Komisja Techniczna Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) zakończyła badanie katastrofy samolotu Tu-154M, który rozbił się 10 kwietnia ubiegłego roku pod Smoleńskiem. "Raport końcowy stał się prawnie zamknięty po jego opublikowaniu wraz z uwagami strony polskiej jako jego integralną częścią" - podał MAK.

Wczoraj szef Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow przedstawił reakcję komisji na raport Millera. Mówił między innymi, że w polskim raporcie MAK nie zauważył nic nowego w stosunku do tego, co Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK. Zapowiedział też, że choć komisja techniczna zakończyła pracę, współpraca z Polską będzie kontynuowana.

MAK opublikował swój raport 12 stycznia. Wymienił w nim trzy bezpośrednie przyczyny katastrofy - wszystkie dotyczą załogi polskiego tupolewa. Jako pierwszą przyczynę MAK wskazał "niepodjęcie przez załogę we właściwym czasie decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe, mimo wielokrotnych i terminowych informacji o rzeczywistych warunkach meteorologicznych na lotnisku Siewiernyj, znacznie gorszych od ustalonego dla tego lotniska minimum".

Drugą przyczyną katastrofy była - zdaniem rosyjskich ekspertów - zniżenie do wysokości znacznie mniejszej od ustalonej przez kierownika lotów minimalnej wysokości odejścia na drugi krąg (100 m), w celu przejścia do lotu z widzialnością.

Ostatnią bezpośrednią przyczyną był według MAK brak odpowiedniej reakcji i wymaganych działań, pomimo wielokrotnego zadziałania sygnalizacji systemu wczesnego ostrzegania o zbliżaniu się do ziemi (TAWS).

Raport komisji Millera: Błędy pilotów, wyszkolenia i rosyjskich kontrolerów

29 lipca upubliczniony został raport końcowy z prac polskich ekspertów. Wynika z niego m.in., że załoga Tu-154M chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania. Nie wykonała jednak automatycznego odejścia, m.in. z powodu braków w wyszkoleniu w 36. specpułku. Komisja stwierdziła też, że piloci przewożący najważniejsze osoby w państwie nie ćwiczyli na symulatorach lądowania w skrajnie trudnych warunkach, przy wykorzystaniu systemu TAWS.

Eksperci podkreślili też w dokumencie, że były braki w szkoleniu dotyczącym współpracy załogi pomiędzy sobą - efektem było to, że dowódca załogi był "nadmiernie obciążony". Wskazali również, na nieprawidłowości w wyposażeniu lotniska i pracy rosyjskich kontrolerów - m.in. polska załoga była mylnie informowana, że jest na właściwej ścieżce i kursie.

Według komisji, nie było bezpośrednich zewnętrznych nacisków na załogę, by lądowała w Smoleńsku. Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik w końcowej fazie lotu był w kokpicie Tu-154M, nie ingerował jednak w działanie kapitana ani załogi.