Funkcjonariusze z Podkarpacia zatrzymali 22-letniego opiekuna grupy nastolatków, którzy utknęli w Bieszczadach. Policja ustala, czy organizator wyprawy i opiekun grupy nie narazili młodych ludzi na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.

Zatrzymany opiekun pochodzi z Dolnego Śląska. Noc spędzi w policyjnej izbie zatrzymań. Przedstawiciel organizatora wyjazdu w Bieszczady, zostawił grupę na szlaku, bo taki był scenariusz wyprawy. Kontaktował się z nią telefonicznie. W poniedziałek rano, po telefonie od jednego z uczestników obozu, wezwał na pomoc GOPR. Dopiero późnym popołudniem 10 młodych ludzi w wieku od 15 do 19 lat zostało sprowadzonych z gór. Akcja ratowników oraz strażników granicznych była bardzo trudna, trwała kilka godzin.

Po sprowadzeniu z Bieszczad, grupą zajęli się lekarze. Zbadali uczestników obozu przetrwania, żeby sprawdzić, czy ewentualnie nie wymagają specjalistycznej opieki w szpitalu. W grę wchodziły m.in. odmrożenia, bo warunki w górach były bardzo trudne. Nawet podczas ewakuacji przeszła potężna burza śnieżna. Po badaniach okazało się, że tylko jedna osoba wymaga hospitalizacji, z powodu odmrożonych stóp. Trafiła do szpitala w Ustrzykach Dolnych. Pozostali uczestnicy obozu, noc spędzą w hotelu w Ustrzykach Górnych. W poniedziałek dotarli tam busem podstawionym przez leśników. Instruktorzy z Wrocławia, którzy opiekowali się grupą, od lat przyjeżdżają z młodzieżą w góry. Ratownicy podkreślają z kolei, że Bieszczady kolejny raz pokazały, że potrafią być groźne. 

Pierwsza grupa goprowców dotarła do młodych ludzi jeszcze w poniedziałek przed południem. Młodzież utknęła w okolicy Bukowego Berda. Ratownicy musieli pokonać wielkie zaspy śniegu, bo do akcji z powodu złej pogody nie można było wykorzystać śmigłowca. W takich warunkach pokonanie zaledwie kilometra trasy zajmowało sporo czasu. 

Na granicy lasu czekały na uczestników obozu śnieżne skutery gotowe do ewakuacji. W pogotowiu były też maszyny LPR-u i Straży Granicznej. Mogły one jednak wzbić się w powietrze tylko wtedy, jeżeli poprawiłaby się pogoda. Według ratowników, część z turystów skarżyła się na odmrożenia. Inni byli mocno zmarznięci i przemęczeni.

Kilka godzin strachu

Poszkodowana młodzież pochodzi ze szkoły przetrwania we Wrocławiu. Noc z niedzieli na poniedziałek spędzili na biwaku. W pewnym momencie doszli jednak do wniosku, że zgubili się i nie wiedzą, gdzie są. Taką wersję potwierdził jeden z instruktorów wrocławskiej szkoły przetrwania. Silny wiatr porwał dzieciakom namioty. Są przemoczeni i wychłodzeni. Dzieci były bardzo dobrze przygotowane do tego wyjścia - opowiadał w rozmowie z RMF FM.

W Bieszczadach powyżej górnej granicy lasu leży średnio pół metra śniegu. W poniedziałek, prędkość wiatru dochodziła do 70 km/godz. W górnych partiach Bieszczad obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego.