W Krakowskim Specjalistycznym Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II uruchomiono najnowocześniejszą w kraju podoczyszczalnię zakaźnych ścieków szpitalnych. Dzięki wykorzystaniu najnowocześniejszych, bezpiecznych dla środowiska technologii, instalacja gwarantuje, że do miejskich wodociągów nie przedostaną się żadne chorobotwórcze bakterie. Jak podkreśla w rozmowie z RMF FM dyrektor szpitala, doktor Anna Prokop-Staszecka dotyczy to zarówno odpornych na antybiotyki bakterii, jak i najgroźniejszych wirusów.

Oczyszczalnia ścieków to jednak obiekt, gwarantujący bezpieczeństwo tylko w jednym z aspektów sprawy. Doktor Annę Prokop-Staszecką zapytaliśmy, na ile szpital jest przygotowany do przyjęcia pacjenta z najgroźniejszym znanym obecnie wirusem - wirusem Eboli. Ze ściekami ten wirus z pewnością się ze szpitala nie wydostanie. A wcześniej?

Grzegorz Jasiński: Pani dyrektor, to jest taki dzień w historii szpitala, który pani będzie pamiętać, w którym pani zaczyna mieć gwarancję, że z oddziału zakaźnego tego szpitala do miejskich wodociągów nic złego się nie wydostanie.

Dr Anna Prokop-Staszecka: Tak. Ja się ogromnie cieszę, dlatego że szpital wpisuje się w taką strategię, że jesteśmy szpitalem bezpiecznym dla środowiska i że po prostu te nasze ścieki nikomu nie grożą.

To jest też moment, w którym o medycynie zakaźnej zaczęło się niestety mówić trochę więcej. Wszystko dlatego, że pojawiło się zagrożenie, pojawiła się gorączka krwotoczna. My, nawet w Polsce, mieliśmy już dwa takie momenty zagrożenia, kiedy wydawało się, że mamy pacjentów, także w tym szpitalu. Czy oddział zakaźny szpitala Jana Pawła II w Krakowie jest przygotowany na taki możliwy przypadek eboli w Polsce?

Teoretycznie i... nieco jesteśmy przygotowani. Teoretycznie, dlatego że mamy kombinezony. Teoretycznie jesteśmy poinformowani, co mamy robić. Jesteśmy lekarzami. Tylko że my wszystkiego na temat tej epidemii eboli nie wiemy, bo nie wiemy o wszystkich drogach transmisji wirusa. Nie wiemy, dlaczego pielęgniarka zaraziła się, mimo że była w kombinezonie. My te kombinezony, jednorazówki kupiliśmy. Ale zastanawiamy się, jak na przykład byłoby ze zdejmowaniem tego kombinezonu tak, żeby się ktoś nie zakaził i nie zakaziła się ta osoba, która w tym kombinezonie jest. My wielu rzeczy nie wiemy. Ja jestem lekarzem 38 lat i myślę, że jeżeli chodzi o tę epidemię, pandemię, to my czasami jesteśmy nadmiernie pewni siebie i to nas gubi. Grzeszymy też zaniedbaniem. Gdyby nie lekceważyć informacji, kiedy w ubiegłym roku zmarło dziecko, potem cała jego rodzina, gdyby wtedy stwierdzono, że to jest epidemia wirusa Eboli, taka jak w 1976 roku, to nie byłoby tej tragedii. Nie byłoby tylu ofiar, tylu tysięcy ludzi, z których prawie 50 procent umiera. Nie byłoby całej tej paniki. Dla mnie było też przerażające, że podawano bez przerwy, że pies będzie uśpiony, a nie to, ile ludzi zmarło w Afryce. To była dla mnie przerażająca wiadomość, że my nie mówimy o tym, jak wielkie zagrożenie stanowi to dla nas również, dla Polaków, bo przecież w tej chwili my wszędzie jesteśmy, jeździmy, podróżujemy i możemy przywieźć, a tu wszyscy przejmujemy się psem. Ja bardzo kocham psy, ale ten problem miał trochę inną skalę.

Porozmawiajmy o tych przygotowaniach.

My mamy dwa oddziały dziecięce zakaźne, tzn. neuroinfekcje i oddział chorób zakaźnych i hepatologii. Mamy też oddział zakaźny, ale bardzo maleńki oddział hepatologiczny. Tak de facto my nie jesteśmy szpitalem zakaźnym. Natomiast każdy szpital powinien być przygotowany na to, że trafi do niego przypadek ciężkiej choroby zakaźnej, bo to jest możliwe. Więc my jesteśmy do czegoś takiego przygotowani. Jeżeli pan ma wątpliwości, to możemy rzucić hasło "ebola", wejść do izby przyjęć i zobaczymy, jak się wszyscy zachowują, jak profesjonalni są nasi ratownicy, nasze pielęgniarki. Sądzę, że tak. Taką mam nadzieję. Natomiast to wszystko jest za mało. To jest za mało, dlatego że na wypadek takiej sytuacji powinna być wydzielona oddzielnie poczekalnia, oddzielnie gabinety, wszystko powinno być oddzielne. Powinny być zresztą z góry określone centra, do których takich pacjentów wieziemy. Nie chodzi o to, by każdy szpital przyjmował ebolę, to jest jakieś nieporozumienie. Powinno być wyznaczone dziesięć centrów, tak jak jest w przypadku choćby centrów urazowych, które na szczęście diagnozują wszystko. Przyjedzie tam chory i zostanie kompleksowo "załatwiony". Tak samo tutaj powinien być taki komunikat, że na przykład jest dziesięć ośrodków w kraju, które są absolutnie do tego przygotowane.


Czy jest jakaś szansa, że w związku z poruszeniem związanym z tą epidemią zostaną przeprowadzone jakieś kursy? Czy na przykład mając te kombinezony państwo będziecie w stanie zorganizować jakieś ćwiczenia, nawet dla osób, które w danej chwili po prostu mogą być na tej pierwszej linii zabezpieczenia. Niestety przypadki pielęgniarek, które się zaraziły, mimo wszelkich możliwych współczesnych środków zabezpieczenia, nie poprawiają nam humoru.


Ja też nie jestem zadowolona, jeżeli ktoś uważa, że jest do tego przygotowany, to niech lepiej popatrzy krytycznie. Choć nie w taki sposób, że jesteśmy do niczego, nic nie robimy, nic nie jesteśmy warci. Jeśli szpital nie jest przygotowany, nie ma tych umywalni, tej infrastruktury, ja też nie mogę żądać od ludzi wszystkiego, czy narażać personel...

Tu się pojawił taki dość przerażający komentarz krajowego specjalisty do spraw chorób zakaźnych, który powiedział, że wręcz personel medyczny będzie uciekał. Przyznam, trochę to nas wszystkich przestraszyło.

No i uważam, że to dobrze, że tak powiedział, bo czasami taka prowokacja powoduje, że ludzie zaczynają myśleć. No bo dlaczego na litość boską ja, jako dyrektor szpitala mam zmuszać do pracy ludzi, którzy są przerażeni, jeżeli nie jesteśmy do tego do końca przygotowani. Tu chodzi o przygotowanie sprzętu, przygotowanie pomieszczeń, przygotowanie mentalne i merytoryczne, wszystko w to wchodzi. Na razie pielęgniarki epidemiologiczne, wszyscy ci, którzy pracują, są przeszkoleni, ale uważam, że trzeba jakoś ludzi uspokoić. Na szczęście ta epidemia przygasa, niektóre państwa ogłosiły, że już tej epidemii nie ma, wiec to jest bardzo kojące i uspakajające, ale z drugiej strony, może nas to wszystko czegoś nauczy. Nie o to chodzi, że nam zostaną tylko kombinezony, ale zostanie nam także jakieś tego wspomnienie i to, że poćwiczyliśmy na wszelki wypadek, żebyśmy byli przygotowani. Chodzi o to, by nie doszło do dezorganizacji. Już mieliśmy w poniedziałek taką próbkę, przyjechał do nas młody człowiek z krwiopluciem, który siedział gdzieś, był ktoś z mediów i od razu pytano: "gdzie tego z ebolą przewieźli?''. Miał krwioplucie, trafił do jednej przychodzi, do drugiej, potem przywieziono go do szpitala Jana Pawła II. Myśmy się w końcu z tego śmiali, bo krwioplucie było wskutek zwykłej infekcji wirusowej, która spowodowała, że młody, palący papierosy mężczyzna, z uszkodzonym nabłonkiem dróg oddechowych, miał takie objawy. Ale przy okazji wszyscy dzwonili do nas, czy my mamy ebolę. I mogliśmy popatrzeć na skalę problemu, że ludzie się tego boją. No i dobrze, bo z drugiej strony, jak się nie będziemy bali, to będziemy nadmiernie pewni siebie.

Jak pani doktor sądzi, co jeszcze można zrobić? Czy rozważa pani zakup jeszcze jakiegoś sprzętu do swojego szpitala, czy np. jakiś apel dyrektorów szpitali o to, by może centralnie podjęto takie szkolenia? Czy rozważa pani np. rozmowę z pielęgniarkami  epidemiologicznymi, kto na ochotnika w razie takiego przypadku zdecyduje się przyjechać, bo też musimy mówić o takich realiach. 

Pielęgniarki epidemiologiczne już wiedzą wszystko. Ćwiczenia z tymi naszymi kombinezonami, które zostały zakupione, już były. Natomiast myślę, że w skali kraju powinniśmy pomyśleć o tym, czy jesteśmy rzeczywiście dostosowani jeżeli chodzi o izolatki, bo tego nie mamy. Nie mamy izolatek z podciśnieniem, które by były na intensywnej terapii. Taki chory, który przyjeżdża z gorączką krwotoczną, z zagrożeniem dla środowiska, ale i z zagrożeniem życia, to jest ktoś, kto ma trafić na intensywną terapię. Teraz konia z rzędem temu, kto powie, która intensywna terapia w Polsce jest dostosowana do prowadzenia pacjentów z ebolą. Kto na ochotnika ich weźmie? Czy intensywna terapia kardiologiczna, ogólna czy torakochirurgiczna, kto na ochotnika przyjmie tego pacjenta? Może pesymistycznie myślę, ale mam wrażenie, że ochotników nie znajdę, tylko muszę wyznaczyć. Jak to więc będzie wyglądało? Ja bym wolała nie mieć takiego dylematu jako dyrektor placówki. Także generalnie uważam, że nie jesteśmy do tego tak do końca przygotowani i tu zgadzam się, choć może nie we wszystkich aspektach, ze specjalistą krajowym.