"Kiedy zostałem biskupem, prawie pięć lat temu, moi przyjaciele, bardzo dobrzy znajomi, współpracownicy zaproponowali, że założą mi fanpage'a. Bo ja na Facebooku nie byłem i nie jestem na prywatnym profilu. Zostałem na początku lekko do tego przymuszony" - tak bp Marek Solarczyk, którego facebookowa relacja ze Światowych Dni Młodzieży podbija internet, opowiada o początkach swojej przygody z mediami społecznościowymi. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim podkreśla jednak, że obecność w sieci to jedynie "sposób dotarcia": "To jest tak naprawdę takie zaproszenie, taka próba zapukania do drzwi. Bo żeby rzeczywiście można było mówić o pielęgnowaniu życia duchowego, to musi być osobisty kontakt, muszą być sakramenty. A tego przez internet nie da się zrealizować".

"Kiedy zostałem biskupem, prawie pięć lat temu, moi przyjaciele, bardzo dobrzy znajomi, współpracownicy zaproponowali, że założą mi fanpage'a. Bo ja na Facebooku nie byłem i nie jestem na prywatnym profilu. Zostałem na początku lekko do tego przymuszony" - tak bp Marek Solarczyk, którego facebookowa relacja ze Światowych Dni Młodzieży podbija internet, opowiada o początkach swojej przygody z mediami społecznościowymi. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim podkreśla jednak, że obecność w sieci to jedynie "sposób dotarcia": "To jest tak naprawdę takie zaproszenie, taka próba zapukania do drzwi. Bo żeby rzeczywiście można było mówić o pielęgnowaniu życia duchowego, to musi być osobisty kontakt, muszą być sakramenty. A tego przez internet nie da się zrealizować".
Biskup Marek Solarczyk i reporter RMF FM Mariusz Piekarski /Józef Polewka /RMF FM

Mariusz Piekarski: Witam, razem ze mną biskup Marek Solarczyk, biskup pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej.

Bp Marek Solarczyk: Witam serdecznie, szczęść Boże.

Księże biskupie, możemy sobie zrobić selfie razem?

Proszę bardzo.

No to już, telefon.

Żeby nie było, że tylko ja sobie robię selfie.

Ksiądz biskup został gwiazdą mediów społecznościowych. Wszędzie jest pełno fotek, zdjęć księdza biskupa, uradowanego, z Błoń, w pelerynkach, z przyjazdu papieża. To zaplanowane?

Wolałbym, żeby nie nazywać tego "gwiazdą". Jestem trochę zaskoczony, że w ogóle to zostało aż tak zauważone i tak wydobyte.

Nie wierzę, że ksiądz jest zaskoczony.

Jestem, naprawdę, biorąc pod uwagę moje doświadczenia, jeżeli chodzi o fanpage na Facebooku, bo o tym mówimy zasadniczo. Kiedy zostałem biskupem, prawie pięć lat temu, moi przyjaciele, bardzo dobrzy znajomi, współpracownicy zaproponowali, że założą mi fanpage'a. Bo ja na Facebooku nie byłem i nie jestem na prywatnym profilu.

Ale to fascynacja nowymi mediami czy rodzaj ewangelizacji księdza biskupa?

Zostałem na początku lekko przymuszony do tego.

Ale spodobało się?

To po prostu żyje i trwa. Biorąc pod uwagę formę fanpage'a, to bez wątpienia te wszystkie dotychczasowe lata pokazały, że wielu ludzi, nie mając swojego profilu na Facebooku, na przykład ludzi starszych, może wchodzić, towarzyszyć mojej posłudze. Bo taka jest tak naprawdę główna zasada tego fanpage'a: on jest pewnym odbiciem mojej biskupiej posługi.

Ale to jest też rodzaj ewangelizacji?

Zdecydowanie, ostatecznie można też tak powiedzieć. Biorąc pod uwagę pewne elementy, które tam się znajdują, pewne treści, rozważania, pewne sprawy, które w sposób oczywisty są przekazem Ewangelii. Do tych, którzy uczestniczą w życiu facebookowym, to - na pewno można użyć i takiego określenia - jest to forma ewangelizacji.

Ksiądz biskup dzieli się też wielką swoją radością, że tu jest. Bo na tych wszystkich zdjęciach ksiądz biskup jest uradowany, uśmiechnięty, szczęśliwy, że może zrobić zdjęcie przejeżdżającego papieża, że zakłada żółtą pelerynę na Błoniach.

Jeżeli chodzi o papieża, to bez wątpienia, nie da się ukryć, że to była taka chwila. Wracaliśmy po spotkaniu w Katedrze Wawelskiej, akurat wychodziliśmy z Wawelu i jechał orszak papieski. I tak sobie pomyślałem: fajnie by było mieć jakieś jedno zdjęcie z papieżem. No to strzeliłem to zdjęcie. Oczywiście biorąc pod uwagę opis do tego zdjęcia, że to nie jest klasyczne selfie, ale jakieś zdjęcie jest.

