Pięć wypraw walczy od końca grudnia o pierwsze zimowe wejście na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) w Himalajach. Dwie tworzą Polacy, a w międzynarodowej ekipie jest także Tomasz Mackiewicz. Jedyna wyprawa na flance Rupal - po południowej stronie góry - to tworzony obecnie przez siedmiu Polaków zespół "Nanga Dream". "Jesteśmy na wysokości 6000 m n.p.m. Nie obijamy się! Wykorzystujemy każdą możliwą szansę i przemy do przodu" - mówi w rozmowie z Michałem Rodakiem kierujący wyprawą Marek Klonowski, z którym połączyliśmy się przez telefon satelitarny.

Pięć wypraw walczy od końca grudnia o pierwsze zimowe wejście na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) w Himalajach. Dwie tworzą Polacy, a w międzynarodowej ekipie jest także Tomasz Mackiewicz. Jedyna wyprawa na flance Rupal - po południowej stronie góry - to tworzony obecnie przez siedmiu Polaków zespół "Nanga Dream". "Jesteśmy na wysokości 6000 m n.p.m. Nie obijamy się! Wykorzystujemy każdą możliwą szansę i przemy do przodu" - mówi w rozmowie z Michałem Rodakiem kierujący wyprawą Marek Klonowski, z którym połączyliśmy się przez telefon satelitarny.
Nanga Parbat to jeden z dwóch wciąż niezdobytych zimą 8-tysięczników //OLIVIER MATTHYS /PAP/EPA

Michał Rodak: Rozmawiamy podczas waszego kolejnego wyjścia z bazy w górę. Gdzie dokładnie teraz jesteście?

Marek Klonowski:
Jesteśmy na południowych zboczach Nangi Parbat na wysokości 6000 m n.p.m. Czwartą noc będziemy spać w tym samym miejscu, bo troszkę unieruchomił nas wiatr. Wczoraj dostaliśmy takiego małego pstryczka w nos, więc dzisiaj sobie siedzimy i czekamy aż wiatr troszkę "siądzie". Mamy nadzieję, że może jutro... Ale jutro z kolei już przychodzą chmury, więc zobaczymy.

Udało wam się już dojść wyżej? Pojawiały się informacje, że dotarliście na 6200 m n.p.m.

Tak, zaporęczowaliśmy tylko 200 metrów odcinka wyżej. Mamy tam depozyt, mamy liny i teoretycznie przedwczoraj byliśmy gotowi iść do obozu trzeciego, ale powstrzymał nas wiatr. Jesteśmy więc w miejscu, które nazywamy "jaskinią smoka"...

Czyli w wykopanej w śniegu jaskini. Jak się czujecie? Macie już pełną aklimatyzację?

Jest rewelacja. Jesteśmy tutaj w czwórkę. Jestem ja, jest "Pablo" (Paweł Dunaj), jest "Kudłaty" (Paweł Witkowski) i wczoraj przyszedł do nas "Dziobek" (Tomasz Dziobkowski), więc mamy czterech zawodników, którzy są w stanie dalej tutaj walczyć...

(Paweł Dunaj: Mamy liny...)

Mamy dalej 400 metrów liny. Jesteśmy gotowi. Czekamy po prostu na warunki.

W takim razie, jakie macie plany na najbliższe dni - to będzie dalsze poręczowanie?

Poręczowania zostało już niedużo. Za chwilę wkraczamy w teren powyżej 6200 m n.p.m., gdzie nie potrzeba już tak poręczówek, ale są urwiska, "zębiska", szczeliny. Tutaj już będzie się liczyła wytrwałość.

A jeśli chodzi o pogodę i warunki, to - w porównaniu do poprzednich lat - jest lepiej czy gorzej?

Było nam dosyć trudno dotrzeć na grań. Koło Turni Wielickiego było dosyć dużo lodu. Sam końcowy odcinek był zupełnie bez śniegu, totalnie skalny, więc "Kudłaty" pokonywał go w ogóle przez 6 godzin. Dzieje się tak na zmianę. W dolnych partiach pojawia się śnieg i lawiny, tak jak zwykle. Niżej trzeba działać czujnie. No, okropne warunki...

Jakie macie prognozy na najbliższe dni? Zbliża się jakieś okno pogodowe?

Miałem nadzieję, że zadzwonisz i ty będziesz miał dla nas jakąś prognozę (śmiech). My tu na 6000 m n.p.m. internetu nie mamy...

Czyli sprawdzacie pogodę i działacie "na oko".

Wyszliśmy z bazy tydzień temu i po prostu "ciśniemy" do przodu ile wlezie. Wstajemy rano, sprawdzamy co się dzieje, czy da się wyjść i jak tylko się da, to przemy do przodu. Każdą szansę możliwą wykorzystujemy. Każdą szansę! Nie obijamy się tutaj. Dobrze jemy - jemy masło, jemy olej kokosowy.

Jest z nami tutaj doktor żywienia, jest z nami inżynier, który też potrafi dołożyć (śmiech) i jest z nami "Pablo", więc jest dobra ekipa...

Czyli ten skład, który jest teraz u góry, to ci, którzy są w najlepszej formie - ekipa na atak?

Na górze są wojownicy, a niżej też są wojownicy, ale troszkę inni. Na dole jest Michał Dzikowski, nasz fotograf, który pobił w tym roku rekord wysokości. Dotarł powyżej 5500 m n.p.m. Dzisiaj dojechał do nas Piotr Tomza i od niedawna jest z nami "Strażak" (Paweł Kudła), który był już z nami w górze. Ostro zaczął torować. Dobrze się zapowiada, ale dopadła go "klątwa Lattabo", czyli problemy żołądkowe.

Siedzicie więc u góry aż do skutku?

Siedzimy do skutku. Chcemy dojść na pewno na 7400 m n.p.m., bo jak teraz zejdziemy bez tych 7400 m n.p.m., to raczej będą marne szanse na kolejne wyjście, żeby osiągnąć cel. Zobaczymy, wszystko zależy tu teraz od "doktor Nangi".

Czas pokaże. My na pewno chcemy się teraz sprężyć. Zresztą my się sprężamy od samego początku. Od pierwszego dnia zimy "ciśniemy" ile wlezie. Pozdrawiamy słuchaczy radia RMF FM!

Powodzenia!

Poza ekipą "Nanga Dream" tej zimy Nanga Parbat chcą zdobyć także cztery inne zespoły. Wszystkie te wyprawy atakują 8-tysięcznik od strony północno-zachodniej flanki Diamir. Tomasz Mackiewicz i Francuzka Elisabeth Revol - według najnowszych informacji - założyli obóz trzeci na wysokości około 6600 metrów. Po aklimatyzacji na Ganalo Peak do obozu drugiego chcą dotrzeć Włosi Simone Moro i Tamara Lunger.

Na drodze Kinshofera siły połączyły natomiast dwie wyprawy - Adam Bielecki i Jacek Czech będą teraz wspinać się razem z Baskiem Alexem Txikonem, Włochem Daniele Nardim oraz Pakistańczykiem Alim Sadparą.

Nanga Parbat jest jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników. Na szczycie stanęło w sumie niewiele ponad 300 osób. Obok K2 pozostaje jedną z dwóch gór ośmiotysięcznych niepokonanych jeszcze zimą.