Działacz Polskiego Związku Kolarskiego, pod którego adresem pojawiły się w mediach oskarżenia dotyczące m.in. gwałtu, stanowczo je odrzuca. Informacje na swój temat ocenia jako "nieprawdziwe, oburzające". Uznaje, że przeciwko niemu trwa "medialna nagonka". Działacz przesłał Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie. Jednocześnie poprosił o zachowanie anonimowości.

Działacz Polskiego Związku Kolarskiego, pod którego adresem pojawiły się w mediach oskarżenia dotyczące m.in. gwałtu, stanowczo je odrzuca. Informacje na swój temat ocenia jako "nieprawdziwe, oburzające". Uznaje, że przeciwko niemu trwa "medialna nagonka". Działacz przesłał Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie. Jednocześnie poprosił o zachowanie anonimowości.
Siedziba Polskiego Związku Kolarskiego w Pruszkowie /Bartłomiej Zborowski /PAP

Chciałbym zaprzeczyć wszelkim spekulacjom dotyczącym zastraszania zawodników, podawania przeze mnie środka farmakologicznego o nazwie Stilnox w połączeniu z alkoholem, uprawiania seksu z jakąkolwiek nieletnią osobą, w końcu absolutnie zaprzeczam informacji, jakobym miał dopuścić się gwałtu na jakiejkolwiek osobie. Wszystkie te informacje są nieprawdziwe, oburzające, narażające mnie na utratę dobrego imienia i mające na celu wyłącznie odwrócenie uwagi od najważniejszych kwestii związanych z funkcjonowaniem Polskiego Związku Kolarskiego - napisał.

Działacz podkreślił, że o wynikach audytu, w którym miały się znaleźć obciążające go zeznania zawodniczek, nie został poinformowany, co więcej - audytorzy nie spotkali się z nim. Audyt zlecił zewnętrznej firmie prezes PZKol Dariusz Banaszek.

W pierwszej kolejności wskazuję, że nie miałem możliwości zapoznania się z treścią audytu przeprowadzonego przez PwC, a który to stał się źródłem medialnej nagonki. Nie mam wiedzy na temat treści zeznań rzekomych ofiar znajdujących się w przedmiotowym audycie, nie mogłem się w żaden sposób do nich odnieść. Jednocześnie informuję, iż z niewiadomych względów audytorzy odstąpili od spotkania ze mną i uniemożliwili wypowiedzenie się w jakiejkolwiek kwestii związanej z moją pracą w Polskim Związku Kolarskim - wskazał.

Działacz zaznaczył, że nie mogąc inaczej wykazać swej niewinności poddał się badaniu na wykrywaczu kłamstw. Ponieważ nie miałem możliwości zapoznania się z treścią audytu, nie mam wiedzy dotyczącej rzekomych ofiar tych czynów przestępczych, jedyną możliwością wykazania swojej niewinności na tym etapie było poddanie się badaniu poligraficznemu/wariograficznemu, do którego przystąpiłem. Badanie zostało przeprowadzone przez eksperta z zakresu kryminalistycznych badań wariograficznych, biegłego sądowego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. Wnioski płynące z badania sprowadzają się do tego, iż nie wystąpiły u mnie istotne zmiany emocjonalne po zadawaniu pytań krytycznych, nie stwierdzono sprzeczności pomiędzy odpowiedziami deklarowanymi przed badaniem i w jego trakcie, a zarejestrowanymi parametrami organizmu, a to dało podstawy do przyjęcia, że zarzuty zawarte w pytaniach krytycznych nie zostały potwierdzone. Nadmieniam, iż pytania krytyczne dotyczyły zarzutów dotyczących podawania środka farmakologicznego, uprawiania seksu z nieletnią oraz gwałtu - napisał.

Działacz podkreślił, że stawiane mu zarzuty "służą jedynie oddaleniu uwagi od spraw najważniejszych i najtrudniejszych w funkcjonowaniu Polskiego Związku Kolarskim, tj. zmian z zarządzie PZKol, relacji zarządu ze sponsorami, a także wpływu niektórych sponsorów na sposób funkcjonowania PZKol".

Przywołał fakt, że w latach 2012-16 systematycznie rosła liczba medali zdobytych przez Polaków na najważniejszych imprezach. Ten gwałtowny wzrost osiągnięć był wynikiem pracy całego środowiska kolarskiego oraz Zespołu Szkoleniowego PZKol i realizacji Strategii Rozwoju Polskiego Kolarstwa - zaznaczył.

Jak wspomniał, sytuacja zmieniła się w grudniu 2016 roku. Ta dobra passa i znakomita współpraca trwała do czasu wyborów nowego Zarządu PZKol, na kolejną kadencję, w grudniu 2016 roku, po których zwolniła się lub została zwolniona znaczna część autorów wspomnianych sukcesów. Od czasu zmian w zarządzie, atmosfera w Związku zmieniła się diametralnie. Jak wspomniałem, część osób w PZKol, w tym również ja, było zastraszanych - zaznaczył, dodając, że elementem tego zastraszania był audyt skierowany de facto przeciwko niemu.

Oświadczam, że moja relacja z zawodnikami i całym zespołem oparta była na profesjonalizmie, zaufaniu i zrozumieniu, co doprowadziło nas wspólnie do licznych sukcesów na arenie międzynarodowej. Zaznaczam, że do tej pory nie przedstawiono mi żadnych zarzutów, nie zostałem nawet przesłuchany w sprawach, którymi żyje w tej chwili cały świat kolarski i nie tylko. Czuję się niesłusznie oskarżany i pomawiany o wskazywane skandale obyczajowe. Z uwagi na fakt, iż wedle informacji medialnych sprawa została przekazana do prowadzenia przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie, to nie chciałbym w żaden sposób wpływać na tok postępowania organów ścigania i dlatego też na obecnym etapie nie ujawniam żadnych znanych mi szczegółów dotyczących osób i zdarzeń. Niemniej jednak chciałbym poinformować, że w przypadku pojawienia się konkretnych zarzutów dotyczących moich relacji z zawodnikami, odniosę się do nich w oparciu o materiał dowodowy, którym dysponuję - podkreślił.

W minioną sobotę były wiceprezes PZKol Piotr Kosmala w wywiadzie dla portalu WP SportoweFakty powiedział, że "ważna osoba w środowisku kolarskim" miała się dopuścić czynów ohydnych jak zastraszanie, seks z podopiecznymi, w tym z nieletnimi, a nawet gwałt. Dodatkowo w grę wchodziły nadużycia finansowe. Potwierdzić miał to zewnętrzny audyt zlecony przez Banaszka.

Tego samego dnia minister sportu i turystyki Witold Bańka wezwał do natychmiastowej dymisji cały zarząd PZKol, na czele z Banaszkiem. Do czwartku pięciu z dziewięciu członków zarządu zrezygnowało z funkcji. Na piątek Banaszek zwołał w Pruszkowie specjalną konferencję prasową.

(mpw)