I tak trzeba, księże biskupie, docierać do tych młodych ludzi? Bo oni się z tymi telefonami nie rozstają.

Biorąc pod uwagę efekty i owoce to bez wątpienia taka refleksja się pojawia, że to jest jakiś sposób dotarcia. Oczywiste jest, że on nie zastępuje wszystkiego, na pewno w życiu duchowym. To jest tak naprawdę takie zaproszenie, taka próba zapukania do drzwi. Bo żeby rzeczywiście można było mówić o pielęgnowaniu życia duchowego, to musi być osobisty kontakt, muszą być sakramenty. A tego przez internet nie da się zrealizować.

Ale słyszał ksiądz biskup stwierdzenie, które pojawiło się po tych zdjęciach: bierzcie i lajkujcie z tego wszyscy.

Bez wątpienia jakieś nawiązanie. Pierwsze słyszę od pana redaktora.

Nie ma też pewnego takiego dysonansu? Bo ci młodzi ludzie ciągle są z tymi telefonami, ciągle są w internecie, siedzą tam, trochę marnują czas, marnują swoje życie. Nawet papież Franciszek wczoraj do nich mówił, że to jest jeden z rodzajów uzależnień, że są więźniami internetu.

Bez wątpienia, bo tam zagrożenie jest. Ja dlatego też to podkreślam: to jest mój fanpage, ja go nie obsługuję bezpośrednio...

Ale trochę popycha ksiądz tych ludzi do tego.

Podsyłam po prostu pewne materiały wtedy, kiedy mogę podesłać - bo biorąc pod uwagę mój zakres obowiązków i różnych posług, to tego by się nie dało połączyć. To oczywiście pokazuje pewną odpowiedzialność, wezwanie do odpowiedzialności, żeby z jednej strony w taki sposób w to wejść, żeby to służyło komunikacji, jakiejś refleksji, ale z drugiej strony właśnie, żeby nie zatraciło człowieka.

Ale dostrzega ksiądz biskup problem tych młodych ludzi - że niektórzy właściwie żyją już trochę wirtualnie.

Nie da się ukryć. Jak to niektórzy wspominają, kiedyś, żeby spotkać się z kolegą, trzeba było wyjść z domu, a teraz są różne inne formy. One pociągają za sobą wielkie szanse, ale też i wielkie trudności.

Papież Franciszek wczoraj, nawiązując do tego, dał zadanie tym młodym ludziom: pobądźcie trochę ze sobą.

Ja mam wrażenie, że chociażby to, co działo się wczoraj na Błoniach - droga krzyżowa, to jest takie doświadczenie, że jest się w pewnej tajemnicy, której się nie narusza pewnymi działaniami - chociażby odejściem od tego miejsca, od tego czasu w świat wirtualny. Ważne jest to, co jest w tym momencie, to, co jest teraz - i ważne jest, żeby to potrafić obronić, żeby to na tyle zachować, żeby nie przekraczać tej granicy szacunku po prostu dla pewnego daru.

Czyli taki czas, takie miejsce, kiedy nie wyciągamy telefonu, nie robimy selfie, nie wrzucamy niczego do internetu.

Zdecydowanie. Biorąc pod uwagę nawet i wczorajszą drogę krzyżową: kiedy się rozpoczęła, to ona trwała, uczestniczyliśmy w niej. Oczywiście, później, kiedy wracałem z Błoń, szedłem na Franciszkańską, to nie da się ukryć, tych spotkań, propozycji zdjęć troszeczkę było.

Ksiądz biskup jest już oblegany.

Nie, nie, nie. Tam nie spotkałem nikogo, kto by nawiązywał do tego wątku, który tutaj podjęliśmy. Po prostu szedł biskup ulicą, spotkali go, to sobie zrobili zdjęcia. Ale o wiele więcej było osób, które prosiły o błogosławieństwo. Myślę, że to jest też niesamowity znak i niesamowite potwierdzenie, że to jest przede wszystkim dar, który ja mam dać, który powinienem nieść i staram się to czynić.

A biskupi w Episkopacie, w kurii, koledzy księdza z pracy są zaskoczeni? Może zazdroszczą?

Panie redaktorze, ja sam jestem zaskoczony, to co mówić o innych. A co do ich dalszych innych refleksji - nie przypuszczam.

Ale podglądają?

Wielu na pewno. Dostałem wczoraj sporo różnych informacji na ten temat.

Jak w taki nowoczesny, inny sposób dotrzeć do tych młodych ludzi z trudnym przekazem, mówiąc im o cierpieniu, o bólu, o zwątpieniu - czy to już tylko w konfesjonale, w kościele?

