W Sądzie Okręgowym w Gdańsku odbyła się kolejna rozprawa w procesie Stefana W., oskarżonego o zamordowanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Zeznawali wolontariusze obecni na scenie podczas finału WOŚP oraz policjanci, którzy zatrzymali Stefana W.

Na początek zeznawał świadek (sąd zabronił podawać danych), który w dniu tragicznie zakończonego finału WOŚP był na scenie jako wolontariusz. Stał na środku sceny, w pewnym momencie zobaczył mężczyznę stojącego przodem do publiczności, a po chwili dostrzegł nóż w jego ręce. Jak relacjonował świadek, po chwili mężczyzna zaczął zmierzać w stronę konferansjera, od którego po rozmowie uzyskał mikrofon i zaczął wygłaszać swój monolog. Równoległe inne osoby zaczęły schodzić ze sceny, a świadek zaczął szukać swoich bliskich.

Świadek zabrał dzieci, by je odwieźć do domu. Jak relacjonował, zaczął się już wtedy kontaktować z psychologami i prawnikiem, bo wiedział, że coś się stało, choć nie wiedział jeszcze, co i że dotyczyło to Pawła Adamowicza. Później świadek wrócił na miejsce zdarzenia. Osobami, które tam zostały, zajmował się wtedy już psycholog. Na miejscu pracował też prokurator. 

Sąd odczytał zeznania świadka ze śledztwa. Mówił on m.in, że "nikt niepowołany nie miał prawa wejść na scenę". Prokuratura dopytywał, czy fakt, że Paweł Adamowicz będzie na scenie, był powszechnie znany, czy było to zapowiadane. Świadek w odpowiedzi tłumaczył, że impreza ma co roku ten sam scenariusz, a na plakatach jest wskazane, o której jest finał. Podkreślał, że zawsze na koncertach był przedstawiciel miasta. 

Świadek po odczytaniu zeznań przypomniał sobie rozmowę oskarżonego z konferansjerem. Jak wspominał, groźba była na zasadzie "chcesz, żeby spotkało cię to samo, co Adamowicza?". Całą sytuację oceniał wtedy jako "bardzo groźną". 

Świadek zeznał, że na miejscu był już kilka godzin przed koncertem, ale Stefana W. zobaczył dopiero na scenie. Jak mówił, do momentu ataku na prezydenta Gdańska, nic nie wskazywało na to, że agencja ochrony nieprofesjonalnie wykonuje swoje zadania. Relacjonował, że przez cały dzień funkcjonowały patrole ochrony piesze i stałe. Na scenę, jak mówił, wchodził w obecności ochroniarza.

Obrońca Stefana W. dopytywał o zachowanie oskarżonego po zatrzymaniu. Był chyba pogodzony z tym, że został złapany - odpowiedział świadek. 

Kolejny świadek to kobieta, która pracowała w Regionalnym Centrum Wolontariatu w Gdańsku. Była na scenie podczas ataku na prezydenta Gdańska. Ze sceny zeszła razem innymi, widziała leżącego i krwawiącego Pawła Adamowicza. Kobieta zeznała, że nie pamięta zachowania ani słów oskarżonego - zapamiętała jedynie jego uniesione w górę ręce. Wiedziała, że stało się coś strasznego. Była świadoma, że zrobił to mężczyzna, który wbiegł na scenę.

Do obowiązków kobiety należało m.in. wydawanie wejściówek mediom. Jak zeznała, jest pewna, że nie wydawała takiej plakietki Stefanowi W.

Sąd przesłuchał też funkcjonariusza policji, który bezpośrednio po ataku Stefana W. na prezydenta Adamowicza interweniował na scenie, gdzie odbywał się finał WOŚP. Mężczyzna zeznał, że gdy zorientował się, że dzieje się coś złego, to starał przedostać się przez scenę. Za sceną znaleźliśmy pracowników ochrony i na ziemi leżąca osoba. To był pan W. Staraliśmy odgrozić się to miejsce od osób postronnych. Dostaliśmy od ochrony informację, że pan W. zaatakował prezydenta. Zakuliśmy go w kajdanki. Był pobudzony. Wykrzykiwał wulgaryzmy - zeznawał.

Kolejny policjant, który konwojował Stefana W. zeznał, że podejrzany o zabójstwo "sporo mówił" w radiowozie. Sprawiał wrażenie osoby, która nie jest świadoma tego, co zrobiła. Mówił, że planował swój czyn, że to było w ramach za swoje krzywdy. Po chwili doszło do niego, co zrobił i z tych emocji zemdlał - tłumaczył funkcjonariusz.

Drugi funkcjonariusz z patrolu przyznał, że zakładał kajdanki Stefanowi W. Po zatrzymaniu powiedział, że nazywa się Stefan i powiedział w zasadzie, to samo, co, jak później się dowiedziałem, było powiedziane na scenie - mówił w sądzie.

Podczas czwartkowej rozprawy Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował też, że zwróci się do Sądu Apelacyjnego o przedłużenie aresztu tymczasowego dla Stefana W., który upływa 26 maja.

Tragedia na gdańskim finale WOŚP

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany 13 stycznia 2019 roku, podczas miejskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który zorganizowano na gdańskim Targu Węglowym. W trakcie tak zwanego "światełka do nieba" został ciężko raniony nożem przez 27-letniego wówczas Stefana W. Zmarł następnego dnia w szpitalu.

Na nagraniach wideo ze sceny WOŚP widać, jak Stefan W. przebiega przez scenę, na której stoi Adamowicz i zadaje prezydentowi kilka ciosów nożem. Po ataku 27-latek uniósł ręce w geście zwycięstwa. Zanim został obezwładniony, chodził po scenie i wykrzyczał: "Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz".

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku w grudniu 2021 r. wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W. Mężczyzna odpowie za zabójstwo w zamiarze bezpośrednim w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, a także za zmuszanie innej osoby do określonego zachowania. 

Według ustaleń prokuratury, gdy wszedł na scenę WOŚP i zaatakował nożem Pawła Adamowicza, miał ograniczoną poczytalność. To może wpłynąć na wysokość kary. Zgodnie z przepisami, w takiej sytuacji sąd może (co nie oznacza, że musi) orzec o tak zwanym nadzwyczajnym złagodzeniu kary.