Delegacja z prezydenckiego tupolewa miała 10 kwietnia zaczekać w Mińsku na poprawę pogody albo dotrzeć do Katynia autokarami - ustalił reporter RMF FM. Ambasada w Mińsku była w trakcie przygotowań do przyjęcia prezydenta Kaczyńskiego, gdy samolot rozbił się w Smoleńsku. Dyspozycje z Warszawy dotarły do Mińska pół godziny przed katastrofą.

W Warszawie w ministerstwie spraw zagranicznych przebywał akurat polski ambasador w Mińsku i to on zadzwonił z informacją, że tupolew będzie lądował na lotnisku zapasowym w Mińsku.Charge d'affaires polskiej ambasady Witold Jurasz , który dostał informacje na telefon komórkowy natychmiast rozpoczął przygotowania. Owszem dotarła taka informacja, owszem szykowaliśmy się. Już samochód podjeżdżał pod dom, mieliśmy ruszać na lotnisko i kiedy już wychodziłem zadzwonił telefon, że już niestety nie mam po co jechać - mówi Jurasz.

Dyplomata z Mińska powiedział nam również, że przetransportowanie całej delegacji do Katynia nie byłoby łatwe. Dopiero analizowano scenariusze awaryjne. Rozważano natychmiastowe wynajęcie autobusów, ale podróż do Katynia trwałaby co najmniej 5 godzin. Była możliwość przewiezienia tylko prezydenta z małżonką - to zabrałoby 3-4 godziny. Dlatego w Mińsku tupolew miał tylko przeczekać mgłę nad Smoleńskiem. Scenariusz byłby wówczas taki, że samolot czekałby płycie, my podjęlibyśmy prezydenta jakimś poczęstunkiem, poczekalibyśmy aż przejdzie mgła i wtedy samolot poleciałby do Smoleńska - mówi Jurasz.

Niestety, nie wiadomo dlaczego tupolew nie poleciał do Mińska. Z odczytanych do tej pory rozmów w kokpicie wynika, że piloci nie dostali informacji, że w Mińsku trwają przygotowania.