"Wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 roku przygotowaliśmy bardzo dobrze. Liczymy, że prokuratura szybko skieruje akt oskarżenia do sądu" - mówi reporterowi RMF FM rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz. To pierwszy komentarz BOR-u do prokuratorskich zarzutów dla wiceszefa Biura. Gen. Paweł Bielawny jest podejrzewany o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w dokumentach.

Zobacz również:

Były już wiceszef BOR-u nie odniósł się dotąd do tych zarzutów. Biuro odpowiedziało natomiast ustami rzecznika Dariusza Aleksandrowicza. Uważamy, że obie wizyty zostały przygotowane zgodnie ze wszystkimi procedurami. Dlatego liczymy na to, że prokuratura skieruje sprawę do sądu. Jesteśmy przekonani, że sąd uzna nasze racje. Będziemy się o to starać - podkreśla Aleksandrowicz.

Prokuratorzy nie zostawili na gen. Bielawnym suchej nitki. Pierwszy zarzut wobec niego dotyczy niedopełnienia obowiązków podczas przygotowania wizyt premiera i prezydenta w Katyniu. Jest bardzo obszerny i mieści się na pięciu stronach formatu A4 - mówiła rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, prokurator Renata Mazur. Jak ujawniła, treść zarzutu współgra m.in. z ujawnionymi niedawno wnioskami z opinii biegłych, którzy mieli ocenić działania funkcjonariuszy BOR-u. Ocenili i wytknęli kierownictwu Biura niewłaściwy nadzór nad pracą funkcjonariuszy zabezpieczających podróże najważniejszych ludzi w państwie do Smoleńska. Stwierdzili m.in., że BOR-owcy nie przeprowadzili rekonesansu tras przejazdu i miejsc pobytu delegacji, a także nie mieli wiedzy na temat lotnisk zapasowych. Uznali też, że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania.

Poza tym BOR-owców nie było na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt. Brakowało systemów łączności, do działań wyznaczono funkcjonariuszy z małym doświadczeniem. Pracownicy BOR-u z grup zabezpieczenia nie mieli broni palnej.

W przypadku drugiego zarzutu dla gen. Bielawnego - poświadczenia nieprawdy w dokumencie - chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie ówczesny wiceszef Biura zapewnia o pewnych kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.

Gen. Bielawny został wczoraj zdymisjonowany ze stanowiska wiceszefa BOR. Jak dowiedział się nasz reporter, na stanowisku zastąpi go pułkownik Robert Decyk, który będzie odpowiedzialny za zabezpieczanie zagranicznych wizyt najważniejszych ludzi w Polsce.

 To doświadczony funkcjonariusz z wieloletnim stażem. Do tej pory był zastępcą gen. Pawła Bielawnego - mówi Dariusz Aleksandrowicz i dodaje, że Decyk będzie jedynie pełniącym obowiązki wiceszefa BOR-u do czasu wyjaśnienia sprawy z gen. Bielawnym. Ten ostatni wciąż ma bowiem otwartą drogę do powrotu, jeśli tylko oczyści się z zarzutów.