W Polsce widać już skutki zmian klimatu. Coraz częściej mówimy o dotkliwych suszach, upałach i powodziach. O postępującym globalnym ociepleniu świadczy także rosnąca liczba kleszczy. Te małe, niepozorne pajęczaki mogą przenosić poważne choroby. W najnowszej odsłonie cyklu Fakty i mity o zmianach klimatu z dr Martą Hajdul-Marwicz, autorką bloga „Za-kleszcz-ona Polska” rozmawiamy o tym, jakie jest znaczenie kleszczy w przyrodzie i jak się przed nimi skutecznie chronić.

Kleszcze - mamy 878 opisanych gatunków tych pajęczaków na świecie. W Polsce występuje 19 gatunków kleszczy, które należą do dwóch rodzin - kleszcze miękkie (tzw. obrzeżki) oraz kleszcze właściwe, twarde - do tej grupy należą najniebezpieczniejsze dla ludzi kleszcze, które odpowiadają za rozprzestrzenianie się m.in. boreliozy, kleszczowego zapalenia mózgu czy anaplazmozy.

Katarzyna Jasińska, RMF FM: Czy kleszczy jest więcej w Polsce w porównaniu z ostatnimi latami?

Dr Marta Hajdul-Marwicz: Tak, obserwujemy pewną tendencję wzrostową. Nie jest jednak drastyczny wzrost, ale rzeczywiście kleszczy jest więcej.

Jaka jest tego przyczyna?

Wśród naukowców pomysły są różne. Na pewno bardzo istotnym czynnikiem jest temperatura. Łagodniejsze zimy sprawiają, że więcej kleszczy przeżywa ten czas. Są one w stanie żerować w tych miesiącach, w których kiedyś hibernowały. Mamy więc więcej możliwości dla kleszcza do rozmnożenia się i mniej czynników ograniczających jego liczebność.

To jakie jeszcze, oprócz wyższej średniej temperatury na Ziemi, mogą być powody większej ilości kleszczy?

Mówi się w tym kontekście również o odejściu od tzw. substancji bójczych, stosowanych w rolnictwie. Tutaj byłabym jednak bardzo ostrożna. Kiedy pracowałam z różnymi osobami związanymi ze środowiskiem badaczy i osób chorych na boreliozę, to pojawiły się takie zdania: "w takim razie wróćmy do środków chemicznych". Tylko, że one zabijają inne stawonogi np. pszczoły. Dlatego ryzykownym jest mówienie, że powrót do chemii w rolnictwie rozwiąże problem kleszczy. Tym bardziej, że na polach kleszczy jest mało albo nie ma ich wcale. Z podobnych powodów wypalanie traw nie wpływa regulacyjnie na populację kleszczy, a powoduje jedynie zabijanie wielu gatunków zwierząt od stawonogów po ssaki.

Gdzie żyją kleszcze? Głównie w lasach liściastych i mieszanych, na obszarach trawiastych, w gęstych zaroślach, paprociach, a także w parkach miejskich i na obrzeżach osiedli mieszkaniowych otoczonych terenami zieleni.

Czyli w momencie, kiedy zaczęliśmy stosować więcej chemii w rolnictwie, to zmniejszyliśmy populację kleszczy, a teraz, kiedy obserwujemy odwrotny trend, to tych zwierząt jest więcej?

To nie jest takie proste. Kleszczy w środowisku było mniej przede wszystkim z innych powodów. Między innymi dlatego, że w latach 80. XX wieku mieliśmy, jak to mawiają moi rodzice, uczciwe zimy, czyli śnieg i mróz. Najłatwiej znaleźć korelację pomiędzy zmieniającym się klimatem, a liczebnością kleszczy. To najwyraźniej widać i można też zaobserwować na wykresach występowania kleszczy w zależności od temperatury, zapadalności na choroby odkleszczowe, pory roku i liczebności. Tutaj te związki są wyraziste, jasne. To jest jednak bardzo złożony temat. Nie można powiedzieć, że jest jeden czynnik, który decyduje o tym, że kleszczy w środowisku jest więcej albo mniej. To zależy też od dostępności żywicieli, liczebność gryzoni, zwierząt jeleniowatych, na które kiedyś polowano, a teraz ich populacje są odtwarzane.

