Nie ma potrzeby kupowania śmigłowców szkoleniowych lub do testów, w postępowaniach na śmigłowce morskie i dla wojsk specjalnych mogą zostać wybrane dwie platformy - powiedział w czwartek wiceminister brony Bartosz Kownacki.

Nie ma potrzeby kupowania śmigłowców szkoleniowych lub do testów, w postępowaniach na śmigłowce morskie i dla wojsk specjalnych mogą zostać wybrane dwie platformy - powiedział w czwartek wiceminister brony Bartosz Kownacki.
Bartosz Kownacki /Radek Pietruszka /PAP

Nie ma obecnie w polskiej armii potrzeby pozyskiwania śmigłowców szkoleniowych czy śmigłowców testowych. To wynika ze sprawności postępowania, które zostało przeprowadzone, jak również z kwestii związanych z konkurencyjnością - powiedział Kownacki.

MON zamierza kupić osiem śmigłowców dla Wojsk Specjalnych. Jeśli chodzi o śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych, które będą miały funkcję ratownictwa morskiego, MON - "w zależności od tego, jak będą się kształtowały warunki cenowe" - chce kupić cztery takie maszyny z możliwością zwiększenia zamówienia o cztery kolejne.

Powiedział, że trwa analiza wstępnych ofert, a "każda z takich ofert to metr sześcienny dokumentów, to są tysiące stron". Po analizie ofert wstępnych ma nastąpić dialog techniczny, a później złożenie ofert ostatecznych zawierających cenę. Kownacki nie chciał podać kwot, jakie resort jest gotów przeznaczyć na śmigłowce. Zaznaczył, że postępowania zakładają offset związany z zakupem.

Jednym z istotnych kryteriów - obok ceny, kwestii związanych z offsetem - jest terminowość dostaw śmigłowców, tak żeby te, które są najbardziej potrzebne, były dostarczone sprawnie, szybko. Nie ma dzisiaj potrzeby pozyskiwania śmigłowców szkoleniowych czy śmigłowców testowych, to wynika ze sprawności tego postępowania - powiedział wiceszef MON. Dodał, że gdyby resort wybrał do testów śmigłowce jednego z oferentów, "mogłoby to rodzić wątpliwość, czy już ten oferent jest wybrany do dostarczenia wszystkich śmigłowców". Żeby nie naruszać transparentności tego postępowania, podjęliśmy decyzję, że nie ma takiej pilnej potrzeby, żeby śmigłowce testowe już w tym momencie były w polskiej armii - dodał, wyrażając przekonanie, że dostawy nastąpią bardzo szybko.

Pytania o konkretne terminy, o ceny, to pytania do oferentów. My jesteśmy gotowi przystępować do kolejnych faz postepowania - zapewnił. Odnośnie do ceny - mówił Kownacki pytany o możliwy przedział cenowy - "chcemy żeby jak najtaniej". Nie mogę podać pułapu, zresztą to jest pewien problem ofert składanych do Inspektoratu Uzbrojenia, że często zdarza się, że oferty składane przez poszczególne firmy niemalże dokładnie odpowiadają tym założeniom, które przyjęło sobie ministerstwo, a to są informacje niejawne. Nawet biznesowo jest zrozumiałe, że nie możemy zdradzić takich informacji. Mogę powiedzieć tylko, że uważam, że oferty te powinny być tańsze, niż są w deklaracjach naszych oferentów, i mam nadzieje, że oferenci to słyszą i uwzględnią - powiedział.

"W 3 miesiące doszliśmy do etapu, do którego nasi poprzednicy doszli w 2 lata"

Zaznaczył, że postępowanie zostało przeprowadzone "bardzo szybko, bardzo sprawnie". Nasi poprzednicy mniej więcej do tego etapu doszli po dwóch latach, MON pod kierownictwem pana Antoniego Macierewicza - po trzech miesiącach - mówił Kownacki. Zapewnił, że "nie ma zagrożenia jeżeli chodzi o śmigłowce w Polsce" choć "nie jest to sprawa nieistotna", przy czym "dość pilna potrzeba operacyjna" wiąże się z końcem resursów śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych ok. roku 2020, natomiast terminy eksploatacji śmigłowców transportowych, w tym Mi-2, przypadną na lata 2026-35. Zapewnił, że po zakończeniu trwających postepowań będą podejmowane kolejne. Warto zwrócić uwagę, że w sytuacji, w której brakuje w Polsce obrony powietrznej, środków rozpoznania (...) sprawa zakupu śmigłowców budzi nadzwyczajne emocje - powiedział.

