"Staram się dobrze współpracować z matką naturą, z wiatrem, z wodą, falami, chmurami i wszystkim dookoła. Nie można się nigdy poddawać i trzeba walczyć do samego końca, do linii mety, bo zawsze coś się może wydarzyć." - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Zofia Noceti-Klepacka, brązowa medalistka olimpijska w windsurfingu w klasie RS:X. Jak dodaje, olimpijski medal był jej marzeniem już od najmłodszych lat. "Płakałam po przekroczeniu mety" - wyznaje nasza zawodniczka.

Robert Kalinowski: Zosia, widziałem twoją radość po zdobyciu tego brązowego medalu, naprawdę wzruszyło mnie twoje spotkanie z synkiem Mańkiem tuż po zawodach i powiem tak: w czasie tych igrzysk nie mamy wielu okazji do świętowania sukcesów, natomiast twoja postawa i twoja - że tak powiem - pozytywna szajba wprawia, chyba nie tylko mnie, w naprawdę świetny nastrój. Powiedz, jak się zaraziłaś tą szajbą?

Zofia Noceti-Klepacka: Na swojej drodze życia spotkałam wielu ludzi, którzy mi pomogli dojść do tego sukcesu, którzy mnie jakoś ukształtowali, aczkolwiek uważam, że trzeba być dobrym człowiekiem w życiu i iść z uśmiechem na twarzy, mimo przeciwności losu, trzeba być uśmiechniętym i dawać sobie radę, nawet jak czasem nie jest za dobrze.

Ale kim byli ci ludzie?

Między innymi to był mój trener klubowy Witold Nerling, mój trener kadry olimpijskiej Paweł Kowalski, Cezary Piórczyk, moi rodzice, rodzeństwo, koledzy z podwórka, sąsiedzi, no takie osoby, które cały czas były ze mną, od najmłodszych lat i które zawsze mi kibicowały, motywowały mnie do większej pracy, które były ze mną pomimo porażek, są i wiem, że zawsze będą, na które zawsze mogę liczyć.

Porażki przecież również były, a ty idziesz cały czas do przodu, ja odnoszę takie wrażenie.

Były porażki, jak to w sporcie, dlatego ten sport jest taki piękny, że raz się wygrywa, raz się przegrywa, są duże emocje i ja staram się iść do przodu, dążyć do celu, spełniać swoje marzenia, zarażać tym innych.

Wydajesz się pewna siebie i pewna swoich umiejętności. To prawda?

Czy ja wiem, czy jestem pewna siebie, pewna swoich umiejętności? W sporcie może i tak, bo przez te ostatnie lata bardzo ciężko trenowałam, pomagali mi przy tym właśnie moi trenerzy, moi sparingpartnerzy, abym mogła dojść do tego sukcesu, a więc jadąc na igrzyska olimpijskie, czy wcześniej na mistrzostwa Europy, zawsze wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana. Jednak to jest żeglarstwo, tutaj są zewnętrzne warunki, matka natura rządzi, wiatr potrafi spłatać figle, powieje z innej strony i ktoś mnie wyprzedzi, pomimo tego że jestem bardzo dobrze przygotowana fizycznie, aczkolwiek staram się dobrze współpracować z matką naturą, z wiatrem, z wodą, falami, chmurami i wszystkim dookoła.

Podobno w wieku 17 lat powiedziałaś, że będziesz mistrzynią olimpijską?

Nawet w wieku 10 lat. To było zawsze moje marzenie, od kiedy pamiętam. Jak byłam jeszcze młodsza, miałam około 7-8 lat, oglądałam igrzyska olimpijskie w telewizji, widziałam sportowców wspaniałych, którzy zdobywali medale, którzy byli moimi idolami i ja chciałam się znaleźć właśnie też na takiej imprezie, pojechać na igrzyska, zdobyć medal olimpijski i spełniłam swoje marzenia.

A kto był twoim największym idolem?

Na początku takim pierwszym to był Michael Johnson, przez paręnaście lat jego rekord świata na 400 metrów nie był pobity, do tej pory pamiętam 43,18, mówili, że złote buty na złotych nogach biegają. I to był pierwszy, a potem następni, w żeglarstwie Mateusz Kusznierewicz.

To daleka droga od tego momentu, kiedy ma się u siebie w pokoju plakat ze swoim idolem, do momentu, kiedy zdobywa się medal olimpijski i trzeba mieć sporo uporu, żeby to osiągnąć.

No na pewno, to jest ciężka praca, dużo wyrzeczeń. Wiadomo, ja kocham swój sport i mam na to zajawkę i jeszcze będę pływać - mam nadzieję - wiele, wiele lat, ale jak się to robi na zawodowym poziomie, wyczynowo, czasem się ma chwile załamania, zwątpienia, że się nie chce, że ciężko i cały czas to jest walka też ze sobą, ze swoją psychiką, aby właśnie przełamywać te granice, bariery i ja to robię cały czas i mam nadzieję, że mi tak zostanie.

Miałaś na tych igrzyskach taką chwilę zwątpienia?

No miałam, zaczęłam bardzo dobrze, ale w połowie regat zaczęłam jechać jedno okrążenie więcej, a trzeba już było płynąć na metę, ja płynęłam akurat w czołówce, bo w pierwszej trójce, no a przez to, że popłynęłam jeszcze jedno okrążenie, przypłynęłam 21. Bardzo dużo punktów karnych mi doszło.

Jak się wtedy zgubiłaś, pomyślałaś: to koniec, nie będzie podium?