Czy są rejony w Polsce, gdzie kleszczy pojawiło się w ostatnich latach szczególnie więcej?

Najłatwiej zaobserwować wzrost ich liczebności w górach. Wcześniej kleszcze występowały do pewnej wysokości. Łagodniejsza temperatura powoduje, że teraz pojawiają się one wyżej w górach, gdzie średnia temperatura zimą nie jest już tak niska, zapewniając przeżycie krwiopijnym stawonogom. Natomiast jeśli chodzi o liczbę osobników na kilometr kwadratowy, to najwięcej jest ich w lasach wilgotnych, czyli tam, gdzie są drzewa mieszane z przewagą drzew liściastych i tam, gdzie mamy dużo krzewów. I, oczywiście, dostęp żywicieli.

Czy kleszcze są nam potrzebne?

Nie udało się nam udowodnić zero-jedynkowej potrzeby występowania kleszczy w środowisku. Natomiast na pewno są takie gatunki zwierząt, które wzbogacają swoją dietę kleszczami. Ale to też nie jest tak, że gdyby kleszcze zniknęły, to te zwierzęta padłyby z głodu, bo to jest jedynie wzbogacenie, a nie jedyny element ich menu. Natomiast według niektórych badań są takie geny, które mogą przemieszczać się pomiędzy organizmami. Jest taka teoria, która mówi o tym, że kleszcze mogą być narzędziem ewolucji, przenosząc te "skaczące geny" z osobnika na osobnika niekoniecznie tego samego gatunku. To wciąż jest teoria, która potrzebowałaby dodatkowych badań. Nie znalazłam nowych publikacji na ten temat, więc wciąż czekam aż ktoś wejdzie głębiej w tę tematykę i spróbuje coś więcej na ten temat powiedzieć. To jest bardzo ciekawa teoria, uzasadniałaby znaczenie kleszczy w środowisku i może wtedy trochę byśmy je usprawiedliwiali, bo teraz kojarzą się z samym złem, a może jednak wnoszą coś dobrego.

Czy idąc do lasu powinniśmy się jednak obawiać kleszczy? Jakie choroby mogą wywołać? 

Najczęstszą chorobą, o której się na szczęście bardzo dużo mówi, jest borelioza - krętkowica kleszczowa. Powodują ją bakterie wyglądające jak małe sprężynki, krętki - Borrelia burgdorferi. Drugą chorobą, z którą jesteśmy w stanie skutecznie walczyć, ale na zasadzie zapobiegania, jest kleszczowe zapalenie mózgu (KZM). Mamy na nie szczepionki o bardzo wysokiej skuteczności powyżej 90 proc. Przy czym jest to szczepienie, które wymaga kilku dawek, trochę jak z grypą. Tylko, że na grypę szczepimy się mniej więcej co roku, a w przypadku kleszczowego zapalenia mózgu mniej więcej co trzy lata. Jeżeli chodzi o boreliozę, to będziemy mieć, mam nadzieję, szczepionkę, bo weszliśmy już w fazę testów klinicznych. Na gryzoniach mieliśmy niemalże 100 proc. skuteczności, co jest rewelacyjnym wynikiem. Teraz trwa kolejna faza badań. Zobaczymy, może się już wkrótce ziści nasze marzenie o tej szczepionce. Wracając do chorób... Mamy też babeszjozę, o której mało się mówi. To znaczy dużo się mówi w kontekście psów, natomiast mało w kontekście ludzi. Okazuje się, że np. osoby o upośledzonym układzie immunologicznym mogą być narażone na przykre konsekwencje tej choroby, ze śmiercią włącznie. Mamy również anaplazmozę, która wydaje się, że nie jest bardzo niebezpieczną chorobą. Natomiast jeżeli współistnieje z inną chorobą odkleszczową to bardzo utrudnia diagnostykę i leczenie pacjenta.

Czy ten zauważalny wzrost populacji kleszczy przekłada się na liczbę osób zgłaszających się do lekarzy?