To jest to, o czym wspomniałem wcześniej: myślę, że ten punkt startu, ten punkt spotkania może się zrealizować właśnie poprzez te media. Ja wielokrotnie dostaję - to mi moi administratorzy przesyłają na prywatne wiadomości - bardzo wiele różnych informacji, wiele różnych próśb o modlitwę, wiele różnych pytań. Niejednokrotnie już dochodziło do spotkań z tymi osobami, które skontaktowały się w taki właśnie sposób. I myślę, że to jest jeden z elementów, a z drugiej strony chyba też taka odpowiedź i dla mnie wielka radość, że oni mi zaufali. A to, co się znajdowało się właśnie tam, na tym fanpage'u na Facebooku, było właśnie taką drogą i pewnym takim darem, który sprawił, że to zaufanie się zrodziło.

To jest też ta droga? Myśli ksiądz, że spowiedź, poważne rzeczy też w ten sposób za jakiś czas powinny się odbywać?

Nie, nie...

Tutaj musi być kontakt.

Ja myślę, że to jest jakby też jedno z wyzwań mediów społecznościowych, żeby sobie uświadomić i jasno postawić granicę. Są pewne tajemnice, które są tylko dla mnie, które są tylko jakby w najgłębszym doświadczeniu moim, moich najbliższych i nimi się nie dzielimy. To jest cudowne, kiedy wielu ludzi, ja też słyszałem wielokrotnie, mówi: ja swoich zdjęć, swoich malutkich dzieci na Facebooka nie wrzucam, bo to jest zbyt osobiste, ja je chcę chronić w ten sposób. Myślę, że to jest również właśnie taki aspekt.

Trzeba umieć postawić sobie granicę, co jest dla mnie, co jest dla innych, czym się dzielę.

Zdecydowanie.

Jak ksiądz biskup ocenia to spotkanie papieża Franciszka z młodymi? Radosne, ale też wczoraj bardzo poważne. Mam wrażenie, że papież Franciszek, choć to są radosne Światowe Dni Młodzieży, bardzo serio traktuje tych młodych ludzi.

Papież Franciszek zawsze serio traktuje każdego człowieka.

Traktuje ich po partnersku po prostu.

Tak jak mówię: każdego człowieka. Biorąc pod uwagę aktualne spotkania, aktualne doświadczenie, na pewno jest to młodzież i to doświadczenie jest tutaj zauważalne, a oni przecież tego oczekują. To, co - myślę - jest niesamowicie istotne: młody człowiek w swoich różnych doświadczeniach, przede wszystkim mając swoje pasje, pragnienia, różne tęsknoty, ostatecznie rzecz biorąc też bardzo ceni autorytety tych, na których może liczyć, tych, którzy go nie zawiodą.

Skała, oparcie.

Tak, bez wątpienia. Papież Franciszek to jest Piotr, po prostu. Piotr naszych czasów. Dlatego lgną, dlatego są, dlatego go słuchają. To, co powiedział, to, do czego zachęcił wczoraj, do tej refleksji osobistej, tej cichości, bo pewne rzeczy trzeba zwyczajnie w sobie usłyszeć: jak one brzmią, jakie przynoszą refleksje.

I ten Piotr naszych czasów, jak mówi ksiądz biskup, jeździ po Krakowie bardzo małym, popularnym samochodem, których jest na naszych ulicach mnóstwo. Dobry wybór? Pytam księdza biskupa, bo ksiądz biskup ma doświadczenie samochodowe, technikum samochodowe, a ten samochód trafi na aukcję. Kupiłby ksiądz biskup tego golfa?

Nie stać mnie na niego, bo biorąc pod uwagę aukcję samochodu papieskiego na pewno będą kwoty daleko przekraczające cenę z salonu, ale trzeba przyznać, że papież nie po raz pierwszy w taki sposób postępuje. To są samochody tej średniej klasy. Ja przyznaję, że biorąc pod uwagę moje prywatne działania, zachowania, jeżdżę po Warszawie i po okolicach mojej diecezji samochodem tego samego koncernu jeszcze niższego typu, bo jest wygodny.

Czyli ksiądz biskup nie wywyższa się ponad papieża.

Panie redaktorze, po prostu ten samochód jest bardzo użyteczny. Po Warszawie w różne miejsca, a ja jeżdżę zasadniczo sam wtedy, to i tak już jest wystarczające.

Dziękuję pięknie, ksiądz biskup Marek Solarczyk był naszym gościem. Dziękuję pięknie i wrzucamy zdjęcia.

Dziękuję serdecznie, pozdrawiam wszystkich. Niech Pan Bóg błogosławi. Pozdrawiamy z Krakowa i zapraszamy na ten ostatni odcinek Światowych Dni Młodzieży.