Dziś ważny dzień misji, ale jeszcze nie najważniejszy. Praca polskiego Kreta rozpocznie się kilka dni po ustawieniu instrumentu na powierzchni Czerwonej Planety, po sprawdzeniu stanu całej aparatury - mówi RMF FM dr Jerzy Grygorczuk z firmy Astronika, która zbudowała urządzenie do wbijania się w marsjański grunt. Operację przeniesienia sondy termicznej HP3 z Kretem na pokładzie zaplanowano na dziś rano czasu kalifornijskiego, wieczorem czasu polskiego. NASA opublikowała dziś zdjęcie manipulatora sondy InSight, który złapał już uchwyt instrumentu HP3 i przygotowuje się do wykonania manewru. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim dr Grygorczuk tłumaczy, co nastąpi potem.

Grzegorz Jasiński: Panie doktorze, dziś bardzo ważny etap misji...

Dr Jerzy Grygorczuk: Tak, bardzo ważny, ale jeszcze nie ten najważniejszy. Dolecieliśmy już do Marsa, to była pierwsza, bardzo długa część podróży. Szczęśliwie wylądowano i tam już znajduje się nasze urządzenie. Natomiast dzisiaj nastąpi kolejny etap. Po tych milionach kilometrów teraz odbędziemy drogę tylko około 3 metrów, z pokładu lądownika na grunt Marsa.



Proszę powiedzieć, jak to dokładnie będzie się odbywało...

Na pokładzie lądownika zamontowany jest taki robot, manipulator, który ma specjalny uchwyt i do tego są interfejsy na każdym urządzeniu, które on przemieszcza z pokładu lądownika na grunt. Wcześniej to zostało dokonane z sejsmometrem a dzisiaj uchwyci za specjalny uchwyt właśnie nasze urządzenie i postawi na wcześniej wyznaczonym miejscu na powierzchni Marsa.


O której godzinie to jest planowane?

To jest planowane rano czasu kalifornijskiego. Czyli według naszego czasu, wieczorem...

Państwo bardzo długo czekaliście na ten moment. Trochę nawet dłużej, niż pierwotnie planowano, bo nieco dłużej trwało rozstawianie sejsmometru. Czy wiadomo, dlaczego to trwało dłużej? Czy to może mieć znaczenie dla procedury ustawiania sondy termicznej i Kreta?

Rzeczywiście procedura z sejsmometrem się mocno przeciągnęła. Po pierwsze, wylądowano nie na takim gruncie, na jakim się spodziewano. Mianowicie wybrano taką płaszczyznę Elysium Planitia, która jest pochodzenia wulkanicznego i charakteryzuje się odpowiednią twardością gruntu. Ten grunt jest wystarczająco sypki, żeby Kret się wbił, ale równocześnie miał być dostatecznie twardy, aby sejsmometr mógł dokonać swoich pomiarów. Okazało się jednak, że choć wylądowaliśmy na tej płaszczyźnie, to jednak w takim małym kraterze po meteorycie. On ma wielkość około 30 metrów i jest do głębokości mniej więcej 3 metrów zasypany piachem. Czyli my nie jesteśmy na takim typowym gruncie marsjańskim, tylko w piaskownicy. To dla wbijania Kreta może być bardzo fortunne, natomiast dla sejsmometru już nie.

Kiedy nastąpi ten najważniejszy dla państwa moment, kiedy urządzenie - jeśli wszystko zostanie poprawnie ustawione - zacznie pracować, zacznie się wbijać?

My jesteśmy bardzo optymistyczni, że ten system nas dziś posadowi na powierzchni. On był już podczas tych operacji na Marsie wielokrotnie sprawdzony i dotychczas nie zawiódł. Natomiast między chwilą, kiedy dotkniemy powierzchni Marsa, a rzeczywistym wbijaniem potrzeba jeszcze kilku dni czasu. Chodzi o to, by wszystkie systemy sprawdzić już na powierzchni, by to ustawienie było potwierdzone. Żeby na przykład nie było wątpliwości, że może byłoby lepiej ustawić się pół metra dalej lub bliżej, że w innym miejscu może byłaby lepsza pozycja do wbijania. Bo wtedy ten system robotyczny mógłby jeszcze tego dokonać. Tam się działa bardzo ostrożnie. Mogę dodać, dlaczego z tym sejsmometrem tak długo to trwało. Nie tylko z tego powodu, że on wylądował na znacznie bardziej miękkim gruncie. Aż około 10 dni - nawet nie wyobrażałem sobie, że to możliwe - trwała akcja związana z odpowiednim ułożeniem kabla łączącego sejsmometr z pokładem lądownika. Według Amerykanów ten kabel był za bardzo napięty i mógł przenosić drgania z lądownika na czuły sejsmometr. To jest niedopuszczalne. Chciano go ułożyć w sposób bardziej swobodny, ale też nie na tyle, by był wrażliwy na tamtejsze wiatry, na burze, które są na Marsie. Tylko bardzo specjalne rozłożenie tego kabla było najlepsze i to małymi kroczkami robiono przez 10 dni. Także z tego powodu, że sygnał długo leci z Marsa na Ziemię i z powrotem.

