"Nie mogę pozwolić na to, żeby pozostali w widocznym miejscu. Wyprawy wychodzące na Broad Peak będą cały czas ingerować, patrzeć, oglądać. Moja inicjatywa jest całkowicie rodzinno-przyjacielska. Nie jest to działalność medialna" - mówi o planie pochowania na Broad Peak polskich himalaistów Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego brat pierwszego z nich, Jacek Berbeka.

Jacek Berbeka chce zorganizować wyprawę, której celem będzie odnalezienie i pochowanie ciał himalaistów Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, którzy zginęli po zimowym zdobyciu ośmiotysięcznika Broad Peak. Nie chce przywozić ciał do Polski. Chce ich godnie pochować na szczycie góry.

Maciej i Tomek autentycznie, naprawdę autentycznie kochali góry. Oni nie mogą być w miejscu, gdzie będzie przechodzić dużo ludzi. Doskonale wiem, co się tam dzieje w okresie letnim. Nie mogę pozwolić na to, żeby pozostali w widocznym miejscu, dlatego, że wyprawy wychodzące będą cały czas ingerować, patrzeć, oglądać. Moja inicjatywa jest całkowicie rodzinno-przyjacielska. Nie jest to działalność medialna - podkreśla Jacek Berbeka. Jak dodaje,  najlepszym terminem na zorganizowanie wyprawy będzie przełom czerwca i lipca. Ekspedycja ma zostać sfinansowana przez rodzinę i przyjaciół. Obecna wyprawa została definitywnie zakończona i opuściła bazę. Z mojego doświadczenia wiem, ze opuszczenie bazy jest de facto zakończeniem wyprawy. Proszę bardzo, żeby mnie nie pouczać, dotyczy to także Artura Hajzera. Jest bardzo prosta zasada: trzeba się wspinać na pierwszego (ci którzy zdobywają góry wiedzą o co chodzi) - mówi brat Macieja Berbeki. Jacek Berbeka podkreśla jeszcze raz, że chce całą wyprawę sfinansować ze środków własnych i przyjaciół jego brata, bez udziału pieniędzy publicznych. Prosi, by uszanować jego decyzję.

5 marca po raz pierwszy w historii cztery osoby stanęły zimą na ośmiotysięczniku. Na niezdobyty o tej porze roku szczyt Broad Peak wspięli się: 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa), 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowice) i 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane). Kowalski i Berbeka nie powrócili do obozu.

W sobotę pożegnanie Berbeki i Kowalskiego

W najbliższą sobotę 16 marca rodziny i przyjaciele pożegnają w Zakopanem Macieja Berbekę, w Dąbrowie Górniczej Tomasza Kowalskiego. W południe w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach odprawiona zostanie msza w intencji Berbeki. Natomiast o godz. 19 w zakopiańskim kościele pw. Najświętszej Rodziny przyjaciele pożegnają obu alpinistów. Również w sobotę o godz. 16 w kościele pw. Zesłania Ducha Świętego w Dąbrowie Górniczej-Ząbkowicach odprawione zostanie nabożeństwo za Tomasza Kowalskiego.

Maciej Berbeka urodził się 17 października 1954 roku w Zakopanem. Był absolwentem Państwowego Liceum Technik Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem oraz Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Ratownik TOPR, przewodnik górski z licencją międzynarodowej federacji (UIAGM), zdobywca pięciu ośmiotysięczników, syn Krzysztofa Berbeki (1930-1964), do którego w latach 1960-1971 należał wysokościowy rekord Polski.
Nestor polskiego himalaizmu dokonał pierwszych zimowych wejść na Manaslu (w 1984 roku razem z Ryszardem Gajewskim), Czo Oju (1985 z Maciejem Pawlikowskim) oraz Broad Peak (5 marca z Adamem Bieleckim, Tomaszem Kowalskim i Arturem Małkiem). W 1988 roku był blisko zdobycia tej góry w stylu alpejskim z Aleksandrem Lwowem. Dotarł wtedy do przedwierzchołka Rocky Summit (8028 m) oddalonego od głównego szczytu o godzinę wspinaczki eksponowaną granią. Jest pierwszym człowiekiem, który zimą przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum. Patrzył na świat z Annapurny (8091 m) po wejściu nową drogą - południową ścianą, oraz z Mount Everestu (8850 m) - od strony chińskiej.

Tomasz Kowalski miał 27 lat. Pochodził z Dąbrowy Górniczej, należał do Klubu Wysokogórskiego Warszawa, mieszkał w Poznaniu. W 2010 roku przeszedł 100 km trawers masywu Mount McKinley (6194 m - najwyższy szczyt Ameryki Północnej położony w górach Alaska). "Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki, bo jest okazja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu" - tak 16 stycznia napisał na swoim blogu. Rodzice i brat od najmłodszych lat zaszczepili w nim pasję gór. W 2004 roku był na szczycie Mont Blanc (4810 m). W ciągu tych kilku lat udało mu się postawić stopę na sześciu kontynentach, wejść na sześć z dziewięciu szczytów Korony Ziemi, jego dziecięcego marzenia. W 2011 roku został laureatem Nagrody im. Andrzeja Zawady, dzięki której udało mu się zorganizować wyprawę w Pamir i Tienszan.

Chciał wtedy zdobyć w rekordowym czasie pięć gór i tym samym Śnieżną Panterę. Prawie mu się to udało, osiągnął cztery wierzchołki w 27 dni. Pod wrażeniem jego tempa był Denis Urubko, kazachski wspinacz pochodzenia rosyjskiego, który bez użycia butli tlenowych zdobył Koronę Himalajów jako piętnasty człowiek w historii. Tomasz Kowalski myślał o dokończeniu projektu w następnym sezonie, ale wtedy pojawiła się szansa na udział w projekcie "Polski Himalaizm Zimowy". Mówił o sobie: "Jestem fanatykiem filmowym i dzięki temu mam bardzo rozbudowaną wyobraźnię. Zawsze mam plan B i wierzę w szczęśliwe zakończenia. Uważam, że życie polega na spełnianiu marzeń. Swoich i cudzych. No risk, no fun".