Wydaje mi się, że tak. Nie znam tego problemu z punktu widzenia przychodni czy lekarza, do którego pacjenci się zgłaszają. Natomiast rozmawiając z ludźmi i prowadząc bloga "Za-kleszcz-ona Polska" coraz więcej osób do mnie pisze: "pomocy, mam kleszcza, moje dziecko miało kleszcza, w moim ogrodzie są kleszcze - co robić i jak to wyciągnąć?". Obserwuję też większą świadomość, że kleszcze to jednak nie jest byle co, co się wyciągnie i pójdziemy dalej. Tylko, że to wymaga uwagi, obserwowania własnego ciała po wyciągnięciu takiego pajęczaka i skutecznego zapobiegania tzw. wkleszczeniu się (kleszcze nie mają aparatu gryzącego, więc nie mogą się wgryźć), czyli używania repelentów i odpowiedniego stroju. Czasami niektórzy nawet decydują się na spacerowanie po lesie w określonych godzinach, bo nie przez cały dzień kleszcze są intensywnie aktywne. Jest to trochę mniej skuteczną metodą, ale też ma wpływ na to, jak się ochronimy.

Mam kleszcza - co dalej? Jeśli dojdzie do wkłucia się kleszcza, należy go jak najszybciej wyjąć z ciała. Nie wolno go smarować tłuszczem, benzyną, wykręcać ani wyciskać. Należy delikatnie chwycić kleszcza pęsetą przy samej skórze i wyciągnąć w górę. Zamiast pęsety można użyć miniaturowych pompek ssących lub plastikowych kleszczołapek, które można kupić w aptece. Po wyjęciu miejsce ukłucia trzeba starannie zdezynfekować.

Co możemy zrobić, żeby rzeczywiście skutecznie się przed kleszczami chronić, np. wybierając się do lasu?

Najważniejszą rzeczą tak naprawdę są repelenty.

Repelenty, czyli chodzi takie preparaty np. w sprayu, które możemy dostać w sklepach?

Repelent to substancja odstraszająca. Najczęściej stosuje się DEET, który w stężeniach powyżej kilkunastu procent może być miejscowo toksyczny, zwłaszcza zastosowany na skórze dzieci. Ta substancja skutecznie maskuje nasz własny zapach, który kleszcze bardzo dobrze czują i działa tak, że one nie mają ochoty na nas "zapolować". Mamy ikarydynę, która jest łagodniejsza i trochę mniej skuteczna, ale dopuszczona dla dzieci. Jest też permetryna, którą raczej stosujemy na odzież. To jest substancja, która działa impregnująco i w większym stężeniu powoduje śmierć kleszcza, który na taką odzież wejdzie. Przy czym permetryna jest również bardzo trująca dla kotów i może też działać bójczo na inne stawonogi. Nie powinno się np. psikać nią całej okolicy, bo możemy zaszkodzić wszystkim innym stawonogom, które w większości są pożyteczne i żyją w pobliżu. Spotykam się też ze stwierdzeniami, że te substancje to chemia. Boimy się chemii, a więc stosujemy środki naturalne, przy czym zaznaczam, że olejki eteryczne, które za takie są uważane, też są substancjami chemicznymi.

Słyszałam też kilka innych rad na to, jak chronić się przed kleszczami. Jedna mówi, że trzeba zakładać długie spodnie, a inna żeby unikać paproci. To rzeczywiście działa i może pomóc?

Długie spodnie, z obcisłymi nogawkami, nawet włożone w skarpetki i kryte buty - jak najbardziej to pomaga, utrudnia kleszczowi dostanie się do powierzchni skóry. To jest też dodatkowy czas, który mamy, żeby takiego kleszcza chodzącego po ubraniu znaleźć, zanim on zamocuje się w naszym ciele i rozpocznie żerowanie. W kwestii paproci to rosną one w określonych, wilgotnych miejscach i właśnie o tę wilgoć chodzi. To nie sama paproć jako roślina przyciąga kleszcze, tylko miejsce, które jest ciemne, wilgotne i zaciszne, czyli takie, gdzie czują się dobrze i te rośliny, i zwierzęta. Kleszcze są podatne na wysychanie, dlatego nie lubią bardzo słonecznych i krótko koszonych łąk, bo tam nie mają się gdzie schować i giną.