Śledztwo w sprawie eksplozji w Przewodowie, w której zginęło dwóch Polaków, jest w toku. Uzyskano opinię biegłych dotyczącą pocisku, ale nie możemy mówić o jej treści - potwierdziła Prokuratura Krajowa. "Rzeczpospolita" napisała we wtorek, że według opinii biegłych to ukraiński pocisk obrony powietrznej wybuchł w Przewodowie.

Do wybuchu pocisku we wsi Przewodów w woj. lubelskim, leżącej blisko granicy polsko-ukraińskiej, doszło 15 listopada ub. roku, w dniu, w którym siły rosyjskie przeprowadziły zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę. Eksplozja zabiła dwóch mężczyzn. Jak później informowały polskie władze, na teren suszarni zbóż spadła najprawdopodobniej rakieta ukraińskiej obrony powietrznej i wszystko wskazuje na to, że to wynik nieszczęśliwego wypadku.

Co jest w opinii biegłych?

We wtorek "Rzeczpospolita" napisała, że prokuratura uzyskała opinię polskich biegłych, która wskazuje, że to ukraiński pocisk obrony powietrznej wybuchł w Przewodowie.

"Mimo braku współpracy ukraińskiej strony, która dotąd nie udostępniła Polsce żadnych materiałów, śledczy badający głośną tragedię dokonali własnych ustaleń o jej przyczynach. Opinia jest kategoryczna i wyklucza, by pocisk, który wieczorem 15 listopada ubiegłego roku spadł na suszarnię w dawnym pegeerze i eksplodował, zabijając dwóch rolników, mógł być wystrzelony z terenu Rosji" - podał dziennik.

Jest reakcja prokuratury

Do tych doniesień odniósł się rzecznik Prokuratury Krajowej. Śledztwo jest w toku, uzyskano opinię dotyczącą pocisku. Z uwagi na niejawny charakter opinii nie możemy mówić o jej treści - podkreślił prok. Łapczyński. Rzecznik PK poinformował, że na tym etapie czynności dowodowe w kraju zostały wyczerpane. Został skierowany wniosek o pomoc prawną do Ukrainy i czekamy na odpowiedź - dodał.

Śledczy - według informacji "Rz" - uważają, że rakieta, która spadła na Przewodów, ma zasięg 75 km do 90 km, a wówczas pozycje rosyjskie były w takim miejscu, z którego żadna rosyjska rakieta do Przewodowa by nie doleciała. Wykluczyli też, by wystrzelono ją z Białorusi, ponieważ - jak opisuje gazeta - "nawet zakładając, że baterie rosyjskie ulokowano na Białorusi, to z miejsca, w których wtedy były, do Przewodowa w linii prostej jest 150 km. Po drugie, Rosjanie tego typu rakiet na Białorusi nie mają".

W ubiegłym tygodniu reporter RMF FM ustalił, że to brak współpracy ze strony ukraińskiej zablokował śledztwo w sprawie eksplozji rakiety w Przewodowie.

Polscy śledczy potrzebują informacji od Ukraińców. Zwrócili się w tej sprawie do prokuratury prowadzącej postępowanie. Ta wysłała prośbę o przesłanie informacji do ukraińskich instytucji. Te jednak od kilku miesięcy milczą, a nasze wnioski pozostają bez odpowiedzi. 

Jeden z prokuratorów, z którym rozmawiał nasz dziennikarz, wyraził obawę, że jeśli ta sytuacja będzie się utrzymywać, śledztwo trzeba będzie zawiesić.

Wybuch ukraińskiej rakiety w Przewodowie

Do eksplozji rakiety doszło 15 listopada zeszłego roku w leżącym koło ukraińskiej granicy Przewodowie. Tego dnia trwał zmasowany rosyjski ostrzał terytorium Ukrainy.

W wyniku wybuchu zginęło dwóch mężczyzn: 59-letni traktorzysta Bogdan C. i 60-letni kierownik magazynu Bogusław W.

Postępowanie w sprawie wybuchu prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Na miejscu pracowali prokuratorzy Mazowieckiego i Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Lublinie, Prokuratury Okręgowej w Zamościu, funkcjonariusze Policji, Straży Granicznej, ABW, CBŚP, żołnierze, a także biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańscy eksperci. W oględzinach miejsca eksplozji brali udział również ukraińscy eksperci.