Zagraniczne zgrupowania w pierwszej części roku, a w drugiej walka o olimpijski medal i kolejne rekordy. Aleksandra Mirosław, multimedalistka mistrzostw świata i rekordzistka świata we wspinaczce sportowej na czas, opowiedziała nam o swoich planach na 2024 rok. Z zawodniczką rozmawiał dziennikarz RMF FM, Marcin Kargol.

Marcin Kargol: Rozmawiamy niedługo po rozpoczęciu nowego roku - roku olimpijskiego. Myślisz o tym, jest to istotne dla Ciebie? 

Aleksandra Mirosław: Tak, to najważniejszy sezon w moim życiu i najważniejsze przygotowania w całej mojej sportowej karierze. Myślę o tym wszystkim, ale też staram się nie nakładać na siebie takiej presji, jak zrobiłam to przed mistrzostwami świata w 2023 roku (wówczas Mirosław zdobyła brązowy medal, co było wynikiem poniżej oczekiwań - red.). Cieszę się więc tym, że będę jednym z 11 tysięcy olimpijczyków w Paryżu, doceniam każdy moment i każdą chwilę. 

Z jednej strony mówisz teraz i mówiłaś niedawno, że to jest najważniejszy sezon w Twojej karierze - z drugiej, że nie nakładasz na siebie presji. Mam jednak wrażenie, że mówiąc takie słowa, jednak nakładasz na siebie jakiś ciężar. 

Myślę, że wszyscy wiemy - ja, kibice, mój team - po co jedziemy do Paryża. Jedziemy tam tworzyć historię polskiego wspinania i nikogo nie zaskoczę mówiąc, że jadę tam walczyć o medal. Jak każdy zresztą - o medal, o marzenia. Nie będę jedyna. A wspinaczka sportowa to taka konkurencja, w której wszystko może zmienić się w ułamku sekundy. Ale jak powiedziałam, w przygotowania mam zamiar włożyć całe moje serce, duszę i doświadczenie zebrane przez 16 lat kariery, by na początku sierpnia walczyć o najwyższe miejsca.

Mam wrażenie, że "boom na Olę Mirosław" trwa od jakichś sześciu lat. Sezon 2018/2019 był tym, kiedy o wspinaniu na czas zrobiło się głośno. Ale przecież medale mistrzostw świata i Europy zdobywałaś już znacznie wcześniej. Od pierwszego z nich mija już 10 lat. Jak sądzisz, skąd wzięło się takie zainteresowanie kibiców i mediów Twoją dyscypliną oraz Tobą? 

Dużo zmieniły Igrzyska Olimpijskie w Tokio oraz rekord świata. Zrobiło się głośno o wspinaniu na czas oraz o mnie - nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Teraz kibice wiedzą o moim sporcie i dopingują nas. Igrzyska mają ogromny wpływ na popularyzację różnych dyscyplin. Razem z moim teamem - przede wszystkim z moim managerem - staramy się jak najmocniej promować wspinanie, pokazujemy je dzieciakom, wychodzimy do nich. Bo być może właśnie tam - z młodego człowieka, który na wychowaniu fizycznym lub na naszych warsztatach - po raz pierwszy spróbuje sił na ściance. Powstanie zawodnik, który będzie reprezentował nasz kraj na arenie międzynarodowej. 

W tej chwili - poza Tobą - takich zawodniczek jest kilka. Głównie tu myślę o siostrach Kałuckich (Aleksandra i Natalia - red.), z których na igrzyska "przez Ciebie" pojedzie tylko jedna. 

Na igrzyska pojedzie ten, kto wywalczy kwalifikację. To nie jest tak, że każdy kraj ma dwa przydzielone miejsca i wybiera sobie dwóch zawodników. Nie, kwalifikacje trzeba wywalczyć. Ja to już mam za sobą, a dziewczyny w połowie maja wystartują w zawodach kwalifikujących. W czerwcu odbędzie się ich druga część. I trzymam kciuki, by któraś z dziewczyn dołączyła do olimpijskiej reprezentacji. Ja mogę tylko czekać i obserwować. Cieszę się, że już mam bilet na igrzyska i że mogę ze spokojem w głowie skupić się na przygotowaniu do nich. 

Pytanie techniczne, za chwilę uzasadnię, dlaczego pytam. Każda ścianka, wszystkie chwyty są takie same? W każdym miejscu na świecie wygląda to dokładnie tak samo? 

