"To jest droga do wojny domowej. Chciałbym jej uniknąć" - mówi Lech Wałęsa, który dziś wybiera się samochodem do Warszawy, by dołączyć do protestujących przez Sądem Najwyższym. "Nie możemy zgodzić się na to, co się teraz dzieje. Sądu nie możemy oddać" - podkreślił były prezydent. "Jeśli będzie potrzeba, zostaję w Warszawie do finału" - dodał.

Myślę, że trzeba iść w tym kierunku, by przeszkodzić demontażowi polskich struktur demokratycznych - ocenił Lech Wałęsa. Postaram się zorganizować, byśmy skuteczni byli. Jak? Nie wiem. Do tańca trzeba dwojga. Nie tylko, że się dobrze proponuje - jeszcze musi być odbiór - dodał.

Były prezydent przyznał, że rozmawia z przedstawicielami opozycji. Myślę, że jest szansa na większy opór - oświadczył. Ta władza od momentu złamania Konstytucji nie jest moją władzą - stwierdził Wałęsa. 

Pytany o plany związane z dzisiejszym pobytem w Warszawie, Wałęsa odparł: "Zachęcę do tego, byśmy wspólnie poszukali skutecznych metod - pokojowych i konstytucyjnych". Na to się nie możemy zgodzić, co się teraz dzieje. Sądu nie możemy oddać. Będzie to, co przewidywałem na samym początku - dojdzie do wojny domowej, nie ma rady. To jest droga do wojny domowej. Chciałbym jej uniknąć - zadeklarował. 

Trzeba zapytać narodu, czy jest gotów, czy rozumie, czy chce. Jeśli będzie gotów, będzie rozumiał, będzie chciał to ultimatum trzeba postawić tej władzy, że zbieramy podpisy, żądamy referendum, więcej podpisów niż ich wybrano i tym sposobem pokojowo muszą się zgodzić. Będzie to trudne, ale ta mobilizacja pozwoli dopilnować dobrze wyborów i odesłać ich do narożnika - tłumaczył Wałęsa.

Były prezydent na Twitterze napisał też, że do Warszawy jedzie bez broni. Swoje wcześniejsze wpisy o broni palnej nazwał dziś "sygnałem" dotyczącym bieżącej sytuacji w Polsce. 

Kiedyś "budujemy drugą Japonię", potem "spałować stoczniowców". Teraz broń. Za każdym razem to był sygnał. To jest sygnał, że na poważnie zagrożone są interesy Polski. Trzeba zacząć poważnie walczyć - wyjaśniał. 

(mn)