z logo jakiegoś sponsora? Właściwie dziś poza snookerem jakiś dress code ma jeszcze jeździectwo i to tyle.

Nie, nie wyobrażam sobie czegoś podobnego. Jeździectwo, golf - te dyscypliny z historią nadal dbają o detale związane ze strojem. Trzeba zadać sobie pytanie po co taka zmiana w snookerze? To nie jest dyscyplina wysiłkowa - nowoczesne materiały nie są nam potrzebne. Taki strój to urok snookera, dla zawodników to nie kłopot.

Przy stole zawodnicy i sędzia, także dzięki strojom, wyglądają bardzo dostojnie i poważnie. Do tego są ogromnie skoncentrowani, a jak jest później w kuluarach?

Atmosfera zmienia się całkowicie, wszyscy się odprężają. Oczywiście w trakcie meczu wszyscy zdają sobie sprawę o co walczą i że oglądają ich miliony kibiców. Nie mówię, że przy stole jest grzecznie, a po meczu niegrzecznie, ale na więcej można sobie pozwolić.

Naszych zawodników w światowej czołówce nie ma, ale od lat bardzo lubimy oglądać snookera. Skąd ten fenomen?

Graniem się jeszcze nie zaraziliśmy bo jest mało miejsc do grania, a jeśli chodzi o oglądanie to myślę, że snookerowi służy sezonowość. U nas szarówka, krótkie dni i ta magia zielonego stołu na nas podziałała. Można wtopić się w fotel wziąć herbatę, czy cokolwiek innego i śledzić mecze. Zastanawiać się co można zrobić, jak zagrać. Wszystko oczywiście dzięki kolorowej telewizji. Kiedyś żartowano, że stworzono ją właśnie dla fanów snookera, bo trudno sobie wyobrazić oglądanie meczu na czarno-białym telewizorze, a przecież kiedyś tak właśnie było.