"Gna to wszystko tak bardzo, że szału można dostać" - powiedział sąsiad i poszedł do kościoła na sumę. Ma rację... Mogę z dokładnością komputera opisać cały 8 czerwca. W co byłem ubrany, co jadłem, z jakimi nadziejami gnałem do Warszawy na mecz otwarcia.

Pognały te dni, jeden za drugim, nastroje zmieniały się od niebiańskich po piekielne. Nie opuściłem ani jednego meczu! Dzisiaj F I N A Ł i... pustka. Długo mi będzie brakowało tych mistrzostw.

Wiedziałem, że półfinały będą słabsze niż dotychczasowe mecze. Stawka paraliżuje poczynania zawodników, trenerów i... sędziów. Nie umiem sobie wyobrazić, jak to się stało, że lepszy... przegrał. Chyba tylko dlatego, że Ronaldo nie mógł zagrać kolejnego meczu "galaktycznego". Wystarczyć muszą dwa "kosmiczne." I całe życie - przed zaśnięciem - gdybanie: gdyby Alves trzasnął trzy milimetry niżej, a Fabregas trzy milimetry bardziej w lewo...

Kto pamięta, że Włosi polegli z Rosjanami O:3?! Po zwycięstwie Rosjan większość moich kolegów widziała ich w finale. Oczywiście z... Niemcami. Daję słowo, że przed meczem (świadkowie: żona, córka i siostrzeniec) powiedziałem, że Włosi wygrają z Niemcami, a swój dzień będzie miał Balotelli. Gdyby zmiennicy mieli więcej zimnej krwi, Niemcy ponieśliby największą klęskę w historii (sic!). Teraz, większość moich kolegów, bezgranicznie stawia na Włochów. Chciałbym bardzo, żeby wygrali, ale coś mi mówi, że jednak zwyciężą "drypcioki"(*).

"Drypciok" - w gwarze krakowskiej piłkarz, który przed oddaniem strzału na bramkę musi wykonać 49 podań, a biega drobiąc kroczki, co kibica może doprowadzić do szału.