Piłkarze Lecha Poznań wciąż nie stracili ani punktu, ani nawet bramki w ekstraklasie w 2017 roku. W niedzielę pokonali u siebie prowadzącą w tabeli Lechię Gdańsk 1:0 w 24. kolejce. Zwycięstwo odniósł także wicelider - Jagiellonia Białystok.

Piłkarze Lecha Poznań wciąż nie stracili ani punktu, ani nawet bramki w ekstraklasie w 2017 roku. W niedzielę pokonali u siebie prowadzącą w tabeli Lechię Gdańsk 1:0 w 24. kolejce. Zwycięstwo odniósł także wicelider - Jagiellonia Białystok.
Zawodnicy Lecha Poznań - Szymon Pawłowski (L), Marcin Robak (2L), Radosław Majewski (2P) i Maciej Wilusz (P) /pap/Jakub Kaczmarczyk /PAP

"Kolejorz" zanotował wymarzony początek rundy wiosennej. W trzech poprzednich spotkaniach ligowych oraz w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski za każdym razem wygrywał po 3:0 i wspinał się na szczyt tabeli. W niedzielę jedyną bramkę zdobył w 70. minucie Radosław Majewski. Dzięki wygranej trzeci w tabeli Lech ma już 44 punkty i traci tylko dwa do niedzielnego rywala, a jeden do Jagiellonii.

Sędzia tego spotkania Szymon Marciniak pokazał piłkarzom gości aż trzy czerwone kartki w ciągu dwóch minut. Niespełna kwadrans przed końcem drugiej połowy dwie żółte w odstępie kilkudziesięciu sekund zobaczył Tomasz Kuświk, który musiał zejść do szatni. Chwilę później powędrował za nim Sławomir Peszko, który łokciem potraktował Tomasza Kędziorę. Nerwowo nie wytrzymał też rezerwowy bramkarz gości Vanja Milinkovic-Savic i on również ujrzał czerwony kartonik.

Do przepychanek doszło już wcześniej, chwilę po zakończeniu pierwszej połowy. Uczestniczyli w nich nie tylko zawodnicy, ale również trener Lecha Nenad Bjelica. Chorwacki szkoleniowiec drugą połowę oglądał z trybun.

Osłabiona Lechia nie rezygnowała ze zmiany wyniku i w końcówce nawet Duszan Kuciak pobiegł w pole karne rywala. Ta akcja nic nie przyniosła gdańszczanom, a próba ataku lechitów na pustą bramkę zakończyła się fiaskiem i rezultat już się nie zmienił.

Jagiellonia pokazała w niedzielę, że również nie chce rezygnować z walki o tytuł, wygrywając pewnie przed własną publicznością ze Śląskiem Wrocław 4:1. Jedną z bramek zdobył Estończyk Konstantin Vassiljev, który powiększył dorobek do 13 trafień ligowych w tym sezonie. Jest pierwszy w klasyfikacji strzelców, ex aequo z Węgrem Nemanją Nikolicem, którego nie ma już w polskiej ekstraklasie.

Dwa gole dołożył Przemysław Frankowski, a jednego - Jacek Góralski. Honorową, choć pierwszą w spotkaniu bramkę dla gości uzyskał Słowak Robert Pich. Od 78. min wrocławianie grali w osłabieniu, ponieważ sędzia Tomasz Musiał pokazał czerwoną kartkę bramkarzowi Śląska Mariuszowi Pawełkowi za faul za polem karnym.

Jesteśmy zadowoleni z wyniku. Co mnie szczególnie cieszy to determinacja z jaką graliśmy, bo trochę tego brakowało w poprzednim meczu (przegranym z Wisłą w Krakowie - PAP), dlatego też nastąpiły zmiany w składzie. Zaczęliśmy bardzo spokojnie i wydawało się, że mecz jest pod naszą stuprocentową kontrolą, ale - podobnie jak w Krakowie - straciliśmy szybko bramkę. Na pewno wkradło się trochę nerwowości, było to widać po niektórych zawodnikach. Ale trzeba zespół pochwalić za to, jak zareagował, że był bardzo agresywny - skomentował na konferencji prasowej trener zwycięzców Michał Probierz.

Czwarta w tabeli z dwoma punktami straty do "Kolejorza" jest broniąca tytułu mistrzowskiego Legia Warszawa. W piątek wygrała z KGHM Zagłębiem Lubin 3:1. 244. mecz w ekstraklasie rozegrał Miroslav Radovic. Pochodzący z Serbii piłkarz został rekordzistą pod względem występów obcokrajowców w najwyższej klasie w Polsce.

We wcześniejszym piątkowym meczu, inaugurującym 24. kolejkę, Korona Kielce wygrała z ostatnim w tabeli Górnikiem Łęczna. Podopieczni trenera Franciszka Smudy byli bliscy drugiego zwycięstwa z rzędu, ponieważ od 50. minuty prowadzili po bramce Bartosza Śpiączki. Trzech punktów gości pozbawił jednak Jacek Kiełb w końcówce spotkania. 29-letni skrzydłowy wyrównał w 88. minucie, a w doliczonym czasie gry z rzutu karnego zapewnił miejscowym sukces.

Przegraliśmy wygrany mecz - skwitował Smuda. Tym samym Górnik z dorobkiem 21 punktów pozostał na ostatnim miejscu w tabeli, ale ma do rozegrania zaległy mecz z Zagłębiem Lubin.

W sobotę w pierwszym meczu pod wodzą trenera Dariusza Wdowczyka Piast Gliwice przegrał na własnym boisku z Wisłą Kraków 1:2. "Biała Gwiazda" na wyjazdowe zwycięstwo czekała od 1 października. Z kolei gospodarze ponieśli szóstą z rzędu porażkę i z 22 punktami zajmują przedostatnie miejsce. Wisła jest na siódmej pozycji, zgromadziła 34.

Piast traci punkt do Ruchu Chorzów, który bezbramkowo zremisował na wyjeździe z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. To trzeci z rzędu remis podopiecznych trenera Czesława Michniewicza, którzy z 36 pkt są na piątym miejscu.

Remis padł także w trzecim sobotnim spotkaniu pomiędzy Cracovią a Arką Gdynia (1:1). W poniedziałek Pogoń Szczecin zmierzy się z Wisłą Płock.