- Obsada wieży w Smoleńsku popełniła wiele błędów - powiedział płk Grochowski z polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy 10 kwietnia. Komisja upubliczniła nagrania kontrolerów z wieży. Prezentacja rozpoczęła się od nagrań rozmów kontrolerów z pilotami Ił-a 76. Tu-154 był 70 metrów poniżej ścieżki kiedy z wieży padła komenda "horyzont". Wieża nie informowała, że Tu-154 schodzi z kursu.

Zobacz konferencję

Była reakcja pilotów na komendę "odchodzimy"

Podczas nagrania, które pokazuje lot Tu-154, padają też niepublikowane dotąd wypowiedzi pilotów. O godz. 8.35 z kokpitu słychać: Musimy się na coś zdecydować; później: Tam jest obniżenie. Na zaprezentowanych nagraniach słychać też słowa z kokpitu: Nic nie widać i komendę kapitana Arkadiusza Protasiuka: Odchodzimy. Pada ona na trzy sekundy przed poleceniem z wieży: Horyzont.

Piloci Tu-154M zareagowali na komendę "odchodzimy". Ile czasu upłynęło od komendy do reakcji i dlaczego trwało to tyle, ile, będziemy nadal badać i na razie nie możemy tego upubliczniać - powiedział ekspert komisji Maciej Lasek.

Wieża pod dużą presją

Działając pod dużą presją, obsada wieży popełniała wiele błędów, nie stanowiąc wystarczającego wsparcia załogi samolotu Tu-154 podczas podejścia do lądowania w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych - powiedział płk Mirosław Grochowski, zastępca przewodniczącego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

Jak mówił Grochowski, kontrolerzy nie mieli wsparcia wyższych przełożonych. Fakt, że samolot Jak-40 wylądował w warunkach poniżej minimum lotniska, a w trakcie próby lądowania samolotu Ił-76 nieomal doszło do katastrofy, doprowadziło osoby odpowiedzialne za to przedsięwzięcie (kontrolerów lotów) do granic wytrzymałości psychicznej. Świadczy o tym język, jakim się posługują - ocenił płk Grochowski. Podczas rozmów padają liczne wulgaryzmy.

Zdaniem pułkownika trudno zaakceptować fakt, że w raporcie końcowym MAK nie odniesiono się do sytuacji na lotnisku w Smoleńsku. Według Grochowskiego należałoby to zrobić "w celu wyeliminowania zagrożenia i podniesienia poziomu bezpieczeństwa lotów, tak aby podobna katastrofa nie wydarzyła się w przyszłości".

Bierny płk Krasnokutski. "Sam podjął decyzję...niech sam dalej..."

Jak ocenili polscy eksperci, zastępca dowódcy bazy płk Nikołaj Krasnokutski podczas sprowadzania polskiego samolotu Tu-154 na lotnisko w Smoleńsku, przyjął "bierną pozycję". W pewnym momencie z jego wypowiedzi wynika, że pozostawia w gestii pilotów, co zdecydować po ewentualnym nieudanym podejściu do lądowania.

W tym samym czasie płk Krasnokutski - jak oceniają polscy eksperci - domaga się od swoich przełożonych, żeby podano mu lotnisko zapasowe dla tupolewa, bo chce wiedzieć co ma zrobić z polskim samolotem. Według polskiej komisji, po tych konsultacjach pułkownik przyjmuje bierną postawę. Padają słowa Krasnokutskiego: Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. A... na drugi krąg i koniec. A dalej: Sam podjął decyzję...niech sam dalej... . Według polskich ekspertów, w ten sposób pułkownik zostawił załogę na własną odpowiedzialność.

Brak informacji nie pomógł załodze

Gdy obserwuje się specyfikę pracy załogi statku powietrznego podczas podejścia do lądowania, widać bardzo wyraźnie, że nie można mówić o tym, że tylko jeden z elementów jest przeważający w tym całym ciągu wydarzeń. To jest system. Jeżeli któryś z elementów tego systemu nie działa w sposób właściwy, można mówić o tym, że bezpieczeństwo takiej operacji jest zagrożone - powiedział Wiesław Jedynak z komisji.

Nie możemy powiedzieć, że gdyby te informacje były przekazane załodze, to tej katastrofy by nie było. Możemy powiedzieć, że brak tych informacji na pewno nie pomógł załodze znaleźć lepszego rozwiązania tego rejsu, tego lotu - dodał.

