Komendant z Sosnowca nie zgodził się na przyjazd grupy pościgowej z Komendy Głównej Policji do szukania rzekomych porywaczy półrocznej Magdy - ustalił reporter RMF FM Roman Osica. Decyzja o wysłaniu funkcjonariuszy zapadła natychmiast po uzyskaniu informacji o rzekomym porwaniu.

Wysłanie wyspecjalizowanych policjantów na miejsce akcji to element nowej instrukcji wypracowanej przez zespół do spraw porwań, stworzony niedawno przez policję ABW i prokuraturę.

Telefon do Sosnowca z informacją, że grupa jest w gotowości, wykonał szef formacji. W odpowiedzi usłyszał jednak, że funkcjonariusze nie skorzystają z pomocy.

Rzecznik komendanta głównego Mariusz Sokołowski tłumaczy w rozmowie z reporterem RMF FM, że nie było takiej potrzeby. Od początku funkcjonariusze podejrzewali, że nie mają do czynienia z porwaniem. Wszelkie informacje, które zebraliśmy w ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin tego postępowania, wskazywały, że kobieta może konfabulować. Wersją, która była na pierwszym planie była niestety wersja z udziałem rodziców - powiedział Sokołowski.

Policjanci przyznają również, że potem pojawiło się kilka dowodów mogących potwierdzać wersję porwania: postać w kapturze zarejestrowana na monitoringu, czy zeznanie mężczyzny, który widział zakapturzoną osobę biegnącą z zawiniątkiem w rękach. Wersja porwania była więc kilka dni później wciąż aktualna.

Tłumaczenie, że nie skorzystano z pomocy grupy pościgowej, bo policja miała świadomość, że do porwania mogło nie dojść, wydają się więc mało wiarygodne.