Ile to jest w tej chwili?

To są minuty, nie godziny, ale mimo wszystko to trwa. Tym bardziej, że przesłany obraz musi być potem analizowany na jakimś spotkaniu, bo wiele osób chce o tym decydować. Potem dopiero jest sygnał zwrotny, żeby coś w tym i w tym miejscu poprawić. Dlatego w tym przypadku wszystko tak długo trwało.

Czy w przypadku sondy termicznej i Kreta też będzie kabel, który będzie się musiał dobrze ułożyć?

Na pewno będzie kabel, bo my będziemy cały czas połączeni z pokładem, z zasilaniem i systemem kontroli tego naszego wbijania. Natomiast w naszym przypadku ułożenie tego kabla nie ma większego znaczenia i nie sądzę, żeby ta sytuacja się powtórzyła.

Czy jest już wybrane konkretne miejsce, gdzie sonda zostanie postawiona? Czy będzie to dokładnie oglądane jeszcze podczas samego manewru?

Ja jestem dość dobrze informowany, codziennie praktycznie przychodzą do mnie informacje o tym, co się dzieje, natomiast jeszcze nie widziałem zdjęcia z takim punktem. Bardzo możliwe, że już zdecydowano, które to miejsce, ale kamera z wysięgnika jeszcze je dokładnie sprawdzi.

Wiadomo było, że niekorzystne byłoby postawienie Kreta na jakimś kamyku, w miejscu gdzie trudno byłoby zacząć się wbijać. Ponieważ stoimy w piaskownicy wydaje się, że tego ryzyka nie ma...

Na powierzchni tam nie widać większych kamieni, natomiast nie wiemy, co jest pod spodem. Prawdopodobieństwo kamieni jest tam bardzo małe skoro ten piach został tam, do tego krateru, nawiany. Natomiast grubość tego piachu jest oceniana na około 3 metrów, my zaś mamy za zadanie wbić się na około 5 metrów. Problem zacznie się prawdopodobnie, gdy pokonamy już granicę 3 metrów i natrafimy na inną strukturę gruntu.

Proszę powiedzieć, jak to się będzie odbywało. Najpierw centrum kontroli misji i państwo dostaniecie informacje o stanie urządzenia, po sprawdzeniu stanu instrumentów, a potem ktoś podejmie decyzję: kopać.

Tak, taka komenda zostanie wydana. Jednak zanim zaczniemy się wbijać samodzielnie, przez pierwsze 20 centymetrów zagłębiania musimy otrzymać wsparcie. To tak zwany Support System, który zbudowali Niemcy. Kret sam by nie ustał pionowo na tym gruncie, tak jak rakieta jest na wyrzutni, tak Kret jest w specjalnej prowadnicy. Dzięki tej prowadnicy, dzięki odpowiedniemu elastycznemu zaciśnięciu, dzięki odpowiednio dużej masie tego Support Systemu, jest możliwe rozpoczęcie wbijania. Natomiast, jeśli wbijemy się już na około 20 centymetrów, to wtedy wszystko zależy od nas i od zasilania, jakie otrzymamy z pokładu.

To zasilanie nie jest bardzo mocne i dlatego potrzeba tej przemyślności państwa konstrukcji, żeby można było się wbijać wykorzystując stosunkowo niewielką moc. Jak to dokładnie będzie? Rozumiem, że silniczek będzie napinał, naciągał sprężynę, a potem ona będzie zwalniana i będzie dochodziło do uderzenia...

