Piloci 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego muszą wrócić do zarzuconego 3 lata temu programu szkoleń na symulatorach tupolewa. Dowództwo Sił Powietrznych już zbiera na to pieniądze. Resort obrony będzie musiał podpisać umowę z Rosjanami, bo bez tych ćwiczeń piloci stracą uprawnienia.

Piloci tupolewa - a zostało ich zaledwie 3, w tym dwóch z uprawnieniami dowódcy załogi - muszą gdziekolwiek ćwiczyć na tym typie samolotu. Druga maszyna, która pozostała w pułku po katastrofie w Smoleńsku, po prostu przechodzi remont generalny, który potrwa co najmniej do końca lipca. W tej chwili nie mamy innego wyboru, dlatego, że nie mamy samolotu Tu-154, więc symulator byłby jedyną możliwością podtrzymania aktualności. Przerwa dłuższa niż pół roku - a taka grozi pilotom tupolewa, oznacza, że muszą odbyć całe szkolenie od nowa - mówi generał Anatol Czaban. Podjęliśmy juz działania, żeby zapewnić środki na ten symulator. Jeśli będzie podjęta decyzja, że będzie kontynuacja lotów na Tu, to utrzymamy te załogi. A na razie rząd utrzymuje, że ostatnia "tutka" nie zostanie wycofana.

Dzisiejsza prasa doniosła, że piloci Tu-154 od dwóch lat nie mają możliwości ćwiczenia na symulatorach w Rosji, nie mają certyfikatów do porozumiewania się z wieżą kontroli po rosyjsku, a załoga, która pilotowała tupolewa w Smoleńsku, leciała w takim składzie dopiero drugi raz. Opozycja znów zażądała głowy ministra obrony Bogdana Klicha. To pan premier Tusk stoi przed koniecznością odpowiedzi na pytanie, czy dalej chce w rządzie osoby tak niekompetentne jak pan minister Klich - mówił rzecznik PiS Adam Bielan.

Szef szkolenia Sił Powietrznych generał Anatol Czaban tłumaczył w rozmowie z naszym reporterem Mariuszem Piekarskim, że w 36. Pułku jest zbyt mało pilotów, by zawsze latały te same załogi. Podkreślił, że nie ma na świecie miejsca, nie ma linii cywilnych, gdzie latałyby stałe załogi samolotów. Dodał też, że piloci tupolewa, którzy zginęli w Smoleńsku, latali ze sobą wielokrotnie w różnych konfiguracjach.

Zdaniem gen. Czabana, problemem nie był również język - pilot znał dobrze rosyjski. Ale - co podkreślił Czaban - nie mógł mieć certyfikatów z tego języka, bo nigdzie na świecie nie są wydawane lotnikom certyfikaty do porozumiewania się po rosyjsku. Językiem obowiązującym w lotnictwie na całym świecie jest angielski. Nie spotkałem w życiu, żeby był kiedykolwiek wydany certyfikat do porozumiewania się w języku rosyjskim. Nie ma instytucji, która by wydawała takie certyfikaty, i nie jest to nigdzie praktykowane - mówił generał.

Dodał, że załoga Tu-154 porozumiewała się z wieżą kontroli lotów w Smoleńsku w kilku językach, również po angielsku. Natomiast problem na niektórych lotniskach rosyjskich polega na tym, że skład wież nie jest certyfikowany - kontrolerzy lotów nie operują językiem angielskim w stopniu na tyle dobrym, żeby prowadzić tę korespondencję w 100 proc. zrozumiałą - podkreślił gen. Czaban. Dlatego do tego lotu wyznaczono pilota, który dobrze znał rosyjski.

Gen. Czaban stwierdził, że ćwiczenia na symulatorach w Rosji niewiele podniosłyby umiejętności pilotów tupolewa, bo maszyny do ćwiczeń nie są wyposażone w najnowocześniejsze systemy, które miał nasz samolot. Symulator, który nie posiada szeregu urządzeń, nie jest urządzeniem, które w pełni spełnia kryteria tego szkolenia - podkreślił generał. Nasi piloci trenują więc w kraju - w powietrzu i "na sucho" w hangarze. Raz w miesiącu obowiązkowy jest też trening z lotu ze szczególnym przypadkiem, czyli trening lotu, w którym posłuszeństwa odmawia jeden z systemów.