Ojciec Mariam urodził się w Kabulu, ale wyjechał na studia do Rosji. Matka jest Ukrainką. Mariam mieszka w Krakowie, ale z bólem serca patrzy na to, co dzieje się z jej rodziną w Afganistanie, z jej rówieśnicami i innymi kobietami, którym w sierpniu rozsypał się świat, który znały. To kobiety, a przez to także dzieci, są największymi ofiarami tego konfliktu.

Marlena Chudzio: Ma pani kontakt z osobami, które wyjechały teraz z Afganistanu lub są tam na miejscu?

Mariam: Dwie moje kuzynki wyjechały. Udało się je ewakuować. Reszta rodziny zostaje w Kabulu. Rozmawiałam z kuzynką, która jest ode mnie starsza o jakieś 15 lat. Skończyła studia, jest projektantką sieci elektrycznych. Jej mąż również i razem jakieś 10 lat pracowali w elektrowni w Kabulu. Jak to wszystko się zaczęło - od 15 sierpnia - nie opuszczała w ogóle domu, nie była na zewnątrz. Oczywiste jest, że nie będzie w stanie wrócić do normalnej pracy. Ma trzy małe córki i małego syna. Bardzo się boi o przyszłość swoich dzieci, zwłaszcza dziewczyn.

Afganki - wykształcone kobiety - wykonywały takie same zadania, jak wykonują kobiety w  Polsce?

Społeczeństwo Afganistanu jest podzielone. Jest mały procent rodzin, które mają dostęp do edukacji. Mogą płacić za studia. Ale jest druga grupa, gdzie wiele dzieci nie może chodzić do szkoły, bo np. musi pracować. Jest taki dziennikarz, który przez parę lat prowadził zbiórki dla rodzin, których ojciec zginął w ataku, albo był wojskowym. Sytuacja w prowincjach wygląda tak, że jest matka, ma kilkoro dzieci  i nie może wyjść na zewnątrz zarabiać na nie, bo talibowie jej nie pozwalają. W Kabulu do tej pory aż tak nie było.

Czasem w przekazie medialnym skupiamy się na burkach, na kwestii chęci, potrzeby rozwoju i edukacji kobiet. Ale czasem to nie jest kwestia potrzeby intelektualnej, tylko kwestia bytowa, gdy zabraknie mężczyzny.

Wtedy muszą pracować dzieci, jeżeli kobieta ma synów. I nieważne, ile oni maja lat: 5, 10, 15. Muszą iść do pracy. Jedna z ostatnich zbiórek, kiedy udało się przekazać pieniądze, to była sytuacja kobiety, która miała pięcio-, sześcioletniego syna. I ona robiła domowy sos i inne potrawy, które była w stanie ugotować, a ten chłopiec to sprzedawał na ulicy. I to były jakieś grosze, ale i tak niezbędne dla nich do przeżycia. Te dzieci nie mogą chodzić do szkoły, robić zadań domowych, bo mają dorosłe obowiązki, które nałożył na nich reżim terrorystyczny.

Burka nie ma nic wspólnego z tradycyjnym kobiecym strojem w Afganistanie. Teraz popularny stał się w internecie ruch #DoNotTouchMyClothes - nie dotykaj moich ubrań. Afganki pokazują swoje tradycyjne stroje, bardzo kolorowe i bardzo piękne.

Tak. Burka i hidżab nie ma nic wspólnego z tradycją. To się zaczęło w latach osiemdziesiątych po rewolucji. Gdy ja byłam w Afganistanie, w Kabulu burki widziałam tylko na kobietach z ubogich rodzin.

Jak to się zmieniło teraz?

