Państwowa Komisja Wyborcza broni się przed zarzutami o nieprzygotowanie na czas oprogramowania wyborczego. Niestety, próba przerzucania odpowiedzialności na Sejm i rząd - po sprawdzeniu faktów przez naszego dziennikarza - nie wypada przekonująco.

Jak ustalił reporter RMF FM Tomasz Skory, sędziowie twierdzą, że alarmowali Sejm i prosili o dodatkowe środki. Nie dodają jednak, że posiedzenie komisji, podczas którego to robili, miało miejsce 8 października, kiedy dawno już było na naprawę systemu za późno. Posłowie zresztą sami je zwołali, by PKW wyjaśniła wpadki z liczeniem głosów w wyborach uzupełniających.

To zresztą nie wszystko; sędzia Włodzimierz Ryms opisując przebieg przetargu na system, który zawiódł, mówił nieprawdę o terminie jego ogłoszenia. Przecież to w maju było ogłoszone, a w sierpniu został wybrany wykonawca i w sierpniu rozpoczął pracę nad tym oprogramowaniem - mówił dziś Ryms. Decyzja rzeczywiście zapadła w sierpniu, ale z dokumentów samej PKW wynika, że ogłoszenie o przetargu pojawiło się nie w maju, jak mówił sędzia, ale dopiero 25 lipca.

Na kompromitacji mogły zaważyć co najmniej nieścisłości w pierwszym przetargu na wykonanie systemu informatycznego i ewidentny pośpiech w przypadku drugiego przetargu.

Pierwsze zamówienie PKW sprzed roku, mówiło o stworzeniu całościowej, obsługującej wszystkie typy wyborów "Platformy Wyborczej 2.0". W przetargu wystąpiły dwie firmy, które jednak uznały, że terminy wymagane przez PKW są nierealne, a warunki zamówienia są wewnętrznie sprzeczne.

Ostatecznie zaskarżyły przetarg. PKW w styczniu go więc unieważniła, by w lipcu rozpisać nowy, już tylko na obsługę wyborów samorządowych. Do tego na szybko organizowanego przetargu przystąpiła tylko jedna firma, bo tylko ona odważyła się budować cały system w czasie, którego inne potrzebowały na samo jego testowanie.

(mpw)