Dopuścił możliwość różnych platform śmigłowców przeznaczonych do różnych zadań. Jeżeli chodzi o wspólną platformę, my wielokrotnie mówiliśmy: jedna platforma do wszystkich rodzajów śmigłowców (...) nie jest zasadna. Inna platforma jest potrzebna dla śmigłowców transportowych, inna dla śmigłowców morskich. Tutaj możemy rozważać wspólną platformę między śmigłowcami wojsk specjalnych, śmigłowcami zwalczania okrętów podwodnych i śmigłowcami ratownictwa morskiego. Dopuszczam taką możliwość, ale nie jest tak, że to jest konieczne, że tak musi być - powiedział.

Dopuszczamy możliwość dwóch różnych platform dla tych rodzajów sprzętu. Przy czym - jeszcze raz podkreślam - istotą sporu między poprzednim postępowaniem a tymi, które są dzisiaj, jest to, że (wtedy) stworzono jedną platformę dla śmigłowców transportowych, wojsk specjalnych, ratownictwa morskiego, zwalczania okrętów podwodnych. Uzyskiwaliśmy dzięki temu, w mojej ocenie, słabsze śmigłowce specjalistyczne i być może lepsze i dużo droższe śmigłowce transportowe - mówił.

Uważamy, że należy inaczej do tego postępowania podejść. Kupujemy te najdroższe i te najbardziej - jeśli chodzi o uzbrojenie - kosztowne śmigłowce i tego też trzeba mieć świadomość. Zupełnie inna cena jest śmigłowca uzbrojonego w torpedy niż zwykłego śmigłowca transportowego - przekonywał.

Pierwsze oferty

Postępowania na 16 śmigłowców - po osiem w wersjach bojowego poszukiwania i ratownictwa (CSAR) dla wojsk specjalnych oraz do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP), wyposażonych dodatkowo w sprzęt medyczny pozwalający na prowadzenie akcji poszukiwawczo-ratowniczych - MON rozpisało w lutym.

Zaproszenia do złożenia ofert wstępnych wystosowano trzech firm, które uczestniczyły w poprzednim przetargu: konsorcjum PZL Sp. z o.o. oraz Sikorsky Aircraft Corporations; WSK "PZL-Świdnik" oraz konsorcjum w składzie Airbus Helicopters i Heli Invest Sp. z o.o. Services S.K.A.

W poniedziałek maszyny dla sił specjalnych wstępnie zaoferowali wszyscy trzej oferenci - Airbus, PZL-Świdnik należący do grupy Leonardo oraz Sikorsky wraz z PZL Mielec. Wstępne oferty śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych z funkcją ratownictwa morskiego przedstawiły Airbus i PZL-Świdnik.

Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 roku. W kwietniu 2015 roku MON do końcowego etapu zakwalifikowało ofertę Airbus Helicopters z maszyną H225M Caracal. MON podało wówczas, że tylko ta oferta spełniła wymogi formalne; odrzuciło wtedy ofertę Świdnika ze względu na zbyt odległy termin dostawy, i Mielca - z powodu braku uzbrojenia.

Zaprotestowały będące wówczas w opozycji PiS oraz związki zawodowe działające w zakładach w Mielcu i Świdniku. Ówczesny szef MON Tomasz Siemoniak (PO) wielokrotnie podkreślał, że przetarg był rzetelny, a warunki dla wszystkich oferentów były takie same. W maju 2015 roku PiS w sprawie przetargu zawiadomiło prokuraturę, która początkowo odmówiła wszczęcia postępowania. Ta decyzja została uchylona jesienią 2016 roku. Śledztwo toczy się od października.

30 września 2015 roku rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej, której podpisanie było warunkiem zawarcia kontraktu z Airbus Helicopters. Na początku października 2016 roku Ministerstwo Rozwoju, które negocjowało offset z Airbusem, uznało dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe. Według rządu, oferta Airbusa nie odpowiadała interesom ekonomicznym i bezpieczeństwa Polski, a wartość proponowanego offsetu była niższa od oczekiwanej. Od tego czasu MON na nowo rozpoczęło procedurę pozyskania nowych śmigłowców w ramach pilnej potrzeby operacyjnej.

(az)