Bardzo groźnie wyglądał upadek Petry Majdic podczas rozgrzewki przed eliminacjami olimpijskiego sprint. Na jednym z zakrętów Słowenka wypadła z trasy i wpadła do rowu. Po wizycie w szpitalu podejrzewano u niej złamanie żeber. Tymczasem Majdic wróciła na trasę i zdobyła brązowy medal.

Po upadku Majdic miała problem ze wstaniem. Z grymasem bólu i łzami w oczach poszła jednak na start i pobiegła w eliminacjach. Weszła do ćwierćfinału z 30 czasem, po czym pojechała do szpitala. Zacisnęła zęby i wróciła do Whistler, by wystartować w kolejnych biegach. Doszła do finału, w którym po dzielnej walce dojechała na metę jako trzecia.

Majdic to bardzo silna, bezpośrednia i szczera zawodniczka. Bez ogródek mówi – kurczę, daję z siebie wszystko, a Kowalczyk mnie mija i biegnie spokojnie dalej. Po finale Pucharu Świata w Falun, gdzie zdobyła Kryształową Kulę za sprinty paradowała po arenie z wielką butlą szampana i śmiejąc się głośno częstowała wszystkich.

Wczoraj przyszła na konferencję prasową, choć bolało ją wszystko. Przyznała, że zaliczyła dość widowiskową, ale też bolesną wywrotkę. Ale cieszyła się bardzo z brązowego medalu. Opowiadała, że ma smak złota ozdobionego małymi diamentami. W tym czasie srebrna medalistka rozmawiała przez telefon, a potem wyszła.