Moja kuzynka, gdy przyjechała teraz, pokazywała mi zdjęcia i filmiki, jak ona ze swoi bratem, ze swoja rodziną siedzą w pizzerii, chodzą do centrum handlowego. To było przed tym wszystkim. To się wydawało jak jasna przyszłość, którą wszyscy obiecywali. Moja kuzynka dowiedziała się, że talibowie okupują Kabul, gdy wyszła na uczelnię. Nie pokazano tego w telewizji, nie było żadnych komunikatów. Ona po prostu zobaczyła talibów na ulicy, pierwszy raz w swoim życiu. A gdy studiowała przez cztery lata, to mieszkała w akademiku, mimo że według Google Maps miała z domu rodzinnego 15 minut na zajęcia. Mieszkała w akademiku, żeby nie musiała codziennie jeździć przez miasto, ze względów bezpieczeństwa. To jest nie do wyobrażenia.

Talibowie twierdzą, że pozwolą kobietom uczyć się dalej. Będą osobne zajęcia dla kobiet i mężczyzn.

Talibowie twierdzą... Jestem z wykształcenia architektką, ale z tego co wiem o polityce, to z terrorystami się nie negocjuje. Może pozwolą, gdy nauczą się traktować kobiety, jak normalnych ludzi. Ale czy tak kiedyś będzie? Ja nie wyobrażam sobie, jak ta organizacja będzie zarządzać 30-milionowym krajem, jeśli nawet w Kabulu, gdy dostajesz pozwolenie na wyjazd na lotnisko, a na pierwszym punkcie kontrolnym inny talib mówi ci, że to nie jest ważne i on tego nie uznaje.

Nawet jeśli w ciągu jakiś pięciu lat pozycja kobiety zacznie się zmieniać, to nie potrafię sobie wyobrazić, że w ciągu mojego życia zobaczę społeczeństwo, w którym kobieta ma wszystkie prawa, które powinna mieć. Złamać człowieka jest łatwo. Przez rok takiego traktowania tracisz wszystkie swoje wartości. Zdanie o sobie zmienia się bardzo szybko. Zanim wrócisz do tego, że czujesz się kobietą u władzy, musi minąć kilka pokoleń. Kiedyś moja kuzynka będzie opowiadała swojej córce, że chodziła do pracy. Nawet jeśli tej dziewczynce pozwolą ukończyć edukację, to na pewno nie będzie się czuła na siłach podejmować tzw. "męskie decyzje". Ciężko uwierzyć w coś, czego nigdy nie widziałeś.

Przyjazd tutaj np. do Polski też jest dla ludzi z Afganistanu bardzo trudny. Czy coś mogą zrobić Polacy, żeby im ułatwić aklimatyzację?

To jest przepaść, którą można pokonać tylko, jeśli się doświadczy chęci pomocy. Kobiety, które przyjechały z Afganistanu, są przerażone, są jeszcze w stanie szoku. Pierwsza rzecz, którą musisz zrobić, to zachowywać się naturalnie, asertywnie. Jeżeli czegoś nie rozumiesz, to możesz delikatnie zapytać, ale to nie może się odbywać szybko, od razu. Te osoby są w ciężkim stanie psychicznym.

Jeśli jedziesz w tramwaju i widzisz kobietę w hidżabie, to nie mów jej: "Hej, jak tu przyjechałaś, to nie musisz tego nosić, bo my tu nie mamy talibów. Nikt ci nie każe". Ona może tego chcieć: ze względów religijnych, z przyzwyczajenia i dlatego, że kojarzy się jej z bezpieczeństwem. Jedna moja kuzynka powiedziała, że dla niej hidżab przez całe życie w Kabulu kojarzył się z bezpieczeństwem, a dla drugiej ważne są względy religijne.

Chciałaby pani kiedyś pojechać do Afganistanu? Jaki miałby być to wtedy kraj?

Chciałabym przejechać każdą prowincję, która jest. Zobaczyć każdy świat, który składa się na Afganistan. Jakim bym chciała go zobaczyć? Takim jak był 100, 200 lat temu. Ja nie wierzę, ze na swoje oczy zobaczę kraj, który by wreszcie zostawili w spokoju.