Z powodu niewykrycia sprawców krakowska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie znieważenia i zdewastowania pomnika sanitariuszki AK Danuty Siedzikówny "Inki" w Parku Jordana w Krakowie. W lutym wandale oblali farbą popiersie i postument.

Jak powiedział prezes Towarzystwa Parku im. dr Henryka Jordana Kazimierz Cholewa, popiersie zostało bardzo zniszczone i - aby całkowicie usunąć ślady dewastacji - powinno być zdemontowane i oczyszczone. Specjalistyczne firmy długo usuwały farby, ale ślady pozostały i trzeba je piaskować. Czekamy na lepszą pogodę - dodał Cholewa.

Jego zdaniem śledztwo w sprawie dewastacji potraktowano rutynowo i przedwcześnie umorzono sprawę - podobnie jak poprzednie, dotyczące dewastacji popiersia płk. Kuklińskiego.

"Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"

"Inka" była sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady AK. Wczesną wiosną 1946 r. nawiązała kontakt z ppor. Zdzisławem Badochą "Żelaznym", dowódcą jednego ze szwadronów "Łupaszki". Służyła w tym szwadronie jako łączniczka i sanitariuszka, uczestnicząc w akcjach przeciwko NKWD i UB.

Aresztowana w lipcu 1946 r. przez UB została oskarżona o udział w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie siłą władzy ludowej oraz mordowanie milicjantów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku wydał wyrok śmierci.

W przesłanym siostrom grypsie z więzienia Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Zdanie to - według badaczy - należy tłumaczyć nie tylko przebiegiem śledztwa, lecz także odmową podpisania prośby o ułaskawienie. Prośbę taką do ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta skierował za nią jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 28 sierpnia 1946 r. niespełna 18-letnia Siedzikówna została zastrzelona strzałem w głowę.