"Przed i w czasie konklawe nie ma kampanii wyborczej. Nie wolno kupczyć stanowiskami ani prezentować kandydatów. Gdyby ktokolwiek chciał kogoś przekupić, namawiać, taki wybór byłby nieważny. Nawet gdyby formalnie papież wstąpił na tron, a później wyszłoby na jaw, że zasady zostały złamane, wybór byłby nieważny" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem ojciec Arkadiusz Smagacz, historyk Kościoła z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Krzysztof Kot: Jak wygląda konklawe?

Ojciec Arkadiusz Smagacz, historyk Kościoła: Pierwsze popołudniowe głosowanie może być przełożone zgodnie z przepisami na dzień następny, jeśli zdecydują tak kardynałowie. Oczywiście w takim wypadku nie dowiemy się, dlaczego tak się stało, bo wszystko, co dzieje się za progiem Kaplicy Sykstyńskiej, jest tajne. Po prostu z komina zamontowanego na Kaplicy nie wydobędzie się dym.

Głosowania w kolejnych dniach odbywają się według schematu: dwa przed  południem, dwa po południu przez kolejne 3 dni. Jeśli w tym czasie nie zostanie dokonany wybór, następuje dzień przerwy na rozważania i modlitwę. Później seria kolejnych siedmiu głosowań. Jeśli i one nie przyniosą rozstrzygnięcia, nastąpią kolejne dwie serie po siedem głosowań. Zatem łącznie trzy serie po siedem, czyli 21 głosowań.

Jeśli wciąż nie będzie rozstrzygnięcia - i to są już normy wprowadzone przez Benedykta XVI - w kolejnym głosowaniu wybiera się już między dwoma kandydatami, którzy w poprzednim głosowaniu uzyskali najwięcej głosów. Żeby wybór był ważny, jeden z nich musi zdobyć 2/3 głosów. I tu już powinien być wybrany nowy papież, ponieważ głosowania tym systemem będą odbywać się do skutku.

Prawo nie określa liczby takich głosowań. Wolą Benedykta XVI było, aby konklawe nie przedłużało się w nieskończoność, ponieważ za każdym razem kardynałowie mogliby głosować na coraz to nowe osoby.

Kandydatów się zgłasza? Jak wygląda to pierwsze głosowanie?

To nie są wybory, jakie znamy, np. do parlamentu. Nie zgłasza się kandydatów. Każdy z kardynałów-elektorów otrzymuje kartę do głosowania z nagłówkiem: Na najwyższego pasterza wybieram... - i tu jest miejsce na wpisanie nazwiska.

Wynik pierwszego głosowania pokaże mniej więcej, jaki jest rozkład sił, czy są wyraźni faworyci, ale na przyszłość to wcale nie musi oznaczać, że któryś z nich zostanie papieżem.

Jest prowadzona kampania wyborcza?

Nie ma kampanii. Nie wolno kupczyć ewentualnymi stanowiskami, nie wolno prezentować kandydatów. Wolno jedynie wymieniać poglądy na temat sytuacji Kościoła, cech, jakie powinien mieć przyszły papież. Gdyby ktokolwiek chciał kogoś przekupić, namawiać - taki wybór z mocy prawa byłby nieważny. Nawet gdyby formalnie papież wstąpił na tron, a później wyszłoby na jaw, że zasady zostały złamane, wybór byłby nieważny i znowu mielibyśmy sede vacante. To wszystko reguluje Konstytucja Apostolska Jana Pawła II z 1996 roku.

Jak wygląda samo głosowanie?

Każdy z kardynałów otrzymuje kartę. Po wpisaniu nazwiska wybranego kandydata, kardynałowie procesjonalnie, jeden po drugim, niosą karty przed sobą - oczywiście z zakrytym nazwiskiem kandydata - i kładą ją na patenę, która przykrywa urnę. Gdy wszyscy zobaczą, że karta została położona, patena jest odwracana i karta wpada do urny.

W przypadku, kiedy któryś z elektorów zachoruje i jest poza Kaplicą, wyznaczeni kardynałowie idą do niego po głos. Na oczach wszystkich prezentowana jest urna, komisyjnie opieczętowana. Taki głos czy głosy - jeśli nieobecnych kardynałów jest więcej - przynoszone są do Kaplicy, kładzione na patenie i wrzucane do ogólnej urny.

Urna po wrzuceniu wszystkich kart jest potrząsana, aby głosy się wymieszały i nie było możliwości ustalenia, który elektor wpisał jakiego kandydata.

Jak wygląda liczenie?

Najpierw komisja liczy karty. Jeśli ich liczba zgadza się z liczbą elektorów, głosy są komisyjnie odczytywane i zapisywane. Pierwszy kardynał na oczach wszystkich wyjmuje kartę, trzymając ją tak, żeby wszyscy widzieli, że nie podmienia karty, przekazuje ją drugiemu kardynałowi, a ten trzeciemu z komisji i dopiero ten ostatni odczytuje nazwisko. Chodzi o to, aby uniknąć pomyłki.

Wszystkie zliczone karty nawlekane są na nić i później palone. Wtedy mamy czarny bądź biały dym.

Kandydat musi zdobyć 2/3 głosów elektorów obecnych na konklawe.

Gdyby zdarzyło się tak, że liczba kart w urnie nie odpowiada liczbie elektorów, głosy bez odczytywania są od razu palone, a głosowanie jest nieważne.

Co się dzieje, jeśli któryś z kardynałów uzyska 2/3 głosów?

Wówczas jest pytany, czy akceptuje wybór. Jeśli nie - konklawe trwa nadal. Jeśli tak - uruchamiana jest procedura objęcia urzędu.

Teoretycznie na papieża może być wybrana osoba, która nie jest obecna na konklawe. Przepisy też to regulują.

Teoretycznie jest to możliwe. Wówczas do takiej osoby - kapłana bądź osoby świeckiej - w największej tajemnicy jadą posłańcy. Taka osoba proszona jest o stawienie się w jak najkrótszym czasie w Kaplicy Sykstyńskiej. Nie może być poinformowana w jakim celu, ale chyba każdy w takich okolicznościach czułby, o co chodzi.

Gdy wybrany dotrze na miejsce, kardynałowie zapytają, czy przyjmuje wybór. Jeśli tak, a wybrany nie ma święceń biskupich - są mu one natychmiast udzielane, bo tylko biskup może objąć urząd. Ostatni taki przypadek zdarzył się kilkaset lat temu, więc to, co prawda, opisany procedurami, ale mało realny scenariusz.

Co ważne, zanim papież zostanie oficjalnie zaprezentowany wiernym, najpierw wszyscy kardynałowie oddają mu homagium- czyli hołd i deklarację posłuszeństwa.

 (edbie)