Ludzka bezduszność omal nie doprowadziła do tragedii we Wrocławiu. Dopiero po czterech dniach mieszkanka jednej z kamienic powiadomiła straż miejską, że na jej klatce koczuje bezdomny.

Mężczyzna był tak osłabiony, że trzeba było wezwać karetkę pogotowia. Lekarz zdecydował jednak, że strażnicy miejscy mogą odwieźć go do schroniska. Tam nie było wolnych miejsc. Dopiero pracownik noclegowni zgłosił zastrzeżenia co do stanu zdrowia bezdomnego. Ponownie wezwano pogotowie. Dopiero drugi lekarz stwierdził, że mężczyzna jest na skraju wyczerpania i natychmiast trzeba go odwieźć do szpitala.

13:00