"W rajdzie są potrzebne cztery rzeczy: dobry, niezawodny sprzęt, bardzo dobra forma, dobry samochód i odrobina szczęścia. Wszystkie te cztery składowe muszą się zdarzyć w jednym miejscu, w jednym czasie, o co jest szalenie trudno" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Jan Kościuszko, ojciec Michała, który startuje obecnie w Rajdzie Portugalii. "W tej chwili muszą z pilotem stosować taktykę umiarkowanego ryzyka i dojechania do mety. Mogą być dziesiąci, mogą być siódmi, mogą też wylądować na piątym miejscu. To jest rajd. To jest mało przewidywalna dyscyplina sportu. Na razie jadą bardzo dzielnie i bardzo mocno trzymam za nich kciuki" - dodaje, mówiąc o szansach polskiej załogi na dobry wynik.

Patryk Serwański: Michał w Portugalii jedzie na razie bardzo dobrze, a widzę u pana siłę spokoju. Nie przejmuje się pan? Nie denerwuje? Już pan przywykł, czy gdzieś w środku cały czas pan analizuje te rezultaty?

Jan Kościuszko: Tak, bo generalnie głównie martwię się nie o umiejętności Michała, a o opony. Jako jedna z dwóch załóg startujemy na DMackach. One raz, że są wolniejsze na kilometrze o ok. sekundę, czyli to jego miejsce byłoby grubo, grubo wyższe, gdyby jechał na Michelinach, a poza tym bardzo szybko się niszczą, przegrzewają. To jest główny nasz problem na tym rajdzie.

Za nami wczorajszy superoes w Lizbonie. Zdjęcia, które pokazują otwartą maskę samochodu, to też taka niesamowita historia, prawda? Michał musiał w dużej mierze chyba bazować na tym, co usłyszał od pilota i tej drogi za dobrze nie było widać.

To był dość dramatyczny moment, ale też bardzo spektakularny. Tutaj użyję trochę "lapidaryzmu", że trzeba mieć jaja, żeby coś takiego zrobić, bo wcale dużo czasu nie stracił na tej okoliczności. Jadąc z otwartą maską, w momencie, kiedy hamował ta maska w ogóle zasłaniała mu całą drogę, ale jest fighter! Takie rzeczy się zdarzają.

No właśnie. Wczoraj kłopoty Ostberga, dzisiaj Neuville i Sordo już nie jadą. Michał cały czas radzi sobie solidnie i dzięki temu przesuwa się w klasyfikacji, bo teraz jest na miejscu siódmym. Blisko Prokopa na miejscu szóstym. Zanosi się tak powolutku, powolutku na najlepszy wynik w tym sezonie.

Nie chciałbym mówić w tej chwili czy się zanosi, czy nie. Wygląda to nieźle, natomiast z tyłu są też naciskani. Zdajemy sobie sprawę, że to są najlepsi kierowcy na świecie. Michał startuje quasi-fabrycznym samochodem, czyli mówiąc wprost - ma ten samochód trochę słabszy od reszty, a dużo słabsze opony. W tej chwili muszą stosować taktykę umiarkowanego ryzyka i dojechania do mety, bo wszystko się jeszcze może zdarzyć. Mogą być dziesiąci, mogą być siódmi, mogą też wylądować na piątym miejscu. To jest rajd. To jest mało przewidywalna dyscyplina sportu. Na razie jadą bardzo dzielnie i bardzo mocno trzymam za nich kciuki.

Czy w takich momentach, jak teraz, czyli w przerwie między poszczególnymi partiami rajdu pan się jakoś z Michałem kontaktuje, czy w trakcie rajdu raczej unikacie tego i dopiero gdzieś po, na spokojnie sobie rozmawiacie, oceniacie? Czy po prostu tak, jak ojciec z synem - już nawet nie mówicie o rajdzie tak stricte zawodowo, tylko zostają po prostu relacje rodzinne? Jak to wygląda?

Wygląda to w ten sposób, że jeżeli chce usłyszeć jakieś rady ode mnie, to jestem cały czas otwarty, natomiast po dniu zawsze się kontaktujemy i przed startem drugiego dnia też się kontaktujemy, analizujemy dzień poprzedni i ustalamy taktykę i strategię na dzień następny. Teraz jestem otwarty na informacje od niego i jestem pod telefonem. Wie o tym dobrze, jeżeli skończy rozmawiać, bo w tej chwili mają przerwy, z inżynierem, co jest znacznie ważniejsze, i będzie czegoś potrzebował - albo wsparcia psychicznego albo jakiegoś doradztwa, to na pewno zadzwoni.

Trochę trywialne pytanie, ale czy szczęście jest potrzebne rajdowcowi? Uniknięcie czasem o centymetr kamienia, jakichś kłopotów z zapłonami itd. To jest element, który jest istotny w rajdzie?

W rajdzie są potrzebne cztery rzeczy: dobry, niezawodny sprzęt, bardzo dobra forma, dobry samochód i odrobina szczęścia. Wszystkie te cztery składowe muszą się zdarzyć w jednym miejscu, w jednym czasie, o co jest szalenie trudno. Pyta pan, czy szczęście jest potrzebne. Wczoraj Robert miał olbrzymie szczęście, ponieważ wyleciał z bardzo dużą szybkością z drogi. Przeleciał przez krzaki, przeleciał przez kamienie i uszkodził tylko chłodnicę i opony. Natomiast gdyby tam stał jeden kamień więcej, to by zrolował samochód, ale wyjechał na drogę. To jest szczęście. Drugi wyleci przy mniejszej prędkości i trafi akurat na ten kamień i nie pojedzie dalej. I to jest brak szczęścia. Od początku sezonu nękał nas brak szczęścia, bo sypał się defekt za defektem, sypały się też "hejterskie", głupawe teksty, niczym nieusprawiedliwione komentarze atakujące, plujące itd. Taki naród. Takie społeczeństwo i taki przekaz. Natomiast myślę, że ten limit pecha się powoli wyczerpuje. Oby ten rajd obył się bez nadmiernych efektów ubocznych, na które nie mamy żadnego wpływu.