Liczba bezobjawowych przypadków zakażenia koronawirusem może być wyższa niż się do tej pory wydawało i przekraczać 80 proc. - twierdzą na łamach czasopisma "Thorax" australijscy naukowcy. Ich wnioski to wynik badań przeprowadzonych wśród pasażerów i załogi statku, który w połowie marca wyruszył z Argentyny w 21-dniowy rejs na Antarktydę. Mimo podjętych środków bezpieczeństwa nie udało się uniknąć zakażeń koronawirusem. Statek stał się wyjątkowym laboratorium, które pozwoliło po powrocie do portu ocenić rozprzestrzenianie się choroby COVID-19. Autorzy pracy brali udział w tym rejsie: dwoje jako pasażerowie, a jeden jako lekarz pokładowy.

Statek ze 128 pasażerami i 95 członkami załogi wyruszył w drogę z argentyńskiego portu Ushuaia, krótko po tym, jak Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła stan pandemii związanej z koronawirusem. Na pokład nie przyjęto nikogo, kto w ciągu poprzednich trzech tygodni przebywał w kraju, w którym była już znacząca liczba zakażeń. Przy okrętowaniu pasażerów i załogi mierzono wszystkim temperaturę. Statek był wyposażony w liczne dozowniki z płynem do dezynfekcji rąk.

Pierwszy przypadek gorączki pojawił się 8. dnia rejsu. Doprowadził do natychmiastowego wdrożenia procedur bezpieczeństwa. Pasażerowie mieli pozostać w kabinach, załoga miała podawać im tylko posiłki, a w kontakcie z chorymi ubierać się w stroje ochronne. W kolejnych dniach gorączkę zaobserwowano u kilku kolejnych osób. Argentyna zamknęła już swoje granice, statek skierował się więc do Montevideo w Urugwaju. Dotarł do portu w 13. dniu rejsu. Urugwaj nie wydał zgody wyjścia na ląd i zażądał, by wszyscy poddali się testom. W kolejnych dniach w sumie 8 pasażerów i członków załogi miało problemy z oddychaniem i wymagało ewakuacji do szpitala. 4 z nich wymagało podłączenia do respiratora. 1 osoba zmarła. 

W 20. dniu od początku rejsu od wszystkich znajdujących się na pokładzie pasażerów i członków załogi pobrano wymazy. W przypadku w sumie 128 osób, czyli 59 proc., wynik testów okazał się pozytywny. W 10 przypadkach osoby przebywające w tej samej kabinie miały różne wyniki, co zdaniem autorów analizy wykazało, że znacząca część testów przyniosła wyniki fałszywie negatywne. Wśród tych, których wyniki potwierdzały zakażenie koronawirusem, 24 osoby (19 proc.) miały objawy, w tym 8 wymagających ewakuacji. Aż 104 osoby (81 proc.) przechodziły infekcję bezobjawowo. 

W czasie podróży statek był w pełni odizolowany. Rozprzestrzenianie się wirusa oddawało więc sytuację w zamkniętym środowisku. Okazało się, że ponad 80 proc. osób, które się zaraziły, nie miało żadnych objawów. Jeśli brać pod uwagę prawdopodobną liczbę wyników fałszywie negatywnych, udział tych bezobjawowych przypadków jest jeszcze wyższy. Zdaniem autorów pracy, przy podejmowaniu decyzji o odmrażaniu gospodarki i zdejmowaniu kolejnych ograniczeń trzeba brać to pod uwagę. Względnie duża liczba przypadków prawdopodobnie fałszywie negatywnych wskazuje na to, że osoby podejrzane o kontakt z zakażonymi powinny być testowane co najmniej dwukrotnie.  

Dzięki korytarzowi sanitarnemu stworzonemu przez rząd Urugwaju, 28. dnia od początku rejsu udało się odesłać do kraju 112 pasażerów z Australii i Nowej Zelandii, a 32. dnia wszystkich pozostałych, zarówno zakażonych, jak i zdrowych. 

Najnowsze informacje o walce z koronawirusem w Polsce i na świecie znajdziesz w naszej relacji

Opracowanie: