"Decyzję o powstaniu podjęto w oparciu o plotkę, że Armia Czerwona naciera na Pragę, podczas gdy była w odwrocie" - mówi wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich podpułkownik Edmund Baranowski. "Zapomina się, że Polacy nie byli informowani o wynikach konferencji w Teheranie w 1943 r., gdzie podzielono strefy wpływów - tam już było wszystko zdecydowane. Przyszłość nie rozstrzygała się na ulicach Warszawy" - dodaje.

Pytany o to, jak z perspektywy czasu ocenia decyzję o rozpoczęciu walk 1 sierpnia Baranowski jednoznacznie ocenia, że była ona błędem. Decyzja była podjęta w nieodpowiednim momencie. 31 lipca na godz. 17 zaplanowano naradę Komendy Głównej AK. Wcześniej płk. Antoni Chruściel "Monter" pojechał na Grochów, gdzie obserwował sytuację w dalekich arteriach miasta. Wiedział, że Rosjanie sposobią się do zdobywania Pragi, od 29 lipca trwały bowiem pancerne walki rosyjsko-niemieckie pod Radzyminem. Miejscowa ludność poinformowała go, że rosyjskie czołgi są na przedmieściach prawobrzeżnej części stolicy. Chruściel z tą wiadomością wrócił i na spotkaniu Komendy powiedział, że to ostatni - w obliczu rychłego ataku Rosjan - moment na wybuch powstania - relacjonuje. To było oczywiście nieprawdą, bo Rosjanie byli w tym momencie w odwrocie. Gdyby były telefony komórkowe, ktoś by nas o tym powiadomił. Świadomość była jednak taka, że Rosjanie są tuż, tuż i będziemy lada dzień witać ich chlebem i solą jako gospodarze stolicy - podkreśla. Twierdzi też, że dopiero z perspektywy czasu widać, iż zryw nie miał szans na powodzenie. Już 28 lipca radzieckie samoloty latały nad Warszawą, bombardowały niemieckie węzły kolejowe i magazyny na Pradze. Wydawało się, że dotarcie Rosjan do Warszawy jest tylko kwestią czasu - mówi.

Baranowski zwraca uwagę na fakt, że w Polsce nadal jest spora grupa ekspertów, którzy twierdzą, że 1 sierpnia 1944 r. nie był właściwym momentem na wybuch walk o wolną Polskę i w związku z tym kwestionują sens powstańczej walki. Zapomina się jednak, że Polacy nie byli informowani o wynikach konferencji w Teheranie w 1943 r., gdzie podzielono strefy wpływów - tam już było wszystko zdecydowane. Przyszłość nie rozstrzygała się na ulicach Warszawy - tłumaczy. Chciałbym, aby zryw sprzed 69 lat był przedstawiany w miarę obiektywnie, z przytoczeniem przykładów, które dowodzą, że błędne decyzje były podejmowane nie tylko przez sztab AK, ale także współczesne dowództwa wielkich armii, wyposażonych w najnowszą technikę - dodaje.