Ukraińskie ekipy ratownicze nadal mają problemy z zabezpieczeniem miejsca katastrofy zestrzelonego malezyjskiego Boeinga 777, który rozbił się na terenach opanowanych przez prorosyjskich bojowników na wschodzie kraju. Na pokładzie było 298 osób, nikt nie przeżył. Ratownicy wciąż nie odnaleźli wszystkich ciał ofiar.

Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy poinformowała dziś, że dotarła do zwłok 196 osób. To zaledwie dziesięć ciał więcej niż poprzedniego dnia.

Poszukiwania utrudnia obecność uzbrojonych separatystów, którzy przeszkadzają w pracy jednostek ratowniczych - oświadczyła Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.

W miejscu katastrofy pracuje prawie 400 ratowników. Przeszukują oni teren o powierzchni 34 kilometrów kwadratowych, na którym spadła większość fragmentów zestrzelonego samolotu.

Nadal nie ma także informacji na temat czarnych skrzynek malezyjskiej maszyny. Wczoraj ukraińskie władze oświadczyły, że posiadają je rebelianci. Ci z kolei mówią, że przekażą je Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu (MAK) w Moskwie, a nie ekspertom Ukrainy, na której terytorium doszło do katastrofy.

Ukraińskie media donoszą, że tzw. wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Andriej Purgin oświadczył, że międzynarodowi eksperci zostaną dopuszczeni w miejsce tragedii tylko wówczas, gdy Kijów przerwie operację antyterrorystyczną przeciwko separatystom.

Samolot Malaysia Airlines, który leciał z Amsterdamu do Kuala Lumpur, został zestrzelony w czwartek najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze, odpaloną z terytorium znajdującego się pod kontrolą antyukraińskich bojowników. Boeing 777 spadł w okolicach miejscowości Sniżne, na wschód od miast Szachtarsk i Torez w obwodzie donieckim.

(edbie)