Wieża do Iła: K..., odejdźcie na drugi krąg

Na początku konferencji zestawiono dwa nagrania. Jedno pokazywało wylot polskiego Tu-154 z warszawskiego Okęcia, drugi lądowanie Iła-76. Jak wyjaśniali eksperci, na nagraniu z lotniska Smoleńsk widać, że warunki atmosferyczne były bardzo trudne. Z zapisu wynika też, że również Ił, podczas nieudanej próby lądowania (odszedł ostatecznie na drugi krąg) zszedł poniżej minimum - 100 metrów. Mimo to nie padła komenda kontrolera - horyzont. Słychać za to niecenzuralne słowa z wieży: K..., odejdźcie na drugi krąg.

"Polacy nie mają po co startować"

Po pierwszy nieudanym podejściu do lądowania Iła-76, otrzymuje on zgodę na ponowne podejście. W tym czasie Tu-154 nadal jest jeszcze na lotnisku Okęcie, a rosyjscy kontrolerzy w swoich rozmowach mówią, że trzeba Polakom powiedzieć, że nie mają po co startować.

"Nagła" zmiana pogody

Jak powiedział jeden z polskich ekspertów, ok. 8.00 czasu miejscowego załodze polskiego Jak-a kontrola lotów podała, że widzialność wynosi 1500 metrów, a po minucie rosyjskiemu Iłowi-76 - że niespełna 1000. Zdaniem członka Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Powstaje pytanie, czy dane te odpowiadały stanowi faktycznemu.

Polska komisja stwierdziła, że polski Jak-40, który wystartował przed tupolewem, otrzymał inne informacje o pogodzie niż te, które podano rosyjskiemu Iłowi. Niemożliwe jest, żeby pogoda zmieniała się tak dynamicznie - skomentowali eksperci podczas konferencji.

Ekspert zwrócił też uwagę, że kontrolerzy byli zdenerwowani, co słychać, kiedy wydają polecenie włączenia reflektorów. Nerwowa sytuacja, która wynika z deficytu czasu, powoduje, że na wieży przechodzi się na język nieparlamentarny - skomentował członek komisji.

Mgła w Smoleńsku pojawiła się nieoczekiwanie, a płk Krasnokutski już o godz. 7.41 w rozmowie z oficerem operacyjnym o kryptonimie "Logika" mówił, że dla polskiego samolotu potrzebne jest lotnisko zapasowe - wynika z nagrań.

Szukać zapasowego lotniska dla dużej tutki

Według tych zapisów Krasnokutski informując o mgle nad lotniskiem mówił do "Logiki": nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło. Dodawał, że tej mgły nie przewidywała poranna prognoza meteo. Oficer o kryptonimie "Logika" informował Krasnokutskiego, że "duża tutka" (polski tupolew) wystartowała już z Warszawy. To trzeba dla niego szukać zapasowego - mówi Krasnokutski i dodaje, że może to być podmoskiewskie Wnukowo. Zrobi kontrolne zejście do swojego minimum - dodaje jeszcze "Logika". Te słowa padają o 7.41; samolot wystartował z Okęcia o 7.27.

Jak-40 też nie powinien lądować

Wcześniej komisja prezentowała fragment nagrania dotyczący lądowania w Smoleńsku polskiego Jaka-40 z dziennikarzami na pokładzie. Komisja uznała, że kontrolerzy powinni zabronić lądowania także jemu - ze względu na bezpieczęństwo i mgłę. A gdy Jak przyziemił, kierownik chwali pilota mówiąc "mołodiec" (zuch) - skomentował prowadzący prezentację członek komisji mjr Robert Benedict.

Zastępca dowódcy bazy w Smoleńsku, płk Mikołaj Krasnokutski nie miał prawa rozmawiać z załogą polskiego Tu-154M - wskazała we wtorek polska Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

MAK odnosi się do sterylności kabiny tupolewa, rozmawia się o tym, że w kabinie tupolewa były osoby postronne, a w tej sytuacji na wieży w Smoleńsku zastępca dowódcy bazy, który nie ma uprawnienia do wydawania, czy też do prowadzenia korespondencji radiowej, prowadzi tę korespondencję radiową z tupolewem - mówił mjr Robert Benedict.

Czy w takim razie można powiedzieć o sterylności na wieży, jeżeli osoba nieuprawniona wykonuje czynności? - pytał członek polskiej komisji.

Niedługo potem Krasnokutski powiedział do jednego z kontrolerów na wieży: Paweł, doprowadzasz do 100 metrów.

Na prezentacji nie odtworzono samej dramatycznej końcówki nagrania z kokpitu tupolewa, którą w ubiegłym tygodniu zaprezentował MAK. Zakończyła się tuż przed momentem zderzenia samolotu z brzozą.

Zobacz prezentację polskiej komisji, która bada przyczyny katastrofy smoleńskiej