"Przed śmiercią Aleksandra przyśniła mi się mama. Nie wiedziałam, że ma to jakiś związek. Dopiero po katastrofie przekonaliśmy się, na czym ten sen polegał" - przyznały siostry Aleksandra Szczygły, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które nawet nie wiedziały, że brat poleciał do Katynia. "Nigdy nie mówił, że leci. Opowiadał po powrocie, co widział, co przeżył" - dodały.
My nie wiedzieliśmy, że poleciał. Że była delegacja, że leciał prezydent, ale że on? Nie mówił, że gdzieś leci. Dopiero jak wracał, to nam opowiadał. On latał dużo i mama martwiła, więc on nie chciał jej denerwować - tłumaczyły siostry Aleksandra Szczygły.
Zbigniew Żujewski, wieloletni współpracownik Aleksandra Szczygły, miał z nim lecieć do Katynia. Dziewiątego kwietnia śp. Aleksander był w Olsztynie na uroczystościach sadzenia dębów katyńskich. Odbierałem go z lotniska. Przyleciał helikopterem. Cały dzień mu towarzyszyłem, odprowadziłem go jeszcze na lotnisko i pomachałem mu na do widzenia, bo odlatywał z lotniska do Warszawy. Ja mogę mu tylko podziękować za to, że nie poleciałem wtedy z nim - powiedział Żujewski. W środę przed wylotem powiedział, żebym jednak nie leciał. Rozmawialiśmy o tym jeszcze grubo przed świętami i powiedział, że polecimy razem do Katynia, ale okazało się w środę przed 10.04, że nie polecimy razem - dodał były współpracownik.
10 kwietnia ubiegłego roku szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego poleciał do Katynia drugi raz, choć uważał, że to miejsce powinno się odwiedzić tylko raz.
Uważał, że w Katyniu powinno być się tylko raz, bo to przeklęte miejsce. On był w tym Katyniu w 2007 roku bodajże. Teraz za bardzo nie chciał tam lecieć, ale poleciał za swoim prezydentem - wyznał Sławomir Moćkun, były współpracownik Aleksandra Szczygły.