To, co w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Michalskim mówi przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, wymyka się ocenie opartej na tym, czego wymagają obowiązujące przepisy. To, że sposób widzenia spraw przez Leszka Mazura odpowiada temu, co widzimy wokół, świadczy zaś tylko o tym, że i rzeczywistość w której żyje szef KRS nie ma związku z zasadami prawa.

Chyba jeszcze nigdy i nikt tak wyraźnie nie zaprzeczył misji Krajowej Rady Sądownictwa jak jej przewodniczący. Sędzia Leszek Mazur wprost oświadczył, że w sprawie stosowania środków tymczasowych, jakie za kilka dni może zarządzić europejski Trybunał Sprawiedliwości... polska KRS będzie zasięgała opinii rządu. To mniej więcej tak, jakby adwokat pokrzywdzonego chciał konsultować ze skazanym, czy ten życzy sobie wykonania wyroku czy może jednak nie.

Absurd konstytucyjny

Zadaniem Krajowej Rady Sądownictwa jest stanie na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Konstytucja słowem nie wspomina o uzgadnianiu przez KRS z rządem sposobu reakcji na wyroki sądów, ani krajowych, ani unijnych. Co więcej, formuła dbania o niezależność sądów i niezawisłości sędziów wręcz zobowiązuje Radę do brania ich strony w sporze z jakąkolwiek władzą, czy to ustawodawczą jak np. Sejm, czy wykonawczą, jak rząd czy prezydent.

Po to w Radzie reprezentowane są wszystkie te władze, a sędziowie stanowią w niej większość, żeby KRS nie zasięgała w sprawach, które do niej należą, opinii kogokolwiek, tylko żeby podejmowała je samodzielnie.

Absurd ustawowy

Jeśli już jednak mowa o zasięganiu opinii i konsultowaniu czegokolwiek, to słowa sędziego Mazura opisują rzeczywistość dokładnie odwrotnie, niż przepisy ustawy o KRS. To nie Rada ma w sprawach dotyczących sądownictwa pytać rząd o zdanie, ale wręcz na odwrót - KRS ma wyrażać stanowiska w sprawach dotyczących sądownictwa i opiniować projekty aktów, dotyczących sądownictwa. I tych przygotowywanych w Sejmie, i opracowywanych przez rząd. W żadnym z artykułów ustawy nie ma mowy o zasięganiu opinii w drugą stronę. I nie jest tak tylko dlatego, że tak było dotąd, ale dlatego, że tak mówią przepisy, także te przyjęte przez PiS.

A sama zapowiedź konsultowania przez KRS, czy i ew. jak wykonać wyrok głównego sądu Unii Europejskiej, Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, wygłoszona jawnie przez sędziego i szefa Rady - to po prostu kompletna pomyłka.

Absurd „jakichś błędów”

Przewodniczący KRS odniósł się też do skandalicznej wpadki Rady, związanej z rekomendowaniem prezydentowi do powołania na sędziego Sądu Najwyższego osoby, która nie spełnia już pierwszego warunku, stawianego w ustawie o SN - nie ma wyłącznie obywatelstwa polskiego. Prof. Aleksander Stępkowski już w karcie zgłoszenia swojej kandydatury poinformował KRS, że dopiero czeka na uznanie formalnego zrzeczenia się obywatelstwa brytyjskiego, a Rada nie zwróciła na to uwagi. Kandydat zgłosił się 27 lipca. Miesiąc później podczas jego przesłuchania nie zapytał o to żaden z członków sprawdzającego jego dane zespołu KRS, wszyscy za to podpisali się pod protokołem, stwierdzającym, że m. in. Aleksander Stępkowski "spełnia przesłanki formalne powołania na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego" choć nie była to prawda. Co na to szef KRS?

Sędzia Leszek Mazur przyznaje, że doszło do "jakichś błędów", że zespół "o czymś zapomniał", dodaje jednak, że braki formalne nie powinny przesłaniać kwestii merytorycznych, że można przez to utracić szerszą perspektywę, że czasem kierowca wjeżdża na skrzyżowanie na czerwonym świetle, bo myśli, że jest zielone...

Nie ma uprawnień, ale umie

Gdyby nie fakt, że rzecz dotyczy powołania sędziego Sądu Najwyższego a mówi to szef KRS odpowiedzialnej za wnikliwe zbadanie każdej kandydatury można byłoby te bajdurzenia wziąć za dobrą monetę.

Ale nie można, bo sytuacja przypomina zatrzymanie nastolatka prowadzącego samochód bez uprawnień i dawanie wiary wyjaśnieniom jego rodziców, że wprawdzie chłopak nie zdał jeszcze egzaminu na prawo jazdy, ale zamierza to zrobić i pewnie mu się kiedyś uda. 

Nie nasza sprawa

Kolejną groteskową kwestią jest w słowach szefa KRS wyjaśnianie, dlaczego Rada nie zastosowała się do zabezpieczeń, nałożonych na nią w sprawie powołań do Sądu Najwyższego przez NSA.

Przewodniczący po prostu oświadcza, że Rada ustaliła, że wyroki NSA jej... nie dotyczą. Te same wyroki, których respektowanie ten sam Leszek Mazur zapowiadał kilka dni wcześniej. Te same, w których sentencjach KRS jest wymieniona jako "Skarżony organ", i które Naczelny Sąd Administracyjny właśnie jako skarżonemu organowi wysłał do Rady.

Nie zawracając tym sobie głowy KRS ich jednak nie uznała. Wysłała do prezydenta uchwały, których wysyłkę powinna wg wyroków wstrzymać, i otworzyła tym Andrzejowi Dudzie drogę do powołania sędziów, których wg NSA powołać nie było można.  

To nie ja, to oni

Z wysłaniem uchwał do prezydenta i ślubowaniem sędziów też wiąże się osobliwość. Uchwał nie podpisał bowiem przewodniczący Mazur, a na podstawie upoważnienia dwaj wiceprzewodniczący KRS - Dariusz Drajewicz i Wiesław Johann. Panowie zrobili to pod nieobecność przewodniczącego, choć za jego wiedzą. W pośpiechu pomylili daty urodzenia, uchwały zostały im przez Kancelarię Prezydenta zwrócone, poprawione i odesłane kolejny raz. 

Zapytany wprost, czy gdyby to od niego zależało - przesłałby uchwały do prezydenta, przewodniczący Mazur... odmówił odpowiedzi.

Pośpiech na zamówienie

Co ciekawe, przekazywanie uchwał do Kancelarii Prezydenta nastąpiło w poniedziałek po południu, na tyle jednak szybko, by zdążyć przed pojawieniem się Leszka Mazura w siedzibie Rady.

W kraju nie było też prezydenta, który wrócił ze Szwajcarii dopiero w nocy z wtorku na środę. A jednak już we wtorek wiadomo było, że nazajutrz prezydent sędziów powoła.

Wracając jednak do słów przewodniczącego - wynika z nich, że sędzia Mazur stara się niuansować swoją pozycję w KRS, co wychodzi mu średnio. 

Kompletnie jednak nie dba przy tym o to, do czego KRS została powołana. 

Że KRS robi i będzie robić to, czego od niej oczekują rządzący mówi bez niuansów.

(j.)