Tak. Wysokość ściany, kąt jej nachylenia, układ i rodzaj chwytów - wszystko jest ściśle ustandaryzowane. Przed każdymi zawodami - zwłaszcza mistrzowskimi - ściana przechodzi pomiary, żeby można było na niej bić rekordy. To jedyna taka sytuacja we wspinaczce sportowej i dzięki temu możemy ustanawiać rekordy jak w lekkoatletyce.

I właśnie do tego zmierzam. Ile jeszcze jest do urwania z takiego rekordu świata? Bo ostatnio sprawa rozbija się - niczym w Formule 1 - o tysięczne części sekundy. 

Sky is the limit. Staram się nie stawiać sobie granic, bo przecież wielokrotnie już było mówione - ot, choćby w lekkoatletyce - że już szybciej się nie da. Myślę, że na jedne rekordy będziemy czekać krócej, na inne dłużej, ale mam w głowie swój wymarzony czas, ma on dużo symboliki w sobie. Na pewno kiedyś o nim opowiem, ale na razie niech pozostanie w moich myślach. 

Piątka na początku? 

Mój wymarzony czas akurat nie ma piątki na początku, ale rzeczywiście to będzie krok milowy w kobiecym wspinaniu na czas. Chciałabym być pierwszą, która to zrobi. Ale mi nie do końca chodzi o rekordy, choć oczywiście są one ważne, nakręcają publiczność - nie staram się jednak skupiać tylko na nich. Bieg na rekord nigdy nie wychodzi. Wielu zawodników powtarza, że gdy biegniesz na rekord, to tego rekordu zazwyczaj nie ma. Rekordy biega się lekko, bez poczucia, że to jest akurat ten bieg. Chodzi o to, żeby wygrywać - rekordy zmieniają się cały czas, a tytuł zostaje do końca życia. Skupiam się na konkretnych miejscach na zawodach, a rekordowe wyniki wynikają z dobrego przygotowania fizycznego, mentalnego i bycia gotowym tu i teraz. 

Mam wrażenie, że to taki wniosek płynący z Tokio oraz z ostatnich mistrzostw świata... 

Ta myśl zawsze była ze mną, nawet przed mistrzostwami świata w 2023 roku, kiedy też powtarzałam, że rekordy są skutkiem ubocznym. Tego nauczył mnie Mateusz, mój trener (prywatnie mąż - red.), który odpowiada za moje sukcesy z przeszłości oraz te przyszłe. Jakkolwiek to nie zabrzmi - kiedy w Seulu pobiegłam w 6,25, stanęłam pod ścianą tylko z myślą o zwycięstwie, a nie o rekordzie. Tak też było w Rzymie podczas olimpijskich kwalifikacji (Mirosław uzyskała tam czas 6,24 - red.).

Jakie są Twoje najbliższe plany? Do Paryża zostało jeszcze 7 miesięcy. W jaki sposób będziesz szlifować formę i gdzie będziesz startować? 

Razem z Mateuszem stawiamy na zgrupowania zagraniczne. Są one dla mnie najlepsze, przynoszą najlepsze efekty. Bardzo ważni są partnerzy treningowi, którzy są nie tylko szybcy, ale mają też wysoką etykę pracy. Treningi są powtarzalne, mają odpowiednią intensywność i pozwalają mi się rozwijać i przełamywać kolejne bariery. Szkolenie zapewnia mi Polski Związek Alpinizmu. Współpracujemy oczywiście z Ministerstwem Sportu i Turystyki, ale całego harmonogramu i planu przygotowań pilnuje trener. Pod koniec stycznia lecimy na trzy tygodnie do Barcelony (Ola jest tam od 21 stycznia, rozmowa była nagrana przed wylotem - red.). Później kolejne zgrupowanie w Colmar, a później najprawdopodobniej pierwszy start w pucharze świata w Salt Lake City. W czerwcu znów zgrupowanie w Colmar, a w lipcu będziemy szlifować formę w domu, w Lublinie. 

Ola Mirosław. Rekordzistka świata we wspinaczce sportowej na czas. Trzykrotna medalistka Mistrzostw Europy (srebrny medal w Chamonix w 2013 roku i dwukrotnie złoto: w Edynburgu w 2019 oraz w Monachium w 2022 roku), pięciokrotna medalistka Mistrzostw Świata (brązowe medale w Gijon w 2014, Moskwie w 2021 oraz Bernie w 2023 roku oraz złote medale w Innsbrucku w 2018 oraz w Hachiōji w 2019 roku. Podczas mistrzostw w 2023 roku w półfinale popełniła błąd, który kosztował ją awans.

 

Opracowanie: