Rosyjski kontroler nie bardzo orientował się, w jakim systemie należy podawać wartości ciśnienia atmosferycznego na lotnisku w Smoleńsku - dowiedział sie nieoficjalnie dziennikarz RMF FM. To kluczowa wartość, bo od niej zależą wskazania pokładowych wysokościomierzy. W Rosji używa się innego systemu określenia tej wartości, niż jest to przyjęte w międzynarodowym lotnictwie.

Z dostępnych danych wynika, że prezydencki samolot schodził do lądowania w osi pasa, a więc znalazł się pod prawidłową ścieżką podejścia. Był za nisko i dlatego najpierw uderzył w antenę pomocy nawigacyjnej (radiolatarnię), a później zaś zahaczył o drzewa - tak opisywali to świadkowie wypadku. Wyglądało to na coś, co określa się jako kontrolowany lot w kierunku ziemi. Do takich sytuacji dochodzi, gdy załoga samolotu pozbawiona widoczności i polegająca na przyrządach właśnie, jest przez nie wprowadzana w błąd.

Teraz konieczne jest wyjaśnienie różnic w tych systemach podawania wartości o ciśnieniu. Na świecie przyjmuje się, że ciśnienie jest podawane według QNH, czyli średniego ciśnienia na poziomie morza. Inaczej rzecz ujmując, ten standard nie uwzględnia wysokości terenu. Ustawiony według tej wartości wysokościomierz wskazuje na lotnisku nie zero, a pewną wysokość - taką, na jakiej jest położony teren nad poziomem morza. Natomiast w Rosji używa się systemu QFE, czyli podaje się ciśnienie uwzględniające wzniesienie terenu. Tak ustawiony wysokościomierz pokazuje na lotnisku zero. Załoga prezydenckiego samolotu lecąc z ciśnieniem mierzonym według QNH, mogła sądzić, że jest wyżej, niż była w rzeczywistości.

W tym momencie ważna jest komunikacja między kontrolerem a załogą, bo obie strony muszą ustalić, jakimi systemami się posługują. A z tym w sobotę był właśnie kłopot. Pod warunkiem, że kontroler wie, co mówi (…) A z tego, co słyszałem, to tak za bardzo nie wiedział o niektórych rzeczach, bo tam go pytali od razu nasi, co tam byli, on pytał, co to jest. Ale to już niech komisja sobie ustala - mówi pułkownik Tomasz Pietrzak, były dowódca pułku, który woził polskich VIP-ów.

Być może dlatego tak ważne było ponowne przesłuchanie rosyjskiego kontrolera, o co zwróciła się strona polska po katastrofie. Korespondencja z wieżą jest już zapewne znana ekspertom z komisji. O ile zachowały sie instrumenty pokładowe, możliwe będzie sprawdzenie ustawień wysokościomierzy, czyli to, jaka wartość ciśnienia została na nim ustawiona.

To może mieć związek z podkreślaną przez rosyjskiego zastępcę dowódcy wojsk lotniczych decyzją o podjęciu próby lądowania w tak trudnych warunkach pogodowych. Doświadczony pilot - a takim przecież był Arkadiusz Protasiuk - nie ryzykowałby bez powodu. Zdecydował się na lądowanie, schodząc jak najniżej i szukając przez okna dziury we mgle, próbował posadzić maszynę. Można założyć, że ustawił na odpowiednich przyrządach tzw. wysokość decyzyjną - bezpieczną wartość nad terenem. Miał schodzić do tej wysokości i jeśliby warunki na to pozwoliły, wylądowałby. To jednak było niemożliwe, jeśli nie porozumiano się co do systemów wartości ciśnienia. Samolot schodził coraz niżej, a do założonej wcześniej wysokości decyzyjnej - według przyrządów - było jeszcze daleko.