11 osób z podpoznańskiej Murowanej Gośliny, które zaraziły się włośnicą, jedząc kiełbasę wyprodukowaną z mięsa dzika i świni domowej, nadal przebywa w szpitalu. Podczas szczegółowych badań zleconych przez wojewódzkiego lekarza weterynarii ustalono, że mięso wieprzowe było zdrowe. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że włośnicą zakażony był dzik.

Myśliwy, który upolował zwierzę, a następnie zrobił kiełbasę, oddał mięso do badania. Wówczas wynik badań był jednoznaczny: mięso jest zdrowe.

Możliwe więc, że myśliwy dołożył do kiełbasy mięso innego nieprzebadanego dzika, lub lekarz weterynarii badania przeprowadził niedokładnie. Możliwe również jest trzecie rozwiązanie: myśliwy nie oszukał, badanie było przeprowadzone prawidłowo, ale w badanym akurat kawałku mięsa nie było włosieni. Jak przyznają specjaliści, takie rozwiązanie jest prawdopodobne.

Według przepisów lekarz badający upolowane zwierzę ma obowiązek obejrzeć je oraz pobrać próbki mięsa i narządów wewnętrznych. Myśliwy z Gośliny Murowanej przywiózł do badania jedynie część dzika. Weterynarz mógł więc odmówić ich przeprowadzenia, ponieważ aby wykryć włosienie, konieczne jest zbadanie całego zwierzęcia. Miejscem, w którym rozwijają się włosienie, są te mięśnie, które są odpowiednio odżywione i posiadają duże ilości utlenowanej krwi, mięśnie szczególnie narażone na pracę - mówi dr Lesław Szabłoński.

Chodzi przede wszystkim o mięśnie podudzia i przedramienia. Choć wiadomo, że jest to najlepsze miejsce do rozwoju włośnicy ich badanie nie jest w Polsce obowiązkowe.

Foto: Archiwum RMF

09:35