Dokładnie tak jest. Z tą mocą to też jest prawda. My tam otrzymaliśmy maksymalnie 2 waty, ale praktycznie, żeby system poprawnie działał potrzebujemy poniżej 1 wata. To zostało potwierdzone podczas rozlicznych testów. Jak sprężyna będzie już zwolniona, to następuje uderzenie. Młotek leci w kierunku uderzenia, uderza w obudowę, która się wbija. Tam jest jeszcze cała reszta, ten silnik i inne urządzenia, które są zamocowane na tak zwanej przeciwmasie. Jeden koniec sprężyny jest na młotku, drugi na przeciwmasie. Nie tylko młotek zacznie uderzać, ale i ta przeciwmasa nabierze przyspieszenia w odwrotną stronę, w górę. Ale tam ona jest amortyzowana sprężyną i ona nie powinna dać efektu wyrzucania tego Kreta z powrotem, w kierunku powierzchni. Ten efekt zostanie stłumiony i w praktyce będą się liczyły tylko uderzenia młotka w kierunku wbijania.

To wbijanie na głębokość 5 metrów, która jest celem misji, będzie się odbywało etapami. Istotne będzie też mierzenie temperatury na poszczególnych etapach. Z tego, co czytałem, to będzie prowadzone po pół metra...

Tak, to będzie 10 odcinków półmetrowych. Można byłoby sobie wyobrazić inną sekwencję, ale chodzi też o to, by ten Kret się zatrzymał, żeby to ciepło, które on emituje, bo przecież tam pracuje silnik, mogło się rozproszyć. I w takiej wyrównanej temperaturze, kiedy istotne będą już tylko sygnały cieplne z wnętrza Marsa, będą dokonywane pomiary.

Jak długo cała procedura będzie trwała?

To będą pojedyncze tygodnie. Na pewno nie kilka dni, ale pojedyncze tygodnie, sądzę, że poniżej miesiąca. O takich planach słyszałem, ale to może się zmieniać z dnia na dzień, choćby w zależności od tego, jakie pomiary zostaną uzyskane na kolejnych głębokościach. Naukowcy mogą zażyczyć sobie dodatkowych pomiarów, albo wybrać jeszcze jakąś inną opcję.

Sejsmometr będzie obserwował, co się podczas tego wbijania dzieje, na ile jego wskazania będą istotne dla wiedzy o prawidłowości działania państwa urządzenia?

Sejsmometr może tylko rejestrować, prowadzić detekcję. Gdyby były jakieś wątpliwości, czy nasze urządzenie działało, sądzę, że sejsmometr dostarczy dowody, że działało. Bo będą cykliczne, rytmiczne uderzenia, które on zarejestruje. Dla naszej informacji, na jaką głębokość się wbijemy, nie potrzebujemy wskazań sejsmometru, ponieważ my wciągamy taką taśmę, na której są sensory, ale też są znaczniki głębokości. Będziemy precyzyjnie wiedzieli, gdzie jesteśmy. A co do sejsmometru, to może pokazać się taki efekt, że dalej się nie zagłębiamy, a on rejestruje uderzenia. To by znaczyło, że dotarliśmy do jakiegoś kamienia, czy znacznie twardszej warstwy, przez którą nie możemy się przebić

A czy jest jeszcze jakiś inny sposób ustalenia, na jakiej głębokości Kret się znajduje, poza wysuwająca się taśmą?

Tak, tam będą mierzone dwa parametry. Po pierwsze, znaczniki na wysuwającej się taśmie, które z dokładnością do centymetra czy dwóch pokażą, jak głęboko została wciągnięta i gdzie znajduje się Kret. Na pokładzie jest też tak zwany inklinometr, który rejestruje pochylenie Kreta. Gdybyśmy rykoszetem się od jakiegoś kamienia odbijali i zmienili kierunek wbijania, to będzie uwzględnione, że nie wbijamy się pionowo lecz pod kątem.

Jak rozumiem, to wartości samego eksperymentu nie przekreśli, tylko zmniejszy ostateczną głębokość, na jaką będzie się można wbić?

Wartość eksperymentu trochę może obniżyć. To jednak ważne, byśmy wiedzieli, że ten Kret nie znajduje się na 5 metrach, tylko na 4,5, albo na 4 metrach, z tego powodu, że on od jakiegoś momentu skośnie się wbijał. To dobrze byłoby wiedzieć.

Dziękuję bardzo za wizytę w naszym studiu i... trzymamy kciuki.

Przydadzą się, dziękuję...

Opracowanie: