"Bez kontaktów z miejscową ludnością nie udałaby się ewakuacja naszych pracowników z Libii" - ocenia Wojciech Janas z Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Spółka wycofała ponad 30 osób, które poszukiwały w tym kraju złóż ropy i gazu. Z wielkimi problemami dotarli na lotnisko w Trypolisie i różnymi samolotami wrócili do kraju.

Sporo problemów były z dotarciem do Trypolisu - ocenia Wojciech Janas, który koordynował akcję ewakuacji pracowników PGNiG. Samochody z Polakami nie mogły bowiem jechać głównymi szlakami. Było na nich mnóstwo uciekinierów, a także wojsko i wrogo do Europejczyków nastawione grupy. Tam też dochodziło starć. Polakom pomogli miejscowi współpracownicy firmy, którzy ominęli niebezpieczne miejsca, jadąc bocznymi drogami.

Największe problemy pojawiły się jednak w Trypolisie - zaznacza Janas. Kiedy nasza ostatnia grupa dotarła w rejon lotniska, została zatrzymana. Przestraszyliśmy się, że zostaną oni wykorzystani jako zakładnicy. Znowu wykorzystaliśmy te nasze kontakty. Libijczyk poszedł naszych przejął i wprowadził na lotnisko - opowiada.

Jak dodaje Wojciech Janas, sprawna ewakuacja było możliwa także dlatego, że w spółce od czasu zamordowania polskiego inżyniera w Pakistanie prowadzone są szkolenia dla pracowników wyjeżdżających w niebezpieczne miejsca. Obejmują między innymi postępowanie podczas porwań, zamachów czy sposoby przetrwania w buszu lub na pustyni.