Rafał Jurkowlaniec jako ósmy z członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego podał się do dymisji. "Aferami muszą się zająć prokuratury i sądy. To one powinny wyjaśnić bulwersujące działania i zachowania osób związanych z polskim kolarstwem, prowadzące do niszczenia tej dyscypliny sportu, nadużyć władzy i stawiania ciężko pracujących zawodników, trenerów, kadry szkoleniowej i struktur regionalnych w tak negatywnym świetle. To one powinny też chronić osoby poszkodowane, które dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniami nie w blasku fleszy, lecz przed przedstawicielami instytucji, którym ufają” – napisał na Facebooku. "Granice przyzwoitości zostały w tym przypadku przekroczone” – dodał.

Rafał Jurkowlaniec jako ósmy z członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego podał się do dymisji. "Aferami muszą się zająć prokuratury i sądy. To one powinny wyjaśnić bulwersujące działania i zachowania osób związanych z polskim kolarstwem, prowadzące do niszczenia tej dyscypliny sportu, nadużyć władzy i stawiania ciężko pracujących zawodników, trenerów, kadry szkoleniowej i struktur regionalnych w tak negatywnym świetle. To one powinny też chronić osoby poszkodowane, które dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniami nie w blasku fleszy, lecz przed przedstawicielami instytucji, którym ufają” – napisał na Facebooku. "Granice przyzwoitości zostały w tym przypadku przekroczone” – dodał.
Logotyp Polskiego Związku Kolarskiego /Bartłomiej Zborowski /PAP

Sytuacja wzajemnych pomówień, niedomówień, kłótni, prześcigania się w medialnych rewelacjach i odgrażania się za pomocą mediów społecznościowych to nie jest poziom, który powinien towarzyszyć dyskusji o przyszłości kolarstwa - ocenił Jurkowlaniec we wpisie opublikowanym na Facebooku. Nie jest to też atmosfera, która pozwala w normalnych warunkach pracować zawodnikom czy trenerom - dodał.

W PZKol reprezentowałem przede wszystkim interesy Dolnego Śląska, który dzięki partnerstwu, wytężonej pracy i zaangażowaniu wielu środowisk jest jednym z najlepiej rozwiniętych kolarsko regionów w kraju. To tutaj działamy ponad podziałami starając się rozwijać kolarskie talenty. Tu pozyskujemy sponsorów i dbamy o nich oraz o młodych zawodników, którzy ciężko pracują, by sięgać po najwyższe kolarskie laury - napisał działacz. Dziś stajemy przed jeszcze jednym wyzwaniem - odbudowaniem zaufania do tej dyscypliny sportu i instytucji ją reprezentujących. I w tę stronę kieruję moją dalszą aktywność, ale już poza zarządem PZKol - dodał. 

Kilka godzin wcześniej, kiedy prezes związku Dariusz Banaszek informował na konferencji prasowej, że nie poda się do dymisji do 22 grudnia, czyli dnia, w którym odbędzie się nadzwyczajny zjazd związku, Jurkowlaniec był jedynym obok szefa federacji członkiem zarządu, który pozostał na "polu bitwy". Do dymisji wszystkich nawoływał minister sportu i turystyki Witold Bańka po tym, jak wyszła na jaw afera obyczajowa w związku.

Wcześniej w piątek z funkcji członków zarządu PZKol zrezygnowali Lucjusz Wasielewski i Arkadiusz Jałowski. W środę zrobili to Piotr Kosmala, Adam Wadecki, Franciszek Harbacewicz i Tadeusz Jasionek, a w poniedziałek Marek Kosicki.

PZKol zmaga się z kłopotami finansowymi - jest poważnie zadłużony, ponadto wycofał się sponsor główny - firma CCC, a sponsor strategiczny Orlen oraz ministerstwo zawiesiły finansowanie. Współpracę z kolarską centralą zawiesiła również firma odzieżowa OTCF, właściciel marki 4F.

Związkiem wstrząsnął także skandal obyczajowy. 25 listopada były wiceprezes Kosmala ujawnił portalowi WP SportoweFakty, że "ważna osoba w środowisku kolarskim" miała się dopuścić czynów ohydnych jak zastraszanie, seks z podopiecznymi, w tym z nieletnimi, a nawet gwałt. Dodatkowo w grę wchodziły nadużycia finansowe. Potwierdzić miał to zewnętrzny audyt zlecony przez Banaszka. Po tej publikacji minister Bańka wezwał zarząd związku do natychmiastowej dymisji.


(mn)