No, po wyścigach tak. Wróciłam na brzeg, byłam załamana, ale trener mi powiedział, że nieważne, jak nawet tego medalu nie zdobędę, to on i tak będzie ze mną i wierzy, że jestem najlepsza.

Postęp robisz niesamowity z igrzysk na igrzyska. 12. miejsce w Atenach, 7. w Pekinie, 3. w Londynie. No to w Rio złoto, tak?

Bardzo ucieszona jestem, tym bardziej, że płakałam po przekroczeniu mety. To była walka do końca i jeden wniosek - po prostu nie można się nigdy poddawać i trzeba walczyć do samego końca, do linii mety, bo zawsze coś się może wydarzyć.

Może ja się mylę, ale mam wrażenie, że większość polskich sportowców, też olimpijczyków, w przeciwieństwie do Ciebie, to tak traktuje wyjazd na igrzyska jak ciężki obowiązek, a nie życiową szansę na pokazanie swojej pasji.

Nie jestem w głowach innych sportowców, ja głównie wszystkim kibicuję. Jestem wielkim fanem każdej dyscypliny i szczególnie naszych polskich sportowców. Wydaje mi się, że igrzyska olimpijskie to jest wielkie marzenie każdego sportowca, który tam jedzie i większość sportowców, którzy zaczynają trenować wyczynowo, chce się znaleźć na tej imprezie i się spełnić, tam zdobyć właśnie ten krążek olimpijski i przywieźć go do Polski. Zresztą to też jest wspaniałe uczucie, jak wciągają flagę polską na maszt, jak się staje na podium, jeszcze jak w ogóle grają Mazurka Dąbrowskiego, a już mi parę razy grali, ponieważ zdobyłam sporo tych złotych medali w juniorach mistrzostw świata i jeden złoty medal mistrzostw świata seniorów, mistrzostwa Europy, wspaniałe to uczucie i warto dla takich chwil walczyć, trenować ciężko.

Zabierasz Mańka na zawody?

Tak, mój syn wszędzie ze mną jeździ, na treningi, jak mam gdzieś zgrupowania i na zawody. Tak więc cały czas od najmłodszych miesięcy mi towarzyszył, był przy mnie.

A podobno twój mąż Lucio zrezygnował z kariery i zajmuje się Mańkiem, to jest prawda?

No tak nie do końca zrezygnował z kariery, on już po prostu nie miał szans zdobywania żadnych medali. No i była taka decyzja, czy pójdzie do pracy czy jeszcze tutaj może się poopiekuje naszym synkiem. No i jeździł ze mną i jak ja byłam na wodzie, na treningach, to właśnie się opiekował synem, aczkolwiek jak ja wracam z wody, to jestem mamą tak pełną parą.

Pewnie kobiety, czytając te różne informacje o twoim mężu, to sobie myślą tak: Klepacka ma super, bo ma takiego wspaniałego męża.

No nie wiem, co powiedzieć na ten temat (śmiech).

Wracając do windsurfingu jeszcze. Dwa medale olimpijskie, jesteśmy potęgą w pływaniu na desce z żaglem?

Tak, w ogóle chyba przeszliśmy do historii polskiego windsurfingu. Pierwszy raz w ogóle przywieźliśmy w windsurfingu medal z igrzysk olimpijskich i pierwszy raz dwa medale w żeglarstwie podczas jednych igrzysk olimpijskich.

A gdzie w Polsce się trenuje windsurfing?

Moje początki były na Zalewie Zegrzyńskim, ponieważ jestem w Warszawie, to jeździliśmy w weekendy nad Zalew Zegrzyński tam trenować, a całe wakacje spędzaliśmy np. w Pucku. Tak naprawdę, jak ktoś chce, to wszędzie może trenować - na jeziorach, morzach, oceanach. Po prostu tam, gdzie jest jakiś zbiornik wodny w miarę nie za mały i gdzie trochę wieje.

A powiedz, czy każdy może trenować windsurfing?

Na pewno każdy może spróbować, tak się amatorsko nauczyć pływać. Ja zresztą polecam, ponieważ się zapomina o wszystkich problemach, które są na brzegu, czuje się wolnym, jak ja na przykład tak się już odbijam od plaży, czy tam od jakiegoś tam slipu w porcie, to czuję taką wolność, to jest niesamowite uczucie. Tak więc dzieciaki spełniajcie swoje marzenia, dążcie do celu, bo naprawdę warto.

Pomagasz potrzebującym, uzdolnionym dzieciom, założyłaś fundację, zaszczepiasz im tą swoją pozytywną szajbę?

Założyliśmy fundację "Hej przygodo" razem z Rafałem Poniedzielskim "Pono", hiphopowcem. Chcemy zarażać swoją zajawkę innym dzieciom, pokazać jak można spędzać wolny czas, ponieważ wydaje mi się, że warto. Jest dużo talentów, które się marnują...

Żeby nie siedzieli tylko przy komputerze.

Żeby nie siedzieli przy komputerze albo jeszcze gorsze rzeczy robili - palili coś czy pili. Żeby sobie wypełniali ten czas w sposób sportowy czy artystyczny.

Pozytywna szajba Zofii Klepackiej, brązowej medalistki olimpijskiej w windsurfingu w klasie R:SX. Bardzo Ci serdecznie dziękuję za wizytę.

Dziękuję bardzo, pozdrawiam wszystkich słuchaczy RMF FM.

Dziękuję bardzo