Młody zakopiańczyk Andrzej Bargiel, który przed rokiem jako pierwszy Polak zjechał z ośmiotysięcznika Sziszapangma na nartach - zdobywa swój kolejny ośmiotysięcznik. Tym razem zamierza w rekordowym czasie wejść i zjechać z Manaslu. To druga część projektu Hic Sunt Leones. Podczas wyprawy Andrzejowi towarzyszy ta sama ekipa, która brała udział podczas pierwszej wyprawy projektu: brat Andrzeja - Grzegorz - ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski, Darek Załuski - doświadczony himalaista, który zajmuje się dokumentacją filmową oraz Marcin Kin - fotoreporter. Ruszył właśnie atak na szczyt, po którym Andrzej zamierza... zdobyć kolejny ośmiotysięcznik - Czo Oju. Z 26-letnim himalaistą rozmawiał Maciej Pałahicki.

Maciej Pałahicki: Wszystko gotowe do ataku szczytowego?

Andrzej Bargiel: Wszystko jest gotowe. Zaaklimatyzowaliśmy się. Spaliśmy wszyscy w obozie trzecim. Wyszedłem powyżej "trójki" na 7200 m n.p.m., mój brat nieco niżej. Pogoda nas tu nie rozpieszcza, ale i tak udało nam się szybko zaaklimatyzować. Chłopcy wyszli dzisiaj rano, a ja startuję 24 września o 22 i przypuszczalnie następnego dnia około południa powinienem być na szczycie. Na razie wszystko się układa. Jestem zdrowy, dobrze się czuję i będę próbował.

Co jest głównym celem tego ataku? Pobicie rekordu szybkości wejścia czy pierwszy polski zjazd na nartach?

Po to tutaj przyjechałem, żeby spróbować pobić ten rekord. Podejmuję to wyzwanie. Będę szedł całą noc i w południe przypuszczalnie, kiedy uda się wejść na szczyt, po prostu od razu pojadę na dół. Będę się starał zrobić to razem ze zjazdem poniżej 24 godzin. Myślę, że jestem w stanie to zrobić, byle tylko pogoda nie pokrzyżowała mi planów.

Dotychczasowy rekord wynosi właśnie nieco poniżej 24 godzin.

Rekord wynosi 23 godziny. Do góry 16 godzin i łącznie ze zjazdem 23 godziny, baza - szczyt - baza. Myślę, że jest to rekord do pobicia i będę próbował. Trzeba trzymać kciuki, bo to się przyda. Bardzo.

Pogoda do tej pory was nie rozpieszczała. Padał deszcz, a wyżej śnieg. Zagrożenie lawinowe jest bardzo duże?

Na szczęście wysoko nie spadło tego śniegu tak dużo. Baza jest w deszczu, który przechodzi w śnieg. Wygląda to tak, jakby monsun się przedłużył. U góry jest ok, tylko zaczęło mocno wiać. Najbliższe dni mają być słoneczne i opady będą małe. Droga zjazdu tylko się skomplikowała, bo nie ma ciągów śniegu, takich oczywistych, i trzeba kombinować. Zjazd będzie wymagał większej koncentracji, większego skupienia.

Jeżeli wszystko uda się zrealizować zgodnie z planem, to w piątek 25 września powinieneś stanąć na szczycie Manaslu. A na Czo Oju kiedy?

Mam nadzieję, że tego samego dnia wrócę do bazy. Następnego dnia polecimy śmigłowcem do Katmandu. Tam dzień odpoczynku i jedziemy dalej. Myślę, że 5 października uda się zaatakować Czo Oju.

Czego najbardziej się w tej chwili obawiasz?

Tutaj wiatr niestety zaczął się wzmagać i to jest niepokojące. Czy się boję? Na pewno to przedsięwzięcie jest trudne i będę sam przez większość czasu. Czeka mnie nieustanna walka z własnymi ograniczeniami, bo to jest kawał drogi. Ale myślę, że jest to do zrobienia i robiłem już podobne rzeczy.

Gdzie będzie czekało na ciebie wsparcie?

Wygląda na to, że spotkamy się dopiero w rejonie szczytu. W obozie trzecim zrobię sobie przerwę. Tam postaram się coś zjeść, napić się. Uzupełnię zapasy na  wejście wyżej i myślę, że spotkamy się dopiero w okolicach 8000 metrów. Taki jest plan i myślę, że jest racjonalny, bo tam jest najniebezpieczniejszy teren.

Czego w takim razie życzyć ci na atak szczytowy?

Może wiatru w plecy, ciepłego wiatru? I trzeba chuchać i trzymać kciuki cały czas, bo to się przyda na pewno. Ja będę bardzo długo szedł, będzie dużo walki, dużo energii mnie to będzie  kosztowało. Więc po prostu trzeba trzymać kciuki i myślę, że wtedy to się uda. Śniegu jest sporo, ale trasa prowadzi przez seraki i większość drogi będę pewnie niósł narty na plecach. Ale sama idea tej wyprawy jest taka, że zjeżdżamy z góry. Po to to robię, żeby zjechać z tego szczytu, więc warto z pewnością je nieść i wynagrodzeniem tej walki będzie zjazd.  Plan jest taki, że we trójkę zaatakujemy szczyt. Mamy trzy pozwolenia na wejście i będziemy robić wszystko, by we trójkę na nim stanąć.