Zakłady w Samarze miały prawo wydać zgodę na wizytę dziennikarzy rosyjskich w remontowanym polskim tupolewie - mówi dyrektor jednej z firm, które pośredniczyły w kontrakcie między polskim rządem a rosyjskimi zakładami Awiakor. Według dyrektora MAW Telecom Janusza Zdeba, w czasie gdy maszyna pozostawała w remoncie, za takie sprawy odpowiadała fabryka.

Blanka Baranowska, RMF FM: Próbowałam się skontaktować z Dariuszem Kamińskim z firmy Polit Elektronik. W firmie Polit Elektornik powiedziano mi, że wszystkimi sprawami związanymi z remontem tupolewa zajmujecie się państwo.

Janusz Zdeb, dyr. generalny firmy MAF Telecom: Tak. MAF Telecom i firma Polit Elektronik stworzyły konsorcjum, które podjęło się nadzoru nad remontowanym samolotem Tu-154.

Blanka Baranowska: Nasz dziennikarz Konrad Piasecki rozmawiał z MON-em. Jak się okazało, nikt nie występował ze strony rosyjskiej z prośbą o wejście na teren remontowanego wtedy tupolewa. Weszła tam ekipa telewizji rosyjskiej i zgodę na wejście podpisał ponoć pan Dariusz Kamiński.

Janusz Zdeb: Nic mi nie wiadomo, żeby on podpisał na to zgodę. Samolot był przekazany do remontu, zgodnie z protokołem, firmie Awiakor. W momencie przekazania im tego samolotu rozpoczęli remont, demontując wszystko, niemal do gołej blachy. Sam byłem na tym samolocie i widziałem, jak to wygląda. Od strony technicznej prace cały czas nadzoruje nasz przedstawiciel z 36. pułku.

Blanka Baranowska: Kto to jest?

Janusz Zdeb: To są różni ludzie. To są specjaliści, którzy, w zależności od tego, co jest na samolocie robione, przyjeżdżają, później się zmieniają. To długo trwa. To są dwa - trzy miesiące siedzenia.

Blanka Baranowska: Oni są cały czas na miejscu?

Janusz Zdeb: Oni są na miejscu cały czas. Mało tego, oni mają obowiązek i wykonują to, robić zdjęcia samolotu pokazujące na jakim on jest etapie remontu. Te zdjęcia i informacje przekazują inżynierowi pokładowemu ze specpułku. Te zdjęcia do niego przechodziły, on to widział, nas informował, jak przebiegał remont samolotu. Z uwagi na to, że remont samolotu podzielony był na cztery etapy, każdy etap był przez komisję odbierany. Między etapami ten człowiek jest cały czas na zakładzie i ma prawo, a nawet obowiązek, sprawdzania, co się dzieje na samolocie w związku z remontem. Natomiast samolotem w tym czasie dysponuje zakład, a jego dyrektor odpowiada za maszynę przed nami. Jeżeli chodzi o dziennikarzy rosyjskich, zgodę na to, by weszli na teren zakładu może wyrazić dyrektor zakładu. Jeżeli chodzi o dziennikarzy innych niż rosyjskich, zgodę na to muszą wyrazić "ichniejsze" służby specjalne.

Blanka Baranowska: Gdyby chceli tam wejść dziennikarze polscy, to najpierw musiałyby się na to zgodzić służby rosyjskie?

Janusz Zdeb: Tak.

Blanka Baranowska: Jeśli taką chęć wyraziliby dziennikarze rosyjscy, wtedy zgodę wydaje dyrektor zakładu Awiakor?

Janusz Zdeb: Tak. Z tego co mi wiadomo, taką zgodę wyraził. Mówię to jednak na podstawie doniesień prasowych. Byłoby elegancko, gdyby dyrektor nas choćby poinformował, że chce dziennikarzom rosyjskim pokazać ten samolot.

Blanka Baranowska: Nie poinformował?

Janusz Zdeb: Nie. Nam nie było na ten temat nic wiadomo. Z tego co ja wiem, on się chciał pochwalić tym samolotem i to zrobił. Ja dotarłem do tego filmiku, który był zrobiony. On chciał pokazać, jak ładnie samolot został zrobiony - faktycznie był elegancko zrobiony - ta część VIP-owska i kabina pilota. Pilotom chcieliśmy podnieść komfort wykonywania swoich działań i zrobiliśmy im ładniejszy wystrój kabiny. To trwało chwilę - detale ich nie interesowały. Pokazali im fotele i z daleka pokazali część kabiny pilotów - to żadna tajemnica. Samolot przechodzi znów pod naszą bezpośrednią dyspozycję i bez naszej zgody nie wolno wtedy nikogo tam wpuszczać. Kiedy my przejmujemy samolot z powrotem, mimo że znajduje się na terenie zakładu, oni nam protokolarnie przekazują samolot. Wtedy tylko i wyłącznie strona polska ma prawo decydować co się dzieje, bo samolot jest wtedy przyjęty przez naszych specjalistów i czeka na dokonanie oblotu przez naszą załogę. Natomiast wcześniej obloty wykonują piloci doświadczali Awiakoru. To żadna tajemnica. Dyrektor miał prawo się zgodzić. Byłoby elegancko, gdyby nas o tym powiadomił. My dowiedzieliśmy się o tym, szczerze mówiąc, z prasy. Ja ani moi koledzy nie mieliśmy wcześniej takiej wiedzy. Jestem dyrektorem generalnym i takie rzeczy, gdyby coś było wcześniej, powinni mi podpowiedzieć. Szczerze mówiąc nie robiłbym z tego powodu żadnej tragedii. Samolot, który zostaje przez nas przyjęty, po wykonaniu przez nas sprawdzeń naziemnych, oblotu przez nasze załogi, przebazowaniu go do Warszawy i przekazaniu go użytkownikowi. Z tego, co przekazywał mi użytkownik - jeżeli chodzi o 101 i również 102, po przekazaniu, do samolotu wchodzą nasze służby. One wszystko sprawdzają w sposób, który jest znany tyko im. Dla przyszłych pasażerów nie stanowi żadnego zagrożenia fakt, że był ktoś tam wcześniej. Wiadomo, pracownicy zakładu remontowego wchodzą do środka maszyny i zdejmują wszystko, zakładają, co jest normalnym procesem remontu.