Wstrząsająca historia z Podhala. Niczego nieświadoma matka zaufała nieznanemu mężczyźnie i pozwoliła mu się zbliżyć do swojej 10-letniej córki. Sprawą zajęła się już prokuratura. Mężczyzna nadal jednak przebywa na wolności. Kobieta sama postanowiła wymierzyć mu sprawiedliwość. Pocięła mu twarz nożem.

Sama wpuściłam go do domu i podałam mu swoje dziecko jak na tacy - mówi kobieta w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim. Wszystko zaczęło się kilkanaście miesięcy temu, kiedy po rozwodzie postanowiła "zadbać o siebie". Na siłownię zabierała także córeczkę. Tam poznały zadbanego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Był miły, starał się też pomagać kobiecie w ćwiczeniach. Po pewnym czasie zaprosiła go do domu.

Mężczyzna przychodził coraz częściej i wychodził coraz później. 10-latka była nim zachwycona, wpatrzona w niego jak w obrazek. Oglądał z nią bajki, zabierał na pokazy mody. Po jakimś czasie dziewczynka sama zaproponowała, żeby został na noc. Potem, żeby spał razem z nią. Matka dziecka niczego nie podejrzewała. Myślała, że przecież nic nie może się stać w maleńkim mieszkaniu, kiedy ona śpi obok. Teraz myśli, że mężczyzna mógł jej czegoś dosypać do szklanki, bo była dziwnie zmęczona. 

Kobieta wymierza sprawiedliwość

Kobieta nie od razu zorientowała się, że dzieje się coś złego. Dziecko zaczęło się inaczej się zachowywać. Mówiło, że nie chce, żeby mężczyzna do nich przychodził, nie chce, żeby dotykał jej rzeczy, ani czegokolwiek w mieszkaniu, "bo stanie się to obrzydliwie, obślizgłe". Znajomy matki starał się bagatelizować te zachowania.

10-latka dopiero po tygodniu zdecydowała się opowiedzieć, do czego doszło w nocy, jak strasznie się bała i że nie mogła nawet krzyczeć. Dla kobiety był to szok. Powoli wydobywała z córki kolejne wyznania. Wreszcie po kilku dniach postanowiła poinformować policję. Złożyła szczegółowe zeznania.

Policjanci poinformowali, że to poważna sprawa i że zajęła się nią prokuratura. Przez wiele dni jednak nic się nie działo. Mężczyzna nadal dzwonił, chciał, by wszyscy razem wyjechali za granicę. Kobieta wiedziała, że pracuje z dziećmi. Przypomniała sobie inną dziewczynkę, która odwiedziła ich w czasie ferii. Po spotkaniu z nim zaczęła dziwnie się zachowywać. Zaczęła bać się o inne dzieci. Umówiła się z mężczyzną na parkingu. Wszystko mu wykrzyczała. Kiedy zaczął ironizować i mówić, że ona i córka są nienormalne, nie wytrzymała: wyciągnęła mały nożyk, który miała w kieszeni i przecięła mu policzek. Jeżeli moje dziecko ma przez ciebie taką ranę na sercu, chciałabym, żebyś ty miał do końca życia taką ranę na policzku i żebyś trzy razy zastanowił się, nim dotkniesz jakiegoś dzieciaka, zastanowił się czy to zrobić - krzyknęła.

Potem zaczęły się groźby od brata mężczyzny i nocne telefony. Kobieta przestała chodzić do pracy, wysyłać dziecko do szkoły.

Prokuratura dopiero po trzech tygodniach od zgłoszenia przesłuchała mężczyznę. Postawiła mu zarzuty tzw. innych czynności seksualnych wobec 10-latki, ale pozostawiła na wolności. Zastosowała dozór policyjny i zakaz zbliżania się do poszkodowanej dziewczynki i jej matki. 10-latka nadal nie została przesłuchana. Sąd (bo tylko sąd w obecności psychologa można to zrobić) wyznaczył datę przesłuchania na przyszły tydzień, czyli niemal miesiąc od zgłoszenia sprawy na policję.

"Jestem niewinny"

Mężczyzna, któremu prokuratura postawiła zarzut "innych czynności seksualnych" wobec 10-latki, twierdzi, że to, co opowiada kobieta, jest kłamstwem i zemstą za odtrącenie jej.

Po raz kolejny powtarzam: pomówienia, oszczerstwa, wynikające z tego, że nie jesteśmy już razem. Ona praktycznie chciała mnie ewidentnie zabić. To nie można powiedzieć inaczej, ja o mało co nie straciłem życia. Chirurg powiedział, że będzie to trwały uraz. Ta kobieta chce ewidentnie mnie zniszczyć i zemścić się za to, że nie jesteśmy razem - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim.

Sprawą zajęła się prokuratura

Mężczyzna przebywa na wolności. Prokuratura twierdzi, że nie było odpowiednich przesłanek, by wystąpić o jego aresztowanie. Stało się tak, choć wiadomo, że mężczyzna ma kontakt z dziećmi.

Oczywiście okoliczności tej w żaden sposób lekceważyć nie można - wyjaśnia rzecznik prokuratury okręgowej w Nowym Sączu Zbigniew Gabryś. Jednocześnie dodaje, że prokuratura niewątpliwie będzie starała się poszerzyć materiał dowodowy. Śledczy liczą, że po publikacjach w mediach zgłosić mogą się inni pokrzywdzeni. Jeżeliby w wyniku publikacji medialnych, jakaś inna osoba zgłosiła się lub inne osoby zgłosiły się, to na pewno będzie uwzględnione i wtedy fakt innych zachowań może mieć bezpośrednie przełożenie na zastosowanie środka zapobiegawczego. Czyli w tej sytuacji, gdyby doszło do poszerzenia zarzutów to wniosek o tymczasowe aresztowanie byłby uprawniony - tłumaczy.

(ug)