Rosyjscy kontrolerzy ze Smoleńska nie byliby bezkarni wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości, gdyby polska prokuratura postawiła im zarzuty - usłyszał od ekspertów reporter RMF FM pytając o odpowiedzialność załogi z lotniska Siewiernyj za tragedię polskiej delegacji 10 kwietnia.

Krzysztof Zasada pytał Krzysztofa Karsznickiego z Prokuratury Generalnej o komentarz do wypowiedzi naczelnego prokuratora wojskowego Krzysztofa Parulskiego. Który stwierdził, że nawet , gdyby doszło do pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej, za to co uczynili, to nie będą oni odpowiadali przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

Ekspert przyznał, że rzeczywiście jest to niemożliwe, bo po pierwsze czyn, który mógłby być podstawą stawiania zarzutów przez naszych śledczych został popełniony w Rosji, a po drugie tamtejszy sąd prowadzi śledztwo w tej sprawie. Po trzecie osoby, które są potencjalnymi podejrzanymi przebywają poza terytorium naszego kraju. Faktycznie nie jesteśmy w stanie ich pociągnąć do odpowiedzialności. Moglibyśmy to zrobić tylko wtedy, gdyby oni znaleźli się tutaj w Polsce, ale większość państw, w tym także Rosja, w takiej sytuacji, nie wyda swojego obywatela innemu państwu. Ponieważ uznaje, że takie postępowanie było prowadzone w Rosji i jeżeli tam zostało zakończone prawomocnie, to oni uznają postępowanie za zakończone i go nie wydadzą - tłumaczył Karsznicki.

Hipotetycznie, polscy śledczy w ostateczności mają możliwość wysłania za każdym z podejrzanych międzynarodowego listu gończego, jeśli wyjechaliby z Rosji. Trudno jednak podejrzewać, że kontrolerzy dobrowolnie zjawią się w naszym kraju, jeśli doszłoby do postawienia im w Polsce zarzutów.

Nasi śledczy nadal przesłuchują świadków w Moskwie. Polscy prokuratorzy mają wrócić do kraju w pojutrze.