Czworo polskich eurodeputowanych opowiedziało się w głosowaniu za obowiązkowym rozdziałem 120 tys. uchodźców. To znaczy, że zgodzili się z propozycją Komisji Europejskiej, żeby obowiązkowo przypisać Polsce 9278 uchodźców. Są to Róża Thun, Danuta Huebner, Michał Boni z PO i Lidia Geringer de Oedenberg. Wszyscy eurodeputowani PiS zagłosowali przeciwko zmuszaniu nas do przyjmowania uchodźców.

Czworo polskich eurodeputowanych opowiedziało się w głosowaniu za obowiązkowym rozdziałem 120 tys. uchodźców. To znaczy, że zgodzili się z propozycją Komisji Europejskiej, żeby obowiązkowo przypisać Polsce 9278 uchodźców. Są to Róża Thun, Danuta Huebner, Michał Boni z PO i Lidia Geringer de Oedenberg. Wszyscy eurodeputowani PiS zagłosowali przeciwko zmuszaniu nas do przyjmowania uchodźców.
Za obowiązkowym rozdziałem uchodźców głosował m.in. Michał Boni / Wiktor Dąbkowski /PAP

W przypadku PO głosowanie w europarlamencie ujawniło podziały, gdyż troje eurodeputowanych: Thun, Huebner i Boni zagłosowało wbrew wcześniejszym ustaleniom partyjnym. Eurodeputowani PO i PSL umówili się, że mimo iż cała chadecja będzie głosować „za”, to oni wstrzymają się od głosu. Chociaż opowiadamy się za solidarnością i z większością propozycji się zgadzamy, to nie akceptujemy obowiązkowości – tłumaczył dziennikarce RMF FM jeden z eurodeputowanych PO.

Inaczej zagłosowali także Jarosław Wałęsa i Marek Plura, którzy podobnie jak PiS są przeciw propozycji Komisji. Przeciw byli także Robert Iwaszkiewicz i Michał Marusik z Kongresu Nowej Prawicy. Członkowie SLD wstrzymali się od głosu. Bezpartyjna Geringer de Oedenberg głosowała za propozycją KE.

Parlament Europejski mimo sprzeciwu Polski i reszty Grupy Wyszehradzkiej opowiedział się dziś za obowiązkowym rozdzielaniem 120 tys. uchodźców. Za propozycją KE było 370 eurodeputowanych, przeciw było 134 a 52 wstrzymało się od głosu.

Głosowanie PE nad propozycją KE nie jest jednak wiążące, to jedynie opinia. Jest to jednak mocny sygnał, że większość w UE popiera Brukselę. To także forma nacisku na kraje, które się sprzeciwiają jak Polska, Słowacja, Czechy, Węgry czy Rumunia. Autorem tej "szybkiej ścieżki" jest szef PE Martin Schultz, który przyspieszył głosowanie, by został spełniony wymóg formalny przed planowaną na wtorek decyzją w sprawie podziału 120 tys. uchodźców. Dziękował mu za to wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Ten swoisty "demokratyczny zamach" był krytykowany w kuluarach przez wielu eurodeputowanych.

Ruszył unijny walec - mówił korespondentce RMF FM w Brukseli jeden z europosłów, który wolał jednak pozostać anonimowy. Luksemburg, który przewodniczy w UE oraz Komisja Europejska chcą, by w przyszły wtorek na posiedzeniu ministrów spraw wewnętrznych zapadła ostateczna decyzja o podziale 120 tys. uchodźców. We wtorek chcemy mieć jasność co do tego, ilu każdy bierze uchodźców - powiedział dziennikarce RMF FM dyplomata małego kraju UE.

Luksemburg chciałby kompromisu i jednomyślności podczas wtorkowego spotkania. Prowadzi więc zakulisowe rozmowy z Warszawą czy Bratysławą. Bada skłonność do ustępstw w stolicach Grupy Wyszehradzkiej. Jednak w razie uporu - gotowy jest doprowadzić do głosowania. Zapowiedział to szef luksemburskiej dyplomacji Jean Asselborn. Grupa Wyszehradzka nie ma mniejszości blokującej, wiec zostanie przegłosowana. A to byłoby porażką i dla Wyszehradu, i dla Unii - mówi rozmówca dziennikarki RMF FM.

Katarzyna Szymańska-Borginon

(mpw)