Nie chcę myśleć o przyszłości; trzeba przychodzić na trening i robić swoje - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Pawłem Pawłowskim Iga Baumgart. Brązowa medalistka mistrzostw świata w sztafecie 4x400 metrów przyznaje, że chciała zakończyć karierę, ale do pracy zmotywowali ją najbliżsi. Chce trenować z dnia na dzień i ma nadzieję, że wyniki przyjdą same. To właśnie za wynik na mistrzostwach świata nasze lekkoatletki zostały nominowane w Plebiscycie na Najlepszego Sportowca Polski 2017 Roku, który od ponad 80 lat organizuje "Przegląd Sportowy".

Paweł Pawłowski, RMF FM: Jak się czujesz jako nominowana do tak prestiżowej nagrody?

Iga Baumgart: To niesamowite wyróżnienie i w ogóle nie przypuszczałam, że będę nominowana. Kiedy otrzymałam telefon z informacją o nominacji, to zaniemówiłam. Zawsze uważałam i tak było, że nominowane były największe gwiazdy polskiego sportu. A tu nagle my, takie biegające dziewczynki, też znalazłyśmy się w tym gronie. To jest dla nas coś wielkiego i to zwieńczenie naszej ciężkiej pracy i tego całego fantastycznego roku.

Fantastyczny rok, zwieńczenie ciężkiej pracy, ale miałaś przecież plany, żeby rzucić bieganie.

Chciałam zrezygnować z biegania, bo po prostu miałam dość. Czasem przychodzi w życiu sportowca taki moment, że ma się dość. Nie było też takich wyników, jakich bym sobie życzyła i na jakie zasługiwałam tą pracą, którą wykonywałam. Ale rodzina namówiła mnie do zmiany decyzji. Namawiał mnie też narzeczony i namawiała mnie trenerka. Wszyscy przypominali, że lubię to robić, a te najlepsze lata są jeszcze przede mną i że może warto jeszcze zawalczyć. No i tak z obozu na obóz, z dnia na dzień trenowałam, aż przyszła hala, rekord życiowy i medal, no i poszło! Zostałam więc do dzisiaj.

Skoro poszło, to jakie plany na przyszłość?

Może nie będę myśleć o przyszłości, bo tak właśnie w zeszłym roku było. Nie myślałam o tym, co będzie, o mistrzostwach świata. Stawałam na bieżni, trenowałam, wracałam z treningu zadowolona z wykonanej pracy. I potem przychodziły zawody, na których zdobywałam medale. Dlatego może w tym roku też nie warto myśleć o tym, co będzie. Trzeba przychodzić na trening, robić swoje i mam nadzieję, że medale przyjdą. Wiadomo, że mamy jakiś plan; wiem, do czego się przygotowujemy; wiem, że jest hala i mistrzostwa Europy, na które liczymy. Liczą też na nas kibice. Będę dążyć do celu, ale jednocześnie na co dzień o tym nie myśleć.

Czy w takim razie te pozytywne zawirowania w twoim życiu prywatnym - mam na myśli planowany ślub - wpłyną jakoś na twoje treningi i występy?

Mam nadzieję, że tylko pozytywnie. Chociaż jak się jest na co dzień w domu z narzeczonym, to nie chce się wyjeżdżać na zgrupowania. Wiem, że jadę ciężko pracować i przed nami długa rozłąka. To jest trochę przykre, ale też wiem, że to moje ostatnie lata w sporcie, narzeczony to wie i sam mówi, że mam to wykorzystać. Dopóki biegam na wysokim poziomie, to należy to spożytkować i wycisnąć z tego jak najwięcej.

Narzeczony mocno motywuje?

Oj tak, bardzo! Gdyby nie on, to pewnie w zeszłym roku mogłabym zakończyć karierę. On rozumie, że to moja praca i taka jest jej specyfika. Sam jest sportowcem, dlatego nie mamy z tym problemu. Rozumiemy, że jeździmy na zawody i zgrupowania, a to powoduje rozłąkę.

Chciałbym wrócić jeszcze do Balu Mistrzów Sportu. Czy dotrwanie do tej słynnej jajecznicy o poranku to będzie dla ciebie spory dystans?

Jeśli chodzi o dotrwanie do rana, to nie! Nie będzie z tym problemu, bo jesteśmy zaprawione w bojach. Przede mną wesele, sylwester, więc siłą rozpędu mam nadzieję, że dojdę do dziesiątki w tym plebiscycie. No i oczywiście do siódmej rano na balu! Chociaż jeżeli będziemy na tej gali, to być może na drugi dzień zaplanowany będzie wylot na obóz do RPA i to może spowodować, że będzie trudno przetrwać do rana.

Mówisz, że nie chcesz za bardzo rozmyślać o planach i przyszłości, ale na pewno marzysz o jakimś medalu na jakiejś imprezie.

No marzę! Marzy mi się złoto mistrzostw Europy. Marzy się też medal igrzysk olimpijskich. Marzę też o finale jakiejś mistrzowskiej imprezy indywidualnej.


(e)