Rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad 2021 wkraczają w ostatnią, kulminacyjną fazę, która potrwa od 10 do 16 września. Manewry rozbudzają emocje i niepokój – nieprzypadkowo, bo jak podkreślają w rozmowie z RMF FM eksperci, to nie tylko ćwiczenia wojskowe, ale też operacja psychologiczna - próba wywołania strachu przez pokaz siły. Groźba dużego konfliktu jest jednak znikoma, co nie znaczy, że ni ma ryzyka prowokacji i incydentów.

Manewry Zapad (Zachód) 2021 uchodzą za największe ćwiczenia wojskowe w Europie od niemal 40 lat. To, że są przeprowadzane, nie jest ani zaskoczeniem, ani niczym nowym - są częścią cyklicznych ćwiczeń strategicznych prowadzonych przez Rosjan co roku w różnych okręgach wojskowych (Wschodni, Centralny, Południowy i Zachodni, od stycznia 2021 - Północny). 

Bierze w nich udział 200 tysięcy żołnierzy rozsianych po całym Zachodnim OW (obejmującym większość europejskiej części FR) w tym - ze względu na kierunek ćwiczeń - żołnierze armii białoruskiej, silnie zintegrowanej z rosyjskimi siłami zbrojnymi.

Prężenie militarnych muskułów

Trzeba pamiętać, że choć w przekazie dominuje informacja o początku ćwiczeń 10 września, to tak naprawdę zaczęły się w mniejszej skali już w czerwcu. Na okres 10-16 września przypada kulminacja największej, aktywnej fazy tych manewrów. Ze względu na skalę, formułę i towarzyszącą im intensywną kampanię propagandową ćwiczenia Zapad 2021 budzą duże emocje i spory niepokój w sąsiadujących z Białorusią i Rosją państwach NATO. Często można usłyszeć alarmistyczne ostrzeżenia o "200 tysiącach rosyjskich żołnierzy przy granicy z Polską" - to nie jest prawda.

Na Białorusi, czyli w bezpośredniej bliskości naszych granic, ćwiczyć będzie niecałe 13 tysięcy żołnierzy, w tym 2,5 tysiąca rosyjskich wojskowych i 50 kazachskich. Do tego dochodzi sprzęt, według analiz około 30 samolotów i helikopterów oraz ok. 350 sztuk ciężkiego uzbrojenia, artylerii i czołgów.

To budzi niepokój, ale te siły, które tam ćwiczą, są za małe, by mogły wykonać realne, taktyczne czy operacyjne uderzenie - podkreśla w rozmowie z RMF FM generał Mieczysław Bieniek, były wiceszef w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO. To jest prężenie muskułów, generowanie napięcia i odwracanie uwagi od rzeczywistych problemów wewnętrznych Rosji i Białorusi - dodaje. Temu służyć ma również towarzyszące ćwiczeniom utwierdzenie wśród mieszkańców tych państw poglądu, że kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego są wrogo nastawione wobec swoich wschodnich sąsiadów.

Bieniek przekonuje, że NATO jest w stanie skutecznie monitorować ćwiczenia Zapad 2021 - narzędzi do tego nie brakuje. To m.in. wywiad satelitarny, samoloty AWACS i drony Global Hawk, śledzące ruchy wojsk, a także stacje radarowe wzdłuż polsko-białoruskiej granicy. Rosjanie oczywiście nie dzielą się informacjami, jakie dokładnie wojska będą użyte i w jakim rejonie będą działać, ale - według generała Bieńka - to wiadomo co najmniej w 90 procentach. Dzisiaj nie da się niczego ukryć. Nawet głęboka noc i mgła nie przeszkadzają w śledzeniu tych obiektów m.in. z przestrzeni kosmicznej -  podkreśla.

Misja: strach

Manewry Zapad 2021 poza oczywistym aspektem wojskowym i szkoleniowym, mają silny przekaz propagandowy. Skierowany jest do obywateli Białorusi i Rosji - wspomniane już wcześniej odwracanie uwagi od innych problemów i utwierdzanie przekonania o militarnej potędze - ale w równym lub być może nawet większym stopniu ta propaganda ma trafiać do ludzi żyjących w pobliskich krajach należących do NATO.

To jest nie tylko ćwiczenie czysto wojskowe, ale też operacja psychologiczna, która ma na celu wywołanie niepokoju - podkreśla Wojciech Konończuk, wiceszef Ośrodka Studiów Wschodnich. Jest obliczona na zastraszenie opinii publicznej czy w Polsce, czy w innych krajach NATO, zaniepokojenie tym, do czego może dojść - zaznacza.

Konończuk zauważa, że choć oficjalnie manewry mają charakter defensywny, to tak naprawdę ćwiczone są działania ofensywne. W połączeniu z obecną, trudną sytuacją na polsko-białoruskiej granicy rodzi to pytania, czy może dojść do prowokacji. Sytuacja generalnie jest napięta, a ćwiczenia na tak dużą skalę nie służą gaszeniu tych niepokojów, raczej na odwrót - mówi wiceszef OSW.

Taką prowokacją może być na przykład pozornie przypadkowe naruszenie granicy przez jeden z ćwiczących na Białorusi oddziałów. Nie wykluczam, że w działaniach nocnych jakiś zabłąkany pododdział może niechcący lub chcący przekroczyć granicę, co wywoła reakcję strony przeciwnej. Mam nadzieję, że ta reakcja nie doprowadzi na przykład do wymiany ognia - mówi generał Bieniek. Dodaje jednak, że mimo ryzyka takich incydentów nie spodziewa się, by strona rosyjsko-białoruska chciała doprowadzić do konfliktu. Jaki byłby cel FR lub tym bardziej Białorusi uderzenia konwencjonalnego na Sojusz Północnoatlantycki? Nie ma takiego celu. To jest po prostu demonstracja siły i prężenie muskułów - podsumowuje.

Opracowanie: