Istotne cyfry z raportu Najwyższej Izby Kontroli. 110 pracowni mammograficznych ze źle działającym sprzętem. W samym Lublinie 66 przypadków błędnego odczytania wyników badań piersi i... zero odpowiedzialnych za te skandaliczne nieprawidłowości. NIK wytyka błędy a Ministerstwo Zdrowia umywa ręce i odsyła do NFZ-u. A co z kobietami, które dostały złe wyniki badań???

Ministerstwo Zdrowia musi poprawić wdrażanie „Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych”, bo część dotychczasowych przedsięwzięć okazała się zbyt kosztowna, źle zaplanowana, źle nadzorowana i mało efektywna – takie wnioski sformułowała NIK w swoim najnowszym raporcie.

Najwyższa Izba Kontroli zbadała realizację wybranych zadań „Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych” (w okresie 2006-2008 I półrocze). Jak podkreślają kontrolerzy - już na etapie planowania Ministerstwo Zdrowia popełniło poważne błędy w nadzorze całego przedsięwzięcia. Program został stworzony w oparciu o dokument, którego ministerstwo nie zamówiło i formalnie nie zaakceptowało.

NFZ wydawał publiczne pieniądze nie dbając należycie o ich właściwe wykorzystanie: nierzetelnie szacowano koszty zadań, zawierano umowy z placówkami, które nie miały odpowiedniego zaplecza (kadry i sprzętu) gwarantującego wykonanie kontraktów.

Do realizacji programu przystąpiono bez podstawowej wiedzy na temat zasobów kadrowych i zaplecza technicznego ośrodków. Wykorzystując to zaniedbanie o kontrakty występowały (i otrzymywały je!) nawet te placówki, które nie miały wymaganego sprzętu, ani odpowiednio przygotowanych lekarzy. Zdarzało się, że dla zdobycia kontraktu kierujący placówkami uciekali się do poświadczanie nieprawdy).

Zastrzeżenia NIK wzbudził także stan techniczny urządzeń. Dzięki badaniom zleconym przez Ministerstwo Zdrowia okazało się, że aż 110 z 294 pracowni mammograficznych biorących udział w programie nie spełniało wymagań technicznych i nie zapewniało odpowiedniej jakości badań. Skrajny przypadek zaniedbań to województwo lubelskie (na 20 pracowni tylko jedna działała bez zastrzeżeń), gdzie w 2007 r. stwierdzono 66 przypadków błędnego odczytania wyników.

Ministerstwo zdrowia od sprawy umywa ręce. Twierdzi, że to NFZ czuwa nad prawidłowym działaniem sprzętu mammograficznego. Resort Ewy Kopacz nie poczuwa się do winy. Mało tego - twierdzi, że w sprawie sprzętu badawczego robi "niezwykle dużo"...

Niestety minister Twardowski nie chciał odpowiedzieć co powinny zrobić źle przebadane kobiety i kto za te skandaliczne nieprawidłowości poniesie odpowiedzialność...

Takie informacje próbowałam uzyskać w NFZcie. Bezskutecznie. Rzeczniczka płatnika zaprasza pacjentki... na normalne badania. Niestety problem w tym, że bezpłatne badanie mammograficzne można robić co dwa lata. Więc jeśli jakaś kobieta zrobiła mammografię w roku 2008 i ma wątpliwości co do wyników, kolejne badanie może zrobić najwcześniej w roku 2010. U urzędników próżno szukać zrozumienia...

NFZ podkreśla, że zawierając kontrakty z placówkami nie ma możliwości dokładnie ich skontrolować. "Brakuje ludzi i pieniędzy" - usłyszałam.

Prawda w dzisiejszych czasach to bez wątpienia towar deficytowy. Ale to nie jest największy kłopot. Bo powoli dochodzimy do sytuacji, w której kończy się już temat braku pieniędzy w polskiej służbie zdrowia, a zaczyna coś znacznie bardziej niebezpiecznego: obawa o nasze zdrowie, które jak się okazuje, powierzamy często ludziom